Wiosna 2024, nr 1

Zamów

O, lęku straszny i wspaniały…

Miłość, wiara i nadzieja przezwyciężają lęk nie dzięki temu, że zapewniają spokój, lecz dlatego, że pozwalają człowiekowi przekroczyć własne granice ku innym ludziom i ku Bogu.

Tekst ukazał się w miesięczniku „Więź” nr 8-9/2005

Przynieśliśmy go do domu. Mały ptaszek z przetrąconym skrzydłem. Drżał cały, potem skurczył się trochę i już taki pozostał. To była pierwsza śmierć, na którą patrzył mój mały synek. Jesteśmy obaj przekonani, że wróbelkowi z lęku pękło małe serduszko. Ludzie co prawda rzadko umierają ze strachu, ale lęk potrafi gwałtownie przeorać ich psychikę i ciało. Niewiele wiemy o człowieku, zanim nie poznamy lęków, jakie go gnębią.

Gdy widzimy ludzi złamanych przez zło świata – zastraszonych, niezdolnych do samodzielnych wyborów – gdy patrzymy na chorych nerwowo, nieradzących sobie z irracjonalnymi lękami, które, mimo że nierealne, powodują cierpienie przekraczające ludzką wytrzymałość – wtedy nasuwają się podstawowe pytania: Po co jest lęk? Jaka jest jego egzystencjalna funkcja? Czy przeżywanie lęku jest znakiem wielkości czy nędzy człowieka? Gdy brakuje na nie odpowiedzi – rodzi się pokusa, żeby skorzystać z pomocy farmakologii. Czy nie wystarczy mała pastylka, żeby pozbyć się lęku przed przyszłością i zyskać swobodę życia „tu i teraz”?

Niewiele wiemy o człowieku, zanim nie poznamy lęków, jakie go gnębią

Adam Workowski

Udostępnij tekst

Pamiętamy własne lęki – wiemy, że potrafią zaburzyć naszą fizjologię, wprowadzić w myśli rozgardiasz i pustkę. Boleśnie przeżywamy nawet tremę i lęk w czasie publicznych wystąpień, które blokują naszą inteligencję i wymowę. Jakich zatem spustoszeń może dokonać prawdziwy, realny strach przed śmiercią, chorobą i poniżeniem? Przestajemy rozsądnie myśleć i przewidywać przyszłość, zaczynamy działać nieracjonalnie i nie panujemy nad własnymi emocjami. Wszystkie władze naszego ducha wydają się rozpadać.

W przyrodzie lęk sygnalizuje nadchodzące niebezpieczeństwo i skłania zwierzę do ucieczki albo walki. W przypadku człowieka lęk staje się dziwnym sygnałem, bo niekiedy boimy się go bardziej niż niebezpieczeństwa, które sygnalizuje. Tworzy się sytuacja paradoksalna, ale powszechnie spotykana. Ludzie panicznie boją się samego lęku. Już dawno stoicy zdumiewali się, że człowiek bardziej boi się lęku przed śmiercią niż samej śmierci. Zygmunt Freud zauważył, że uczucie lęku początkowo sygnalizuje realne niebezpieczeństwo, ale gdy zaczyna się w nas rozwijać – to zamiast sprzyjać ucieczce albo podjęciu walki, prowadzi do paraliżu. Wtedy lęk traci swoją naturalną funkcję ostrzegania przed groźbą i staje się przekleństwem naszego życia. Bywa, że bogactwo ludzkiej wyobraźni jest przyczyną wynaturzenia lęku. Naturalne wydaje się, że lęk odzyska sens i znaczenie, gdy przywrócimy mu naturalną funkcję – objawiania zewnętrznego niebezpieczeństwa.

Odróżnić strach od lęku?

Wydaje się, że łatwo odróżnić strach od lęku. Strach ma zawsze określony przedmiot, natomiast przedmiot lęku jest nieokreślony. Nie umiemy opisać, czego się właściwie lękamy. Niektórzy mówią prowokacyjnie, że przedmiotem lęku jest nicość.

Bardzo trudno mówić o lęku, który z założenia jest bezprzedmiotowy. Poza tym opisywanie lęku z chłodnego dystansu wydaje się gubić jego istotę. Lęk bywa okrutny i wyrafinowany – dotyka tego, co dla nas ważne i podatne na zniszczenie. Jest tym groźniejszy, że czujemy nadchodzące niebezpieczeństwo i domyślamy się, co będzie celem ataku. Egzystencjalne zagrożenie przez lęk z jednej strony zagraża naszej tożsamości, ale z drugiej – daje unikalną okazję do prawdziwego poznania samych siebie.

Lęk lub strach zdają się przychodzić z zewnątrz, ale wnikają tak głęboko w duszę, że stają się niemal częścią nas samych. Gdy do domu rumuńskiego intelektualisty wkraczała komunistyczna służba bezpieczeństwa, zawołał: „możecie mnie pozbawić wszystkiego, ale nie jesteście w stanie odebrać mi tego strachu, z jakim was przywitałem”.

Sądzimy, że lęki są niepotrzebne i bardzo szkodzą naszej psychice. Chcemy je usuwać wszelkimi metodami, choćby przy pomocy farmakologii. Psychoanalitycy opisują realne strachy, które przez wyparcie do nieświadomości zamieniają się w bezprzedmiotowy lęk. Bywa też odwrotnie, że nasza psychika często próbuje przemienić nieokreślony lęk w konkretne strachy, nad którymi łatwiej zapanować. Taki mechanizm nigdy nie eliminuje lęku całkowicie, ale może sprawić, że konkretne strachy zaczynają „mieć wielkie oczy”, co oznacza, że u podłoża konkretnych strachów przyczaił się bardziej podstawowy lęk. Pojawia się nawet hipoteza, że w centrum naszej psychiki leży pierwotny nieokreślony lęk, który objawia się w świadomości w formie konkretnych strachów.

Nieokreślone lęki nie są wymysłem znerwicowanych ludzi. Przeżywają je całe społeczności. Paul Tillich uważa, że podstawowy jest lęk przed śmiercią, który można nazwać lękiem egzystencjalnym. Śmierć jest rozumiana jako odsłonięcie nicości. Przedsmakiem śmierci są możliwe uderzenia losu, które mają w sobie coś nieprzewidywalnego. Nigdy nie wiadomo, skąd nadejdzie jakiś cios. Na podłożu lęku egzystencjalnego nawet drobne groźby nabierają poważnego znaczenia. Próba racjonalnego oddzielenia realnego i racjonalnego strachu od irracjonalnych i nerwicowych lęków nie może się powieść. Strach i lęk przenikają się nawzajem. Kruchość naszego istnienia sprawia, że egzystencjalny lęk przed śmiercią i nieprzewidywalnym losem przenika całe nasze życie i wzmacnia grozę wszystkich realnych strachów. Wydaje się, że strach i lęk w ludzkim życiu są nierozdzielne.

Lęki przed groźnym światem

Józef Tischner – opisując prace sławnego psychiatry Antoniego Kępińskiego – użył metafory „człowieka z kryjówki”, która trafnie opisuje zanurzenie w lęk i próbę ucieczki od niego. Jednostka nie tylko odczuwa nieprzyjemne i destrukcyjne emocje związane z lękiem, ale inaczej widzi świat i samą siebie. Człowiek chowa się w kryjówce, która zapewnia mu bezpieczeństwo w świecie wrogim i groźnym. Kryjówka jest jednak ciasna – zawęża przestrzeń życiową i powoduje, że czas kurczy się do chwili teraźniejszej. Inni ludzie mogą być tylko sojusznikami albo wrogami. Nawet Bóg może służyć jako potężny sojusznik w walce o zachowanie samego siebie.

„Człowiek z kryjówki” czuje się bezbronny wobec świata i dlatego nakłada maskę, która ma go ochronić przed wrogością otoczenia. Jego wizja świata jest podwójnie zafałszowana: świat widziany z perspektywy kryjówki staje się groźniejszy niż jest w rzeczywistości, a włożenie maski fałszuje relacje z innymi ludźmi. Metaforyczny opis Tischnera unaocznia spustoszenie dokonane przez lęk. Mimo odcięcia od świata i zamaskowania własnej twarzy, „człowiek z kryjówki” nie jest w stanie uciec przed lękiem, który dopada go w pozornie bezpiecznym schronieniu.

Wydaje się, że choć można walczyć przeciw realnym groźbom, to jesteśmy bezbronni wobec lęku przed śmiercią i unicestwieniem. Odpowiada się często, że nie da się pokonać śmierci ani zaplanować w pełni swojego losu, ale można wzmocnić jednostkę na tyle, żeby mogła lepiej przewidywać przyszłość i zapobiegać życiowym klęskom – co zmniejszy poziom jej lęków. Mimo że człowiek jest kruchy i niemal bezbronny, zyskuje siłę przez władzę, bogactwo i prestiż. Również spełniona miłość i wiara w Boga mogą być traktowane jako środki do wzmocnienia swego bezpieczeństwa.

Mimo że „posiadanie” może wzmacniać poczucie bezpieczeństwa – to zarazem nieuchronnie je osłabia. Po pierwsze, im mocniej liczymy na władzę, posiadanie i prestiż, tym bardziej jesteśmy od nich uzależnieni. Po drugie, nie wszyscy mogą na równi korzystać z „posiadania”. Rywalizujemy zatem o środki do uśmierzania lęku przed losem, a spory i rywalizacja czynią świat jeszcze bardziej wrogim i nieprzyjaznym. Powoduje to, że we współczesnym świecie ostrej rywalizacji lęk nie znika, ale nawet ulega wzmocnieniu. Posiadanie i władza miały wyeliminować lęki, doprowadziły zaś do tego, że sama struktura świata stała się neurotyczna.

Rozwiązanie stoików idzie w przeciwną stronę. Zauważyli oni, że lęk bierze się z troski o to, co nie zależy tylko od nas. Nie tylko wszystkie rzeczy materialne, ale również nasze cechy cielesne i psychiczne zależą nie tylko od naszej woli. Te dobra możemy nazwać zewnętrznymi, bo uzyskujemy je albo tracimy wedle zrządzenia losu. Nawet życie i zdrowie nie są naszą własnością, a czasowym darem Opatrzności. Nie możemy zatem mieć pretensji, gdy zostaną nam odebrane. Jedynie nasza władza wyboru – wolność, która stanowi centrum ducha człowieka – zależy tylko od nas. Dlatego nie warto budować sztucznych zapór, żeby chronić swoje „ja”. Wystarczy pamiętać, że nigdy nie utracimy wolności, czyli tego, co w nas najważniejsze. Dlatego nie potrzebujemy się lękać o nas samych.

Rozumowanie stoika wydaje się nie do odparcia: lęk o własne „ja” jest niepotrzebny, a obawy o zewnętrzne dobra są absurdalne. W życiu mędrca nie ma zatem miejsca na lęk. Postawa stoicka była przez stulecia bardzo podziwiana, ale rzadko naśladowana. Nie tylko dlatego, że wymagała heroizmu, na który stać tylko niewielu bohaterów, ale również dlatego, że rodziła podejrzenia o nieludzką obojętność wobec świata, własnego ciała i życia. Kto dba tylko o ducha i lekceważy ciało, wydaje się człowiekiem okaleczonym. Czy za pozbycie się lęku warto płacić aż tak wysoką cenę?

Również Józef Tischner daje receptę pod pewnym względem podobną do stoickiej. Człowiek wyzwoli się z kryjówki, gdy przestanie żyć w fałszu i wybierze autentyczne życie „w prawdzie”. Zrzucając maskę, człowiek przestaje liczyć na fałszywe środki bezpieczeństwa, a stawia na swoją godność i wewnętrzną wartość, której nie można go pozbawić.

Te dwa sposoby walki z lękiem kierują się w przeciwne strony: jeden próbuje wznosić szańce broniące jednostkę, drugi pragnie odsłonić sferę prawdziwego, autentycznego ja. Ale oba próbują  w z m o c n i ć  j e d n o s t k ę  w taki sposób, żeby mogła stawić czoło wyzwaniom losu. Niestety, bliższe przyjrzenie się tym wysiłkom pokazuje ich iluzoryczność.

Niezawodny sojusznik – Bóg

Z tego powodu ludzie poszukiwali obrony przed lękiem w transcendentnym Bogu. Tylko On może zapewnić nam bezpieczeństwo w groźnym i nieprzewidywalnym świecie. Wiara i miłość nie dadzą się zatem pogodzić z lękiem. To prowadzi do przekonania, że ufność i brak lęku są niezbędne do zachowania bliskości z Bogiem.

Egzystencjalne zagrożenie przez lęk z jednej strony zagraża naszej tożsamości, ale z drugiej – daje unikalną okazję do prawdziwego poznania samych siebie

Adam Workowski

Udostępnij tekst

Szukanie podpory w Bogu nie jest jednak proste. Nawet mocna wiara nie usuwa wszystkich lęków. Wielcy mężowie biblijni byli poddawani rozlicznym lękom. Odczuwali straszny lęk grzeszników przed Bogiem, ale również Bóg poddawał ich próbom, które rodziły lęk. W świecie rządzonym wiarą są zatem lęki dobre i złe. Do istoty próby, której poddawani byli święci, należała wątpliwość, czy odczuwane lęki pochodzą od Boga, czy od szatana.

Pojawia się jeszcze wątpliwość pochodząca z praktyki. Jeśli Bóg daje pokój i ufność, to skąd u mocno wierzących chrześcijan tak wiele strachu przed otaczającym światem i innymi ludźmi? Jeśli nawet relacja z Bogiem daje im poczucie bezpieczeństwa – to ma się wrażenie, że poza tą sferą ufności rozpościera się dla nich przestrzeń dzikiego i napawającego niepokojem świata.

U podstawy wszystkich proponowanych rozwiązań leży podstawowe założenie: celem człowieka jest osiągnięcie  b e z p i e c z e ń s t w a  i dlatego trzeba zniszczyć lęk, który jest plagą ludzkiego życia. Czasem nawet najwspanialsze cnoty, jak wiara, nadzieja i miłość, mogą być użyte jako środki dla uzyskania spokoju i bezpieczeństwa.

Św. Tomasz nie traktował lęku i spokoju jako przeciwieństw. Proponował dwa inne przeciwieństwa lęku. Po pierwsze – o d w a g a: bojaźń unika zła, a odwaga stawia mu czoło. Po drugie – n a d z i e j a: bojaźń ucieka przed złem, a nadzieja dąży w stronę dobra. Tomasz zauważył też, że odwaga wiąże się z nadzieją, ponieważ walczymy mężnie tylko wtedy, gdy istnieje jakieś dobro, w którym pokładamy nadzieję.

Podstawową rolę w przezwyciężaniu lęku pełnią zatem nadzieja i odwaga. A bezpieczeństwo? Dla średniowiecznego myśliciela jest ono po prostu brakiem bojaźni. Można powiedzieć, że bezpieczeństwo może być ubocznym skutkiem odwagi, czyli dzielnej walki ze złem.

Trzeźwe analizy św. Tomasza dają do myślenia. Być może omawiane wcześniej recepty na lęk, które dążyły do osiągnięcia ufnego spokoju, są nie tylko nieskuteczne, ale również błędne i fałszywe!? Narzuca się przypuszczenie, że miłość, wiara i nadzieja przezwyciężają lęk nie dzięki temu, że zapewniają spokój, lecz dlatego, że pozwalają jednostce przekroczyć własne granice ku innym ludziom i Bogu. Tymczasem ludzie zwykle chcieliby osiągnąć bezpieczeństwo i wyzwolić się od lęku, nie przekraczając granic siebie samych.

Lęki przed samym sobą

Praktyka pokazuje, że jednostka prawie nigdy nie obroni się przed lękiem za pomocą bogactwa, stoickiego męstwa czy poszukiwania ostoi w Bogu. Nie rozumiemy jednak w pełni przyczyn tego niepowodzenia. Ciekawą próbę wyjaśnienia zawdzięczamy psychoanalizie.

Freud zauważył, że lęk wpływa nie tylko na świadomość, lecz przede wszystkim na nieświadomość jednostki. Wyjaśniał to zjawisko, wychodząc od biologicznego opisu lęku, czyli bodźca, który sprawia, że zwierzę ucieka albo atakuje. Freud uważał, że wszystkie wyparte ze świadomości pragnienia libido jednostki zamieniają się w lęk (który pełni rolę „monety obiegowej”). Lęk działa w systemie nieświadomości, dlatego nasza świadomość nie może nim kierować i bronić się przed nim.

Sugestywne teorie Freuda mogą rodzić w nas nieufność, ale pozwalają zrozumieć nowe rodzaje lęków, które od wieków gnębiły ludzkość. To lęki pochodzące z wnętrza człowieka. W średniowieczu główną rolę odgrywał lęk przed winą i potępieniem, a w czasach nowożytnych – przed brakiem sensu i poczuciem bezwartościowości życia.

Lęki przed winą i brakiem sensu mogą być równie silne, a nawet mocniejsze od lęku przed śmiercią. Męczennicy wiary obawiali się bardziej potępienia przez Boga niż śmierci w męczarniach. Znane są wypadki, w których ludzie popełniali samobójstwo, żeby uniknąć lęku przed pustką.

Przerażająca jest wielorakość i siła lęków, które zagrażają człowiekowi. Teksty filozofów egzystencjalnych poświęcone ludzkiej egzystencji są pełne opisów grozy, beznadziejności i rozpaczy. Analiza poglądów egzystencjalistów będzie znakomitym testem dla sprawdzenia przypuszczenia, że lęk może odgrywać ważną i pozytywną rolę w ludzkim życiu.

Martin Heidegger pisał o nastroju trwogi, gdy samotny człowiek staje oko w oko z możliwością własnej śmierci, wobec której wszelkie projekty życiowe, zachowania i postawy psychiczne wydają się pozbawione znaczenia.

Trwoga wymusza na człowieku wybór: między egzystencją autentyczną,w której świadomie uzna on swoją skończoność i podejmie życie na własny rachunek, a egzystencją nieautentyczną, w której będzie działał i istniał konformistycznie: na wzór innych ludzi, i przestanie szukać własnej drogi życia. 

Lęk i trwoga odkrywają zatem nie tylko kruchość i skończoność człowieka, ale ukazują również wspaniałą wolność wyboru sposobu istnienia. Heidegger zdaje sobie sprawę, że ludzie często ignorują nieuchronność podstawowego wyboru. Takie uniki oznaczają w istocie wybranie egzystencji „nieautentycznej”. Jednak nawet gdy człowiek żyje nieautentycznie, to w nieokreślonych lękach i strachach jego życia odbija się ślad podstawowej trwogi, który przypomina i napomina, że zawsze istnieje wybór między prawdziwym i zafałszowanym istnieniem.

Oryginalny opis ludzkiego lęku znajdujemy u Kierkegaarda. Duński myśliciel dojrzał źródło lęku w strukturze człowieka, która jest paradoksalnym powiązaniem ducha i ciała, nieskończoności i skończoności. Wieczny duch zostaje wetknięty w określony czas i przestrzeń, jakie zajmuje ciało. Rodzi to wewnętrzny konflikt, ale również otwiera szeroki horyzont możliwości istnienia, jakich nie mają aniołowie ani zwierzęta. Kierkegaard uważa, że wolność wyboru tych możliwości jest istotą człowieka, ale twierdzi również, że drugą stroną tej wolności jest lęk przed tym, co można wybrać. Dlatego lęk przyciąga i odpycha jednocześnie, bo wolność jest wspaniała, ale wymusza ryzyko wyboru między dobrem a złem, nadzieją i rozpaczą. 

Posiadanie i władza miały wyeliminować lęki, doprowadziły zaś do tego, że sama struktura świata stała się neurotyczna

Adam Workowski

Udostępnij tekst

Niestety, człowiek zazwyczaj usiłuje uniknąć ryzyka i dlatego wybiera życie wygodne i bezbolesne. Taka egzystencja jest jednak próbą ucieczki od siebie samego. Człowiek nie chce być sobą – co według Kierkegaarda oznacza, że popada w egzystencjalną rozpacz. Rozpacz daje poczucie bezwartościowości siebie i braku wszelkiej nadziei.

Kierkegaard uważa, że lęk może prowadzić do rozpaczy, ale również otwiera drogę do wiary, która jest zaprzeczeniem rozpaczy. Droga wiary wykorzystuje, na pozór destrukcyjne, działanie lęku. Kierkegaard pokazuje ten paradoks na przykładzie przeżywania czasu. Zwykle lękając się, czujemy kurczenie się czasu do przemijającej teraźniejszości oraz zawieszenie projektów i wyobrażeń dotyczących przyszłości. Jednak – zdaniem duńskiego filozofa – to poczucie duszenia zniknie, jeśli doświadczymy, że chwila „teraz” nie jest tylko przemijaniem, ale ma w sobie coś z nieprzemijającej wieczności. Opis Kierkegaarda jest na pozór abstrakcyjny, ale znajduje potwierdzenie w naszym doświadczeniu. Często w ważnych momentach naszego życia – w rozstrzygających spotkaniach i podejmowaniu ważnych decyzji – mamy wrażenie, że czas się zatrzymuje, a chwile nabierają nieprzemijającej wagi. Zdaniem Kierkegaarda, ta zmiana odczuwania chwili teraźniejszej pozwala naprawdę doświadczyć przyszłości. Nie będzie to przyszłość planowana i przewidywalna, ale dzika i nieogarniona, która napełnia bojaźnią, ale daje również fascynującą wolność.

W myśli Kierkegaarda i Heideggera następuje głębokie przewartościowanie lęku, który przestaje być jedynie „nieszczęsną chorobą” ludzkości. Mimo że lęk wymusza bolesne wybory, stawia nas na krawędzi grzechu, śmierci, braku sensu i pozbawia poczucia bezpieczeństwa – to również daje szanse na istnienie wolne i autentyczne.

Egzystencjaliści przekonują, że wnętrze człowieka jest w stanie chwiejnej równowagi i osiągnięcie trwałej i bezpiecznej egzystencji jest zupełnie niemożliwe. Dlatego jesteśmy ciągle zawieszeni między autentycznością i nieautentycznością (u Heideggera) i między wiarą a rozpaczą (u Kierkegaarda). Egzystencjaliści zdają sobie sprawę, że zazwyczaj ludzie wybierają życie „nieprawdziwe” i konformistyczne, ale nawet takie fałszywe decyzje nie zmieniają wielkiej wartości egzystencjalnego wyboru – który w człowieku wiąże się z przeżywaniem lęku i trwogi. W analizach egzystencjalistów pojawia się „dobry” lęk, który może tworzyć, a nie tylko niszczyć.

Oczywiście ciemny obraz świata egzystencjalistów nie musi nas przekonywać. Ufność i bezpieczeństwo podobają się nam bardziej niż trwoga i brak nadziei. Szczególnie człowiek wierzący jest nastawiony na nadzieję zbawienia. Trudno zaś przypuścić, żeby lęk i niepewność dobrze opisywały relację z transcendentnym Bogiem. Czytaliśmy nawet, że wiara i doskonała miłość nie dadzą się pogodzić z lękiem.

Lęki pochodzące od Boga

Jednak w myśli chrześcijańskiej również odnajdujemy „dobry” (twórczy) lęk. Istnieje przecież bojaźń Boża, która prowadzi do bliskości z Absolutem. Mistycy i anachoreci mówią o tajemniczych i bolesnych lękach, którymi Bóg „próbuje” swoich czcicieli. Nawet sam Chrystus cierpiał lęk w Ogrójcu przed Ukrzyżowaniem. Wydaje się, jakby w pewnych sytuacjach Bóg niejako wypuszczał człowieka z rąk i pozwalał mu spadać w przepaść, co wywołuje potężny lęk. 

Co prawda, św. Jan pisał, że doskonała miłość „usuwa lęk” przed Bożą karą, ale to nie oznacza, że w doskonałej miłości lęk byłby zupełnie wykluczony. Wystarczy pamiętać, że miłość jest doskonała, każe w razie potrzeby umierać za swoich przyjaciół, a czyż wtedy nie odczuwa się leku i trwogi? Co prawda, zmartwychwstanie Chrystusa wyrwało śmierci jej oścień, ale śmierć nadal pozostała. Zatem wiara ani miłość nie wykluczają pojawienia się lęku. Według Paula Tillicha, przezwyciężenie lęku, którego przedmiotem jest nicość, nie niszczy jej, ale ją przyswaja i integruje. Głęboko wierzący chrześcijanie czuli spokój i ufność wobec Boga, ale zarazem przeżywali naturalną trwogę przed śmiercią i cierpieniem. Co więcej, chrześcijanie przeżywają niekiedy specjalny, właśnie chrześcijański rodzaj lęku, który jest naśladowaniem cierpienia i trwogi idącego na śmierć Chrystusa. Widzimy zatem, że chrześcijaństwo dopuszcza sytuację, w której lęk i trwoga stają się narzędziem zbawienia człowieka.

Istnieją zatem dwa rodzaje lęków: dobre, czyli twórcze i złe, czyli niszczące.Takie twierdzenie rodzi jednak poważne problemy. Trudno podać zasadę podziału lęków. Wydaje się bowiem, że przeżywamy w identyczny sposób zarówno lęk urojony, jak i realny, lęk grzeszników i świętych, lęk ludzi zrozpaczonych i twórców wizjonerów, którzy przecierają nowe ścieżki. Wydaje się, że do istoty dobrego (twórczego) lęku należy niemożność jasnego oddzielenia go od lęku złego i szkodliwego. Mówiąc prosto – nigdy nie wiadomo, czy lęk pochodzi od Boga, czy od szatana.

Gdy ponadto weźmiemy pod uwagę, że lęki są silnie związane z konkretnymi strachami – to dochodzimy do wniosku, że nawet jeśli istnieją lęki twórcze i ważne dla człowieka, to bardzo trudno je wyłuskać z ogromu codziennych strachów i lęków.

Zastanawiać może silne powiązanie „dobrych” i „złych” lęków. Przejawiają się one niemal identycznie. To skłania do przypuszczenia, że nie ma sensu mówić o dobrych i złych lękach, a należy powiedzieć, że istnieją lęki o dwoistej naturze – mające w sobie stronę twórczą i destrukcyjną. Analizy egzystencjalistów pokazały, że lęk odsłania pustkę i nędzę ludzkiej egzystencji, otwierając zarazem możliwość autentyczności; ogranicza swojską i przyjazną przestrzeń, ale zarazem otwiera sferę nieprzewidywalnych możliwości. Lęk zacieśnia czas do teraźniejszości, odcinając się od zaplanowanej przyszłości, otwierając równocześnie możliwość przemiany teraźniejszości w chwilę, w której dokonuje się synteza wieczności i czasu oraz pojawia się autentyczna, nieprzewidywalna przyszłość.

Dwoistość lęku stawia nas wobec wyboru siebie albo ucieczki przed sobą samym – wtedy mówimy o bojaźni. Bojaźń sprawia, że naszym postępowaniem zaczyna rządzić zasada unikania sytuacji lękowych i złudne poszukiwanie bezpiecznego świata. W tym świetle dokładniej zrozumiemy postawę człowieka z kryjówki, który trzyma w rękach klucze do drzwi – może wyjść poza kryjówkę i wybrać autentyczne istnienie w nieoswojonym świecie albo schować się za drzwiami i budować barykadę.

Twórczy lęk pozwala wyrwać się z kryjówki, w której schroniliśmy się w obawie przed wrogim światem. Czy jednak lęk może być dobrym lekarstwem na… inne lęki? Filozofowie dialogu zdają się otwierać pogodniejszą perspektywę. Z kryjówki może nas wyrwać spotkanie z drugim człowiekiem i Bogiem, a przecież spotkanie kojarzy nam się nie z lękiem, lecz z przygodą i zauroczeniem. Nie można jednak zapominać o tym, że spotkanie rozbija nasz wygodny świat przyzwyczajeń i wymusza radykalne otwarcie na nieprzewidywalną przyszłość. Zatem spotkanie niesie ze sobą także potężną dozę lęku.

Mimo że lęk wymusza bolesne wybory, stawia nas na krawędzi grzechu, śmierci, braku sensu i pozbawia poczucia bezpieczeństwa – to również daje szanse na istnienie wolne i autentyczne

Adam Workowski

Udostępnij tekst

Specyficzny lęk o dwoistej twórczo-destrukcyjnej naturze nie może być opisywany w sposób tradycyjny. Pamiętamy, że w świecie natury lęk powoduje bojaźń i ucieczkę albo rodzi odwagę i potrzebę walki. Zatem w pewnym sensie bojaźń (i odwaga) nie są właściwym lękiem, a tylko odpowiedziami na lęk. Św. Tomasz pisze w „Sumie teologicznej”, że lęk może przejawiać się również w formie paraliżu albo nawet filozoficznego zdziwienia. Taki bezruch pojawia się wtedy, gdy lęk stawia człowieka wobec nicości. Sprostanie temu wyzwaniu można nazwać męstwem egzystencjalnym.

Dwoisty rodzaj lęku przeżywają święty, który nie umie rozstrzygnąć czy odczuwany lęk przed potępieniem jest próbą zadaną przez Boga, czy kuszeniem szatana, oraz wielki twórca przeżywający dylemat, czy lęk przed bezsensem to znak tchórzliwego braku nadziei, czy skutek podjęcia ryzyka wolności.

Wydaje się, że lęk ma naturę dwoistą wtedy, gdy dotyka rdzenia jednostki, stawiając przed wyborem między ryzykiem postawienia na własną niepowtarzalność a bezpieczną ucieczką w nieautentyczność, czyli konwencjonalność.

Lęk ma cudowną moc tworzenia – oto człowiek drżący przed śmiercią, bezsensem i potępieniem dostaje szansę odzyskania siebie samego i bogactwa rzeczywistości. Może jednak przemienić się również w szkodliwą bojaźń. W bojaźni lęk traci swój wymiar twórczości, spycha człowieka do kryjówki i nakazuje unikać zła i instynktownie uciekać przed lękiem w bezpieczny świat.

Co dzieje się, gdy uciekamy przed egzystencjalnym wyborem i dwoisty, twórczy lęk zamienia się w taką szkodliwą bojaźń? Pchani potrzebą bezpieczeństwa staramy się tę destrukcyjną bojaźń wyeliminować. Jednak nawet, gdy uda się ją usunąć ze świadomości, powróci w podświadomych lękach i niepokojach. Za to twórczy lęk z jego wspaniałą mocą odsłaniania wydaje się bezpowrotnie stracony.

Wspaniałość lęku

Być może lęk egzystencjalny może być dobry i twórczy, ale czy potrafimy odnaleźć te cechy w szarych lękach codzienności? Jak skarżył się Pan Cogito u Herberta – nasze malutkie przepaści nie są przepaściami na miarę Pascala i Dostojewskiego. Nasze lęki mają zwykle bardzo konkretne podłoże i nie domagają się radykalnych wyborów. Gdy czasem odczuwamy silny lęk, to nie dostrzegamy w nim metafizycznej głębi, lecz raczej destrukcyjną siłę, która burzy spokój naszej egzystencji. Wtedy pojawia się naturalna tendencja do przetwarzania lęku na konkretne strachy i podjęcia walki z realnym niebezpieczeństwem. 

A gdyby tak świadomie odwrócić tę tendencję? Gdy zdamy sobie sprawę, że pewnych rzeczy boimy się ponad rozsądną miarę – wtedy zamiast koncentrować się na realnej groźbie, moglibyśmy skierować uwagę na ten „nadmiar lękliwości”, który zapewne sygnalizuje pojawienie się lęku egzystencjalnego, w którym pryskają iluzje bezpieczeństwa, a zdobycze materialne i duchowe niewiele znaczą w obliczu nicości śmierci, winy i bezsensu. 

Heidegger widzi ratunek w egzystencjalnym zdecydowaniu, które polega na mężnym przeżywaniu własnej egzystencji – świadomości bycia śmiertelnym.

Można wyobrazić sobie współczesnego stoika, który czuje się kruchym pyłem we wszechświecie. Ta świadomość własnego miejsca może ukoić lęk i przerażenie, bo nie ma wielkiego sensu drżeć o istnienie czegoś, co przypomina drobną falę na powierzchni oceanu.

Mistrzowie wiary przypominają, że właśnie w lęku w całej pełni odsłaniają się cnoty ewangeliczne: nadzieja, wiara i miłość. Przypominamy sobie wiarę Abrahama na górze Moria, kiedy w bojaźni i drżeniu przechodził okrutną próbę i zachował nadzieję wbrew wszelkiej nadziei. Wiara chrześcijan polega na naśladowaniu krzyża Chrystusa. A przecież ostatnia droga Chrystusa obejmowała też noc w Gethsemani, pełną napięcia i lęku przed śmiercią. Radykalny lęk jest bramą wiodącą do bliskości z Bogiem. Kierkegaard pisał, że w chwili śmierci Bóg jakby upuszczał człowieka z rąk – lecimy w stronę przepaści, ale w ostatniej chwili On wyciąga pomocną dłoń. Wiara, nadzieja i miłość nie usuwają ryzyka i nie zapewniają błogiego bezpieczeństwa, lecz przez bliskość z Bogiem dają siłę do przezwyciężenia lęku i stania się rycerzem wiary. Cnoty ewangeliczne wymagają podjęcia egzystencjalnego ryzyka.

Co robić jednak, gdy przeżywamy lęki i strachy, które niszczą i wtrącają w rozpacz człowieka, zupełnie odcinając go od wymiaru twórczości? Gdy jedynym ratunkiem jest zamknięcie się na klucz w kryjówce? Niektórzy ludzie wierzą w cudowną interwencję Boga albo ludzi, którzy wyrwą ich z pułapki. Pozostaje jeszcze inny sposób.

Można zapomnieć o tym, że jesteśmy w pułapce. Można żyć spokojnie i nie popadać w lęki i w rozpacz, korzystając z udogodnień i smaków życia. Kierkegaard opisuje ze zgrozą i odrobiną podziwu możliwość takiej egzystencji. Nazywa ją stanem bezduszności, w której duch w człowieku pozostaje w uśpieniu, w stanie słodkiej nieświadomości. Przestajemy myśleć o wielkich i trudnych problemach, bo takie myślenie jest nudne i przygnębiające. Cieszymy się życiem i nie boimy się przyszłości, bo żyjemy w stanie nieustannych wakacji. Znika pokusa zażycia cudownej pastylki na lęk, bo w nowym, wspaniałym świecie pastylki będą zupełnie niepotrzebne. 

Nieokreślone lęki nie są wymysłem znerwicowanych ludzi. Przeżywają je całe społeczności

Adam Workowski

Udostępnij tekst

Biadamy często nad bezmyślnością i nędzą moralną współczesnej cywilizacji konsumpcji. Trzeba jednak przyznać, że podejmuje ona heroiczną próbę realizacji opisanego wyżej modelu egzystencji.

Rozwój cywilizacji powala zbudować podwójny system zabezpieczeń. Na początek medycyna i technika zapewniają w miarę bezpieczne i wygodne życie, w którym można przeciwdziałać nędzy, chorobie i ryzyku nagłej śmierci. W tym bezpiecznym otoczeniu społeczeństwo z ogromną inwencją tworzy wielorakie możliwości spełniania indywidualnych potrzeb, preferencji, które pozwolą osiągnąć maksimum życiowego zadowolenia. Poważne problemy życiowe są oswajane przez rytuały albo rozwiązywane z pomocą psychoterapeutów. Przez to tracą swoją wagę w życiu indywidualnym. Świat staje się coraz bardziej przewidywalny. Gdy świat i wnętrze osoby nie odczuwają zagrożenia – znika możliwość dotknięcia przez lęk. 

Wesprzyj Więź

Kierkegaard uważa, że w takim świecie ludzie wyrzekają się ducha i naprawdę ludzkiej egzystencji. Ale nawet za taką cenę nie uciekną przed rozpaczą. A dla duńskiego myśliciela rozpacz bezduszności jest najgorszą, choć nieświadomą formą rozpaczy. Cóż, Kierkegaard był uznawany za dziwaka nawet w rodzinnej Kopenhadze…

Jest paradoksem ludzkiej egzystencji, że w tym bezpiecznym świecie ludzie poszukują mocnych wrażeń i tęsknią za przeżywaniem lęków. Ale i na to znajdzie się recepta. Zamiast borykania się z egzystencjalnymi lękami, niektórzy z nas będą skakali z mostu na linie albo uprawiali sporty ekstremalne. Reszta będzie zaś przeżywać ekscytujące lęki, oglądając horrory na ekranach telewizorów.

Przeczytaj też: Sprzeciw wobec ostatecznej porażki bytu

Podziel się

1
Wiadomość