Wiosna 2024, nr 1

Zamów

Krótka historia białoruskiej niepodległości z Rosją w tle

Prezydent Białorusi Alaksandr Łukaszenka i prezydent Rosji Władimir Putin podczas nieformalnego spotkania na jachcie w Soczi 29 maja 2021. Fot. Kremlin.ru

Retoryka integracji z Rosją i szeroko reklamowane kolejne akty zjednoczeniowe służyły Aleksandrowi Łukaszence do umacniania swojej władzy na Białorusi. A najważniejszym skutkiem jego gry prowadzonej ze wschodnim sąsiadem były konkretne profity gospodarcze.

Regularnie, co kilka lat, pojawiały się w polskiej prasie artykuły z tytułami w rodzaju: „Rosja pożera Białoruś”. Te ponure dla przyszłości Białorusi prognozy głosili nie tylko wybitni publicyści, lecz także utytułowani eksperci oraz politycy wszelkich opcji. Ostatni wysyp tego rodzaju opinii pojawił się w końcu minionego roku i na początku bieżącego. Czy słusznie?

Orientacja na Rosję

Na Białorusi, w odróżnieniu od sąsiednich republik radzieckich, przed 1990 r. nie było liczących się nurtów intelektualnych kwestionujących porządek prawno-polityczny ZSRR. W 1990 r. po raz pierwszy w parlamencie białoruskim znalazła się opozycja, lecz jedyna organizacja, która domagała się niepodległości Białorusi – Białoruski Front Ludowy – liczyła ledwie trzydziestu sześciu deputowanych (ok. 8 proc. składu parlamentu).

Orientacja na Rosję została wybrana u zarania białoruskiej niepodległości i była to w dużej mierze decyzja wewnętrzna Białorusi, wymuszona sytuacją gospodarczą

Eugeniusz Mironowicz

Udostępnij tekst

17 marca 1991 r. na terenie całego ZSRR przeprowadzono referendum, w którym obywatele mieli udzielić odpowiedzi, czy chcą pozostać w państwie radzieckim. Prawie 83 proc. Białorusinów opowiedziało się za zachowaniem ZSRR. Było to nawet kilka procent więcej niż w Rosji.

Ogłoszenie niepodległości przez Białoruś – 25 sierpnia 1991 r. – było aktem wymuszonym sytuacją zewnętrzną, a przede wszystkim wydarzeniami w Rosji, która od 12 czerwca 1990 r. miała status suwerennego państwa w składzie ZSRR. 8 grudnia 1991 r. w Wiskulach z udziałem szefów niepodległych państw Białorusi, Rosji i Ukrainy dokonano likwidacji Związku Radzieckiego i powołania fasadowej struktury o nazwie Wspólnota Niepodległych Państw. W myśl prawa międzynarodowego Białoruś formalnie stała się równorzędnym partnerem Federacji Rosyjskiej.

Na Białorusi zerwanie łączności państwowej z Rosją nie wywołało, tak jak w sąsiednich republikach, wielkiego entuzjazmu. Zachowania więzów ze wschodnim sąsiadem pragnęła większość społeczeństwa oraz białoruskich elit politycznych i gospodarczych. Ponad 80 proc. wymiany gospodarczej Białorusi w 1992 r. przypadało na Rosję. Białoruska gospodarka była całkowicie uzależniona od rosyjskich paliw i surowców. Rosja zgodziła się dostarczać na Białoruś ropę i gaz za jedną trzecią ceny uzyskiwanej za te surowce na rynkach światowych, a formą płatności mogły być białoruskie towary, na które trudno było znaleźć nabywców poza obszarem WNP. Ten fakt skutecznie powstrzymywał rządzących republiką przed zbyt forsownym dążeniem do umacniania jakichkolwiek atrybutów samodzielności Białorusi wobec Rosji.

Orientacja na Rosję została wybrana u zarania białoruskiej niepodległości i była to w dużej mierze decyzja wewnętrzna Białorusi, wymuszona sytuacją gospodarczą. Wybór ten dawał szansę na przetrwanie ogromnych kompleksów przemysłowych, utrzymanie zatrudnienia, pozwalał ograniczać gwałtowny spadek PKB oraz łagodzić społeczne skutki krachu ekonomicznego, nękającego wszystkie republiki po upadku ZSRR.

Hasła o integracji

Proces budowania relacji międzypaństwowych Białorusi z Rosją w pierwszych latach po rozpadzie ZSRR przebiegał niezwykle opieszale. Kierujący gospodarką Rosji wicepremier Jegor Gajdar traktował umowy z Białorusią na dostawy surowców po obniżonych cenach jako zbędne obciążenie dla rosyjskiego budżetu. Otoczenie Jelcyna – chociaż nie kwapiło się z dotowaniem białoruskiej gospodarki – zainteresowane było zachowaniem politycznej i militarnej kontroli nad tym obszarem, ale chciało uzyskać ją najniższym kosztem, bez zobowiązań ekonomicznych na rzecz Białorusi.

Deklaracje Polski o zamiarze uzyskania członkostwa w NATO skłoniły Rosję do realnych działań na rzecz utrzymania Białorusi w swojej strefie wpływów. Zmieniły one sposób postrzegania w Moskwie problemu stosunków z Białorusią. Rosja – nie zważając na koszty ekonomiczne – przystąpiła do wzmacniania własnych wpływów w sąsiednim państwie.

Wybitnie sprzyjała temu sytuacja gospodarcza Białorusi. W obliczu piętrzących się trudności, gwałtownego spadku PKB w 1993 r., rząd w Mińsku skłonny był iść na różne ustępstwa polityczne wobec Rosji. Aleksander Łukaszenko – który latem 1994 r. wygrał pierwsze wybory prezydenckie na Białorusi – reprezentował generację polityków, którzy dość szybko zorientowali się, że Zachód traktuje Białoruś jako rosyjską strefę wpływów i żaden z liczących się krajów świata nie jest zainteresowany zmianą istniejącego stanu rzeczy.

W ciągu kilku tygodni po wyborach prezydent Łukaszenko udzielił wielu wywiadów, w których podkreślał przede wszystkim potrzebę utrzymania bliskich stosunków z Rosją, lecz jednocześnie powtarzał zdania o konieczności zachowania przez Białoruś suwerenności i dobrych relacji ze wszystkimi pozostałymi sąsiadami. Z pewnymi zastrzeżeniami można stwierdzić, że w następnych latach prezydent pozostał wierny tej linii polityki zagranicznej.

W Moskwie Łukaszenko dość szybko zyskał zaufanie jako gwarant pozostania Białorusi w rosyjskiej strefie wpływów. Wiązały się z tym spore koszty dla budżetu Federacji Rosyjskiej, przede wszystkim konieczność dalszego dostarczania białoruskiej gospodarce surowców po preferencyjnych cenach. Te wydatki ekonomiczne Rosji, zdaniem Mińska, rekompensowane były przez zyski polityczne. Sojusz z Białorusią określał bowiem geopolityczne i wojskowo-strategiczne położenie Rosji. Łukaszenko podkreślał, że orientacja Białorusi na sojusz z Rosją niesie konsekwencje w postaci pogorszenia stosunków politycznych i ekonomicznych z Zachodem. Białoruś zatem ponosiła koszty, które Rosja powinna rekompensować dostępem do swoich źródeł surowcowych i rynku zbytu.

Hasła o integracji były przede wszystkim wykorzystywane w polityce wewnętrznej ośrodków władzy w obu krajach. Na Białorusi była to polityka zbieżna z oczekiwaniami większości obywateli, w Rosji zaś łagodziła ona skutki rozczarowania społeczeństwa po utracie radzieckiego imperium. Porozumieniem, które propaganda w obu krajach określiła pierwszym etapem integracji, był traktat o unii celnej z 6 stycznia 1995 r. Znosił on wszelkie opłaty celne na granicy białorusko-rosyjskiej, przez co ułatwiał przepływ towarów w obu kierunkach. Białoruski przemysł zdobywał dzięki temu traktatowi pewniejsze perspektywy pozyskania po obniżonych cenach surowców od Rosji i rynków zbytu na swoje produkty.

„Jednoczenie narodów”

Łukaszenko osiągnął cel najważniejszy – za gotowość do integracji Moskwa zdecydowała się płacić dotacjami dla białoruskiej gospodarki. W lutym 1996 r. podpisano porozumienie o uregulowaniu wzajemnego zadłużenia, biorąc za punkt wyjścia „opcję zerową”. Z rachunku Rosji zdjęto dług wielkości 300 mln dolarów za obsługę wywozu rakiet jądrowych i arendowanie baz wojskowych. Białoruś nie musiała płacić długów wielkości 470 mln dolarów, zaciągniętych w formie pożyczek w latach 1992–1994 i przeznaczonych na zakup rosyjskich surowców.

W 2010 r. przed wyborami prezydenckimi Rosja przelicytowała Unię Europejską wielkością pomocy dla Białorusi. UE składała obietnice i stawiała warunki, Rosja zaś dawała realne pieniądze

Eugeniusz Mironowicz

Udostępnij tekst

Znacznie mocniej wiązała oba państwa zawarta 2 kwietnia 1996 r. umowa o powołaniu Wspólnoty Białorusi i Rosji. Zgodnie z artykułem 3 tej umowy Białoruś i Rosja miały współdziałać w celu zapewnienia sobie bezpieczeństwa i ochrony granic, uzgadniać swoją politykę zagraniczną z partnerem, wypracować ogólne zasady rozbudowy potencjału wojskowego. Do końca 1997 r. oba kraje miały dokonać ujednolicenia systemów prawnych w sferze gospodarki oraz stworzyć warunki do wprowadzenia wspólnej waluty. Jednolita przestrzeń gospodarcza miała umożliwiać swobodny przepływ ludzi, kapitału, towarów.

Był to traktat, który zrywał ostatecznie z zasadą neutralności politycznej Białorusi i wiązał jej politykę zagraniczną z rosyjską. W obu krajach powołanie Wspólnoty ogłoszono jako „dzień jednoczenia narodów Białorusi i Rosji”. Nowy układ był potrzebny przede wszystkim prezydentom obu krajów – Borysowi Jelcynowi i Aleksandrowi Łukaszence. Prezydent Rosji ubiegał się o wybór na drugą kadencję – wybory zaplanowano na czerwiec 1996 r. – miał niską popularność, a obywatele nie mogli mu wybaczyć udziału w likwidacji Związku Radzieckiego. Szumne ogłaszanie początku procesu reintegracji przestrzeni postradzieckiej adresowane było do obywateli odczuwających nostalgię za upadłym imperium.

W Rosji idea zjednoczenia z Białorusią miała licznych zwolenników, zwłaszcza w kręgach komunistycznych i nacjonalistycznych. Mimo niechętnych Łukaszence rosyjskich środków masowego przekazu cieszył się on ogromną popularnością wśród tamtejszego społeczeństwa. Był zaprzeczeniem zniedołężniałego Jelcyna, a jego antyzachodnia retoryka brzmiała dość przekonująco także dla dużej części rosyjskiej sceny politycznej. Najbardziej jednak podziwiano Łukaszenkę za terminowe wypłacanie rent, emerytur i świadczeń dla sfery budżetowej. Na tle Rosji i Ukrainy było to ogromnym osiągnięciem. Wielu Rosjan upatrywało w nim człowieka, który mógłby także w ich ojczyźnie zaprowadzić porządek społeczny, ukrócić korupcję i mafijne układy tak, jak uczynił to na Białorusi.

W 1996 r. Białoruś po latach krachu gospodarczego miała dodatni wskaźnik przyrostu dochodu narodowego. W 1997 r. przyrost PKB przekraczał nawet 11 proc. w skali roku. Cud gospodarczy na Białorusi przypisywano talentom prezydenta i odbudowie relacji z Rosją. Dlatego Łukaszenko kontynuował tę linię polityki, która przynosiła mu popularność i rozwój gospodarczy kraju.

Miliard dolarów za wojsko?

Dokładnie rok po utworzeniu Wspólnoty Białorusi i Rosji, 2 kwietnia 1997 r., prezydenci Łukaszenko i Jelcyn podpisali Układ o Związku Białorusi i Rosji. Z treści podpisanego dokumentu – poza zmianą nazwy układu stowarzyszeniowego i dodaniem kilku patetycznych zwrotów o jedności duchowej narodu białoruskiego i rosyjskiego – nie wynikało nic konkretnego, co wnosiłoby zmiany do porozumienia z kwietnia 1996 r. Najważniejsze było jednak to, że ten nowy układ został przyjęty przez media rosyjskie i światowe, a wraz z nimi przez elity polityczne jako fundament wspólnego państwa, chociaż bardzo wyraźnie zagwarantowano w tym dokumencie zachowanie suwerenności obu podmiotów.

W przypadku Rosji nowy układ z Białorusią stanowił swoistą osłodę dla opinii publicznej w sytuacji bankructwa polityki zagranicznej Jelcyna, ukierunkowanej na współpracę ze Stanami Zjednoczonymi. Perspektywa rozszerzenia NATO do granic Rosji była niezwykle trudna do zaakceptowania dla większości społeczeństwa.

Gospodarka i finanse Białorusi wobec zamrożenia kontaktów z Zachodem stały się zależne od tego, w jakim stopniu Rosja gotowa była pokrywać koszty integracji obu państw. A prezydent Łukaszenko chętnie wystawiał rachunki za każdą formę współpracy, zwłaszcza wojskowej. W 1997 r. szacował, że za wykorzystywanie terytorium Białorusi przez rosyjskie siły zbrojne, a także za ochronę zachodnich okręgów Federacji przez białoruskie wojska obrony przeciwlotniczej Rosja winna była Białorusi 1 mld dolarów.

Łukaszenko przekonywał międzynarodową opinię publiczną, że współpraca wojskowa z Rosją była konsekwencją rozszerzania NATO, ucieczką ze strefy niczyjej, działaniem wprawdzie niezgodnym z białoruską koncepcją bezpieczeństwa w Europie (zakładającą status państwa neutralnego), lecz wyborem mniejszego zła.

Putin to nie Jelcyn

Retoryka integracyjna i szeroko reklamowane kolejne akty zjednoczeniowe służyły Aleksandrowi Łukaszence do umacniania swojej władzy na Białorusi. A profity gospodarcze wynikające z bliskości stosunków politycznych były najważniejszym skutkiem gry prowadzonej ze wschodnim sąsiadem. Wyniki tej polityki były autentycznie doceniane przez większość obywateli.

Zdaniem białoruskich analityków Łukaszenko, mając znakomite stosunki w Rosji, czynił przygotowania do odegrania pierwszoplanowej roli na scenie politycznej połączonego państwa rosyjsko-białoruskiego. Planował objęcie stanowiska wiceprezydenta nowego państwa, co w sytuacji, gdy prezydentem był schorowany Borys Jelcyn, otwierało mu perspektywę objęcia najwyższego urzędu w ogromnym kraju.

W latach 1998–1999 podpisywano kolejne dokumenty, lecz większości zawartych w nich postanowień nie zrealizowano ani w 1999 r., ani w latach następnych. Szeroko reklamowano je jako przełomowe wydarzenia w dziejach obu krajów. 8 grudnia 1999 r. prezydenci obu krajów wykonali kolejny gest wobec własnych społeczeństw. W rocznicę podpisania porozumień białowieskich, likwidujących Związek Radziecki, Jelcyn i Łukaszenko powołali na Kremlu Państwo Związkowe Białorusi i Rosji. Zapisy tego dokumentu uniemożliwiały jednak prezydentowi Białorusi objęcie jakiejkolwiek funkcji politycznej w Federacji Rosyjskiej, czyli przekreślały wszelkie aspiracje Łukaszenki do ubiegania się o stanowiska zapewniające władzę na obszarze obu państw.

Drugim czynnikiem pozbawiającym prezydenta Białorusi marzeń o znaczącej roli na rosyjskiej scenie politycznej była jej radykalna przebudowa w 2000 roku. Pojawienie się Władimira Putina w roli głównego polityka na Kremlu przekreśliło ostatecznie plany białoruskiego prezydenta. Wizja władania olbrzymim krajem stała się nieaktualna.

Białoruś nie chce podążać śladem Polski, która za własne pieniądze gotowa jest wybudować sojusznikowi Fort Trump. Łukaszenko nie chce u siebie Fortu Putin nawet za pieniądze sojusznika

Eugeniusz Mironowicz

Udostępnij tekst

Polityka integracyjna Łukaszenki przyniosła jednak Białorusi wymierne korzyści ekonomiczne. W wyniku obniżonych cen na surowce rosyjskie i otwarcia wielkiego rynku gospodarka białoruska od 1996 r. miała stały dynamiczny wzrost PKB. Wprawdzie w 1999 r. w wyniku krachu finansowego w Rosji odnotowano na Białorusi spadek przyrostu PKB do 3,4 proc. (rok wcześniej wskaźnik ten wynosił 8,4 proc.), lecz w kolejnych latach następował jego systematyczny wzrost, aż do 11,4 proc. w 2004 r.

Wraz z pojawieniem się Putina w roli gospodarza Kremla możliwości prowadzenia przez Łukaszenkę aktywnej polityki na terenie Rosji zostały radykalnie ograniczone. Nowy prezydent Rosji podjął również działania zmierzające do osłabienia pozycji Łukaszenki w samej Białorusi oraz kontynuowania procesu integracji na warunkach zaproponowanych przez Rosję.

Putin nie był tak mocno wyczulony na hasło „integracji” jak Borys Jelcyn, który złożył podpis pod porozumieniem białowieskim, likwidującym Związek Radziecki. Działania prointegracyjne dla Jelcyna stanowiły formę odkupienia win w oczach rosyjskiego społeczeństwa, tęskniącego za upadłym imperium, były środkiem do pozyskania elektoratu przed każdymi wyborami. Putin błyskawicznie zdobył popularność, powstrzymując proces rozpadu Federacji oraz usprawniając system fiskalny. Spektakularne porozumienia z prezydentem Białorusi nie były mu więc potrzebne do umacniania pozycji na rosyjskiej scenie politycznej.

Rosjanie jak Niemcy?

Białoruś była jednak nadal potrzebna Rosji ze względów bezpieczeństwa oraz jako przestrzeń tranzytowa. Znajdujące się na jej terytorium ropociągi, gazociągi, drogi i koleje miały strategiczne znaczenie dla rosyjskiej gospodarki. Wspólne państwo mogłoby rozwiązać przede wszystkim problemy tranzytowe Federacji.

W 2002 r. Putin zaproponował Łukaszence dwa projekty integracji Białorusi i Rosji. Pierwszy przewidywał włączenie Białorusi w skład Federacji Rosyjskiej, drugi zaś – rozwój stosunków dwustronnych według wzorców obowiązujących państwa członkowskie Unii Europejskiej. Realizacja drugiego wariantu oznaczałaby przerwanie dotacji dla białoruskiej gospodarki w postaci dostaw surowców energetycznych po preferencyjnych cenach, co było fundamentem białoruskiego „cudu gospodarczego”. Oba pomysły integracyjne zaproponowane przez prezydenta Rosji z oczywistych względów zostały odrzucone.

Pogorszenie stosunków Białorusi ze wschodnim sąsiadem na początku nowego stulecia stawało się faktem. Prezydent Białorusi tłumaczył początkowo, że przyczyną załamania procesu zbliżania Białorusi i Rosji było opanowanie Kremla przez liberałów i wrogów integracji. Po pewnym czasie zmienił zdanie i zaczął głosić, że utrzymujący się konflikt między krajami ma charakter systemowy i wynika z istoty państwowości rosyjskiej – niezdolnej do budowania relacji z sąsiadami na zasadzie zaakceptowania ich suwerenności i niezależności.

Putin domagał się realizacji wcześniejszych porozumień gospodarczych, które pozwalały na udział rosyjskich koncernów w prywatyzacji białoruskiego przemysłu i infrastruktury przesyłowej surowców energetycznych. Łukaszenko, nie zmieniając retoryki integracyjnej, faktycznie blokował ten proces. Spełnienie oczekiwań rosyjskich pozbawiałoby prezydenta Białorusi kontroli nad gospodarką własnego kraju, a w dalszej kolejności oznaczałoby całkowite uzależnienie od Kremla. Dlatego wchodzenie kapitału rosyjskiego na rynek białoruski napotykało większe przeszkody niż na rynki krajów, których nie wiązały z Rosją żadne plany integracyjne.

W 2003 r. rosyjski koncern Gazprom podjął próbę przejęcia pakietu kontrolnego Biełtransgazu – białoruskiego monopolisty w dystrybucji i handlu gazem oraz dysponenta instalacji gazowych na terenie Białorusi. Władze białoruskie nie zgodziły się na sprzedaż pakietu większościowego. U schyłku roku strona rosyjska postanowiła wymusić ustępstwa, oferując dostawy gazu na Białoruś po cenach zbliżonych do rynkowych, co oznaczało ponad trzykrotny wzrost kosztów tego surowca. Prezydent Białorusi w rewanżu zażądał odpowiednich opłat za tranzyt przez Białoruś ropy, gazu i innych towarów przewożonych drogami lądowymi do Europy i z Europy. W wyniku przedłużających się rozbieżności w sprawie wzajemnych roszczeń finansowych w styczniu 2004 r. doszło do wstrzymania dostaw gazu na Białoruś.

W białoruskiej propagandzie władze Rosji obarczono winą za rosnące ceny nośników energii, żywności, opłat komunalnych oraz przede wszystkim za burzenie harmonijnych i przyjaznych stosunków między oboma narodami i krajami. Łukaszenko w przemówieniu telewizyjnym porównał Rosjan do Niemców okupujących Białoruś podczas II wojny światowej. Ta „pierwsza wojna gazowa” skończyła się spektakularnym porozumieniem Łukaszenki i Putina w czerwcu 2004 r. – ustalono, że dostawy błękitnego paliwa odbywać się będą na dotychczasowych zasadach.

Twierdza brzeska współczesnej Rosji

Pomarańczowa rewolucja na Ukrainie uświadomiła Moskwie kluczowe znaczenie relacji z Białorusią, która stanowiła dla Rosji jedyny pewny korytarz do Europy. W praktyce obie strony chwilowo zaprzestały wykonywania gestów drażniących sojusznika, ograniczyły się do mówienia o integracji bez podejmowania konkretnych działań w tym kierunku.

W wyniku gwałtownego osłabnięcia wpływów rosyjskich na Ukrainie Moskwa nie mogła sobie pozwolić na utratę tak ważnego sojusznika w Europie, zaś prezydent Białorusi wystawiał dość wysokie rachunki za pozostawanie w rosyjskiej orbicie wpływów. Jedynie z tytułu obniżonych cen na gaz Białoruś zyskiwała każdego roku kilka miliardów dolarów. Różne ulgi celne i podatkowe z reguły były korzystne dla białoruskiego budżetu.

Najbardziej drażliwym problemem był reeksport rosyjskiej ropy naftowej w postaci produktów białoruskiego przemysłu petrochemicznego. W 2004 r. Białoruś wyeksportowała 13 mln ton produktów ropopochodnych wyprodukowanych z rosyjskiego surowca nabytego po cenach znacznie niższych niż rynkowe.

W Rosji argumenty przemawiające za dotowaniem Białorusi głosili zarówno politycy, ekonomiści, jak i wojskowi. Dość obszernie przedstawił je jeden z ekonomistów Rosyjskiej Akademii Nauk, Jurij Bodin, nazywając Białoruś w tytule swojej rozprawy naukowej „twierdzą brzeską współczesnej Rosji”.

Bodin w pierwszej kolejności wskazywał rolę Białorusi jako bufora między NATO a Rosją. Wobec niepewnej Ukrainy i nieprzyjaznych Rosji republik bałtyckich znaczenie białoruskiego bufora było dla Moskwy strategiczne. Jego wartość wzrosła jeszcze bardziej po ogłoszeniu planów rozmieszczenia na terenie Polski i Czech amerykańskiej tarczy antyrakietowej. W tych warunkach Rosja w relacjach z Białorusią godziła się na rozwiązania przynoszące jej znaczne straty finansowe. Akceptując reeksport gazu i ropy po cenach rynkowych, tylko w 2007 r. dotowała w ten sposób gospodarkę białoruską kwotą 5,8 mld dolarów. Polityka Łukaszenki pod hasłem „strategicznego partnerstwa z Rosją” miała mocne uzasadnienie finansowe.

Pojednawczej retoryce rosyjsko-białoruskiej towarzyszyła twarda gra Putina i Łukaszenki, której stawką była własna racja stanu i interesy osobiste przywódców

Eugeniusz Mironowicz

Udostępnij tekst

Rosja, oprócz tanich surowców, dawała także białoruskiej gospodarce swój rynek zbytu. Władze tego państwa od 2005 r., mimo istnienia unii celnej, próbowały pod różnymi pretekstami wprowadzać ograniczenia importowe na towary białoruskie. Białoruś w odwecie reagowała w podobny sposób, wprowadzając 146 ograniczeń na import towarów z Rosji.

Każda zapowiedź podniesienia cen za gaz lub ropę skutkowała żądaniami ze strony Mińska wyższych cen za tranzyt tych surowców do Europy. Ograniczanie dostaw gazu na Białoruś przez Gazprom w styczniu 2007 r. – z powodu nieuregulowanych przez Białoruś płatności – spowodowało nielegalne pobieranie brakującego surowca dla potrzeb białoruskich konsumentów i przemysłu.

Nowa strategia Łukaszenki

Kryzysom gazowym w stosunkach białorusko-rosyjskich najczęściej towarzyszyły kryzysy naftowe. Rosja obłożyła cłem eksportowaną na Białoruś ropę od 2007 r., co w naturalny sposób spowodowało wzrost ceny tego surowca. W 2007 r. Białoruś importowała z Rosji 19,32 mln ton ropy, a jej eksport na rynki europejskie wynosił 13,49 mln ton w postaci produktów naftowych i 1,35 mln ton ropy surowej. Przetwórstwo ropy w rafineriach w Mozyrzu i Połocku oraz jej reeksport w postaci produktów ropopochodnych były jednym z najważniejszych źródeł zasilania budżetu państwa białoruskiego. Dlatego wprowadzanie przez Rosję ceł eksportowych zawsze oznaczało potężny wstrząs dla finansów Białorusi i zmieniało klimat w stosunkach dwustronnych.

Celem polityki rosyjskiej było przejęcie kontroli nad białoruskimi instalacjami przesyłania ropy i gazu do Europy. Zadłużenie w Rosji zmusiło rząd białoruski do podpisania w maju 2007 r. umowy pozwalającej na przejęcie przez Gazprom do 2010 r. pakietu kontrolnego akcji Biełtransgazu. Białoruś traciła bardzo mocny atut, sprawnie wykorzystywany przez wiele lat w kształtowaniu relacji ekonomicznych z Rosją.

Polityka Kremla zmierzała do stopniowego przejmowania kontroli nad strategicznymi przedsiębiorstwami sojuszniczego państwa. Na Białorusi nikt nie wspominał już o integracji, gdyż w nowych realiach oznaczało to redukcję podmiotowości państwa białoruskiego, w tym i znaczenia urzędu prezydenckiego.

Kryzys gruziński w sierpniu 2008 r. spowodował dalsze ochładzanie relacji białorusko-rosyjskich, gdyż Łukaszenko nie udzielił nawet politycznego wsparcia sojusznikowi, a następnie odmówił uznania suwerenności Abchazji i Osetii Południowej. Problem uznania niepodległości byłych gruzińskich prowincji stał się przedmiotem gry Mińska i Moskwy, w której strona białoruska na szali stawiała ustępstwa ekonomiczne ze strony Rosji. Reakcją Kremla była nasilona propaganda w rosyjskich mediach, ukierunkowana na kompromitację Łukaszenki. W odwecie ograniczano emisję rosyjskich programów informacyjnych na Białorusi.

W lipcu 2009 r. Łukaszenko ogłosił zmianę dotychczasowej polityki zagranicznej Białorusi. Miała być wielowektorowa, ze szczególnym uwzględnieniem Moskwy i Brukseli jako równorzędnych ośrodków przyciągających uwagę Mińska.

Nowa strategia białoruskiego przywódcy nie wpłynęła na politykę Kremla. Ówczesny premier Rosji, Władimir Putin, uzależnił preferencyjny dostęp białoruskich produktów do rosyjskiego rynku od powstania wspólnych holdingów, które w rzeczywistości miały stanowić instrument przejmowania poszczególnych sektorów białoruskiej gospodarki przez kapitał rosyjski. Rosja zaproponowała m.in. utworzenie holdingu naftowego, w którym białoruski wkład do wspólnego przedsięwzięcia miał stanowić odcinek ropociągu „Przyjaźń”. Opieszałość strony białoruskiej spowodowała, że w efekcie rok 2010 zastał Białoruś bez kontraktu na dostawy ropy naftowej.

Rosja przelicytowała Unię Europejską

Nadzieją na rozwiązanie problemów surowcowych była deklaracja Łukaszenki o przystąpieniu Białorusi do projektowanego związku celnego z Rosją i Kazachstanem na warunkach proponowanych przez Kreml. Stosowne porozumienie prezydenci trzech państw podpisali 27 listopada 2009 r. w Mińsku. Zgodnie z jego brzmieniem na terytoriach trzech państw ruch towarów, kapitału i usług miał dokonywać się bez żadnych ograniczeń. Nie podlegała tej zasadzie sprzedaż ropy naftowej, która miała być obłożona cłem eksportowym w przypadku reeksportu przez Białoruś do państw trzecich. Takie rozwiązanie oznaczało dla Białorusi utratę kilku miliardów dolarów w skali rocznej, dlatego Łukaszenko blokował jego realizację.

Lata 2009–2010 były okresem systematycznego narastania napięcia w stosunkach białorusko-rosyjskich. Ze względu na swoją politykę kaukaską Białoruś została zaproszona przez Unię Europejską do Partnerstwa Wschodniego. Tym samym Łukaszenko otrzymał atut w relacjach z Rosją, pozwalający na demonstrację gotowości do zmiany orientacji politycznej na prozachodnią. Pogarszające się stosunki Białorusi z Rosją skłoniły Unię Europejską do stopniowego znoszenia sankcji wobec białoruskiego reżimu i stosowania zachęt do choćby symbolicznej demokratyzacji systemu politycznego. Obiecywano inwestycje i kredyty w zamian za demokratyczne wybory prezydenckie wyznaczone na 19 grudnia 2010 roku.

Dziesięć dni przed tymi wyborami władze Rosji zmieniły taktykę wobec Białorusi. Podczas spotkania przywódców państw związku celnego, Rosji, Białorusi i Kazachstanu w Moskwie prezydent Miedwiediew zgodził się na – oczekiwane przez Łukaszenkę – warunki dostaw rosyjskich surowców energetycznych na Białoruś. Zmiana stanowiska Rosji w sprawie zasad sprzedaży ropy naftowej miała przynieść Białorusi zysk – według wyliczeń Ministerstwa Finansów FR – wielkości blisko 4 mld dolarów rocznie.

Tym samym Rosja tuż przed wyborami przelicytowała Unię Europejską wielkością pomocy dla Białorusi. Unia składała obietnice i stawiała warunki, Rosja zaś dawała realne pieniądze w postaci tanich surowców. W tej sytuacji Łukaszenko nie musiał liczyć się ze stanowiskiem Brukseli i spełniać jej oczekiwań w sprawie zapewnienia warunków do przeprowadzenia demokratycznych wyborów prezydenckich. A unia celna Białorusi, Rosji i Kazachstanu wywindowała w 2012 r. poziom wymiany handlowej między Rosją i Białorusią do wartości 45 mld dolarów. Dwa razy większe były jedynie obroty handlowe Rosji z Chinami.

Putin swoje, Łukaszenko swoje

Pojednawczej retoryce po 2010 r. towarzyszyła jednak twarda gra prowadzona między dygnitarzami obu państw, której stawką była własna racja stanu i interesy osobiste przywódców. Putin – ponownie od 2012 r. w roli prezydenta – podejmował nieustanne próby przejmowania kontroli nad strategicznymi obiektami na Białorusi, Łukaszenko zaś wykorzystywał każdą okazję do umocnienia swojej pozycji w relacjach z Putinem i poluzowania zależności gospodarczej od Rosji. Szczególnie widoczne było to w 2014 r. na tle kryzysu ukraińskiego.

W Moskwie bardzo negatywnie zostały przyjęte konsekwencje kijowskiego Majdanu w lutym 2014 r. W Mińsku wydarzenia te spotkały się ze wstrzemięźliwą akceptacją, zaś pierwsze spekulacje o możliwości rozpadu Ukrainy – z wyraźną dezaprobatą. Łukaszenko dość szybko znalazł wspólny język z nowym prezydentem Ukrainy Petrem Poroszenką. Był także konsekwentny w sprawie najistotniejszej dla Ukrainy, a mianowicie integralności terytorialnej państwa. Nie uznał ani aneksji Krymu przez Rosję, ani podmiotowości Donieckiej Republiki Ludowej i Ługańskiej Republiki Ludowej.

Paradoksalnie jednak to nie poprawne stosunki z nowymi władzami Ukrainy, lecz dramatyczna sytuacja w sąsiednim kraju umacniała pozycję polityczną Łukaszenki na Białorusi. Nawet zdaniem niechętnych mu białoruskich niezależnych komentatorów strach przed chaosem, Majdanem i wojną domową czynił prezydenta – w opinii większości obywateli – gwarantem pokoju, stabilności i względnego dobrobytu.

W 2014 r. Rosja, nie chcąc zrażać do siebie zachodniego sąsiada, bez ociągania się dostarczyła Białorusi 23 mln ton ropy po preferencyjnych cenach ze świadomością, że znaczna jej część zostanie przeznaczona na reeksport, a w konsekwencji zbilansowanie białoruskiego budżetu. Zdecydowanie trudniej było pogodzić się Moskwie z faktem, że białoruskie paliwa, wyprodukowane z rosyjskiej ropy, były sprzedawane Ukrainie, także z przeznaczeniem do napędzania czołgów i wozów bojowych wykorzystywanych w trakcie wojny w Donbasie.

Sankcje nałożone latem 2014 r. przez Zachód na Rosję i odwetowe działania Rosji zakazujące importu żywności z krajów Unii Europejskiej zostały w Mińsku odczytane jako szansa na wielkie zyski. Białoruś nie tylko nie przyłączyła się do rosyjskiej polityki zakazu importu żywności, lecz także szybko zaczęła zwiększać zakupy owoców, warzyw i mięsa w krajach UE z zamiarem reeksportu do Rosji. Pierwsza poważna próba spójności unii celnej Rosji, Białorusi i Kazachstanu wypadła wyjątkowo fatalnie. Jesienią 2014 r. Rosja wprowadziła wyrywkowe kontrole celne na granicy z Białorusią. W Moskwie bez problemu ustalono, że część produktów spożywczych importowanych z Białorusi wyprodukowano z surowców sprowadzonych z Unii Europejskiej.

W sytuacji ostrego kryzysu w relacjach Rosji z Zachodem oraz wobec zaangażowania w wojnach w Syrii i na Ukrainie pobłażliwie potraktowano w Moskwie nielojalność sojusznika w sprawie przemytu produktów z UE czy sprzedaży paliw Ukrainie oraz retorykę o możliwości powrotu do wielowektorowej polityki zagranicznej. W mediach rosyjskich jedynie incydentalnie pojawiały się krytyczne komentarze wobec białoruskiej polityki.

Do 2019 r. surowce dostarczano po cenach satysfakcjonujących władze białoruskie. W Mińsku chętnie sięgano po argument mówiący, że zgodnie z logiką procesu integracyjnego w ramach Eurazjatyckiej Unii Gospodarczej kraje członkowskie zmierzają do wspólnego rynku ropy i gazu. W 2025 r. surowce te dla Białorusi powinny być dostępne po cenach wewnętrznych w Rosji czy Kazachstanie.

Nie dla Fortu Putin

W 2019 r. zaczęła wygasać wojna w Syrii, zamrożony został konflikt w Donbasie, w polityce rosyjskiej najbardziej absorbującym problemem stało się przesuwanie baz i instalacji wojskowych NATO do granic Rosji. Z bardzo skąpych rosyjskich i białoruskich przecieków informacyjnych można domyślać się, że przedmiotem debat międzypaństwowych na najwyższym szczeblu stała się sprawa rozbudowy rosyjskich instalacji wojskowych na terenie Białorusi.

Wszystko wskazuje na to, że Białoruś nie chce podążać śladem Polski, która za własne pieniądze gotowa wybudować sojusznikowi Fort Trump. Łukaszenko nie chce u siebie Fortu Putin nawet za pieniądze sojusznika i wie, że w tej sprawie może mieć poparcie większości obywateli.

Podpisany na początku września 2019 r. przez premierów Dymitra Miedwiediewa i Siarhieja Rumasa plan dalszej integracji nie przewiduje nic nowego, czego nie było w traktatach zawieranych 20 lat wcześniej. Nie zakłada żadnej integracji w sprawie polityki obronnej, służb bezpieczeństwa, sądownictwa i spraw związanych z działalnością resortów spraw wewnętrznych. Z pewnością nie o taką „pogłębioną” integrację chodziło władzom Rosji. Dlatego decydenci kremlowscy powrócili do tematu cen ropy i gazu.

Wesprzyj Więź

Rosja zgadza się na dostawy ropy po obniżonych cenach na Białoruś, lecz jedynie w wymiarze odpowiadającym potrzebom białoruskiego rynku wewnętrznego. Nadwyżki służące produkcji z przeznaczeniem na eksport miałyby być obłożone odpowiednimi cłami. Oznaczałoby to ogromne uszczuplenie dochodów do białoruskiego budżetu. Łukaszenko próbował kupić ropę w Kazachstanie (w ramach porozumień Eurazjatyckiej Unii Gospodarczej), lecz otrzymał podobne propozycje sprzedaży jak z Moskwy. Demonstracyjnie dokonał zakupu niewielkich ilości ropy w Azerbejdżanie i Norwegii, nie wywołując – poza suchymi komentarzami – żadnych reakcji na Kremlu. Złożone Łukaszence na początku lutego 2020 r. propozycje sekretarza stanu USA Mike’a Pompea dotyczące gotowości całkowitego zaopatrzenia Białorusi w surowce energetyczne potraktowano zarówno w Mińsku, jak i w Moskwie jako przejaw dbałości wyłącznie o polityczne i ekonomiczne interesy amerykańskie.

W marcu 2020 r. nieoczekiwanie pojawił się nowy sojusznik prezydenta Łukaszenki w postaci koronowirusa. Krach na giełdach, gra na wyniszczenie konkurencji w trójkącie Rosja–USA–OPEC, a w konsekwencji radykalny spadek cen ropy naftowej dały władzom białoruskim dodatkowe pola manewru w rozmowach z Kremlem. Na efekty nie trzeba było długo czekać. 21 marca opublikowano komunikat mówiący, że w wyniku rozmów między premierami Białorusi i Rosji, Siarhiejem Rumasem i Michaiłem Miszustinem, zawarto satysfakcjonujące obie strony porozumienie dotyczące dostaw ropy na Białoruś. Trudno określić najbliższą przyszłość w stosunkach białorusko-rosyjskich ze względu na nieprzewidywalność procesów gospodarczych i politycznych w skali globalnej, wywołanych pandemią i prognozowaną wielką przebudową relacji międzynarodowych w każdym wymiarze. Na początku wiosny 2020 r. nic jednak nie zapowiada zmian celów polityki zagranicznej obu państw ani charakteru relacji między nimi.

Tekst ukazał się w kwartalniku „Więź”, lato 2020

Podziel się

1
Wiadomość