Wiosna 2024, nr 1

Zamów

Rzeczywiście trzeba powiedzieć „non possumus”

Białystok zatrzymał może w swoim przekonaniu zło pochodzące z Sodomy, ale zapomniał przy okazji o Jezusie i podstawowych prawdach chrześcijaństwa.

Z trwogą, przerażeniem, smutkiem i złością zapoznałem się z relacjami z sobotnich wydarzeń w Białymstoku. Ludzie stojący przed wejściem do katedry broniący jej jak oblężonej twierdzy. Chrześcijanie, którzy bez skrępowania wykrzykują wulgaryzmy i uciekają się do jawnej przemocy, psychicznej oraz fizycznej. Cała Archidiecezja Białostocka, mocą autorytetu lokalnej hierarchii kościelnej, uwikłana w ideologiczną wojnę, w której nie ma miejsca na dialog, miłosierdzie ani szacunek dla bliźniego. Wstyd mi za mój Kościół, wstyd mi za moich rodaków, wstyd mi za Polskę.

Dzięki Bogu w niedzielę rzecznik Konferencji Episkopatu Polski ks. Paweł Rytel-Adrianik oświadczył: „Przemoc i pogarda w żadnym przypadku nie mogą być usprawiedliwiane i akceptowane. Trzeba wyrazić jednoznaczną dezaprobatę wobec aktów agresji takich jak te, które miały miejsce w Białymstoku. Każdy człowiek ma prawo do szacunku, bez względu na swe poglądy”.

Nauczanie Kościoła bierzmy na poważnie

Kiedy przekroczyliśmy Rubikon, kierując nasz kraj na drogę nienawiści i przemocy? Co jeszcze musi się wydarzyć, byśmy się otrząsnęli? „Non possumus” – pisał arcybiskup Tadeusz Wojda na początku lipca, sprzeciwiając się Marszowi Równości w Białymstoku. Dzisiaj trzeba powiedzieć „non possumus” nie dla marszów (które są realizacją konstytucyjnych praw obywatelskich), ale dla agresji i nienawiści w sercach wielu Polaków, zwłaszcza tych, którzy mienią się katolikami.

Trzeba nie mieć Pana Boga w sercu, by okazywać pogardę, jaką obserwowaliśmy na ulicach Białegostoku wobec osób uczestniczących w Marszu Równości. Jeżeli arcybiskup Wojda chciałby zatrzymać rozprzestrzenianie się „ideologii LGBT” w swojej archidiecezji, to warto by najpierw na kolanach u Matki Miłosierdzia wiernie modlił się o pokorę, prawdziwą wiarę, skromność i ewangeliczne życie dla siebie i wiernych – by stali się przykładem i pociągnęli wszystkich, bez względu na to, w jakiej życiowej i jak bardzo dalekiej od Ewangelii sytuacji życia teraz się znajdują. Jeśli chcemy budować cywilizację miłości, to nigdy nie możemy odpowiadać złem na zło, lecz trzeba zło dobrem zwyciężać. Kiedy o tym zapomnieliśmy? Może zaczniemy wreszcie na poważnie i bez selektywności traktować nauczanie Kościoła powszechnego, także gdy idzie o sprzeciw wobec kary śmierci, podejście do uchodźców, szacunek dla innych wyznań, skromność w życiu i postępowaniu?

Nie wiem, jakie były intencje hierarchii kościelnej w Białymstoku wobec Marszu Równości. Wierzę, że chciano dobrze. W istocie ostry sprzeciw wobec marszu był tłumaczony przede wszystkim koniecznością zatrzymania promocji szkodliwej „ideologii LGBT”. Pasterze Kościoła chcieliby chyba wypchnąć wszelkie – inne niż katolicka nauka społeczna – propozycje życia zbiorowego i indywidualnego poza granice kraju, zamiast podjąć z nimi odważną i merytoryczną dyskusję. Jak gdyby wierząc, że tylko w ten sposób uchronić można wiernych od zła. To nie tylko brak szacunku wobec inności, lecz także nieumiejętność funkcjonowania Kościoła w warunkach pluralizmu. Polski Kościół jeszcze się tego nie nauczył i nauczyć nie chce.

Kościół, który nienawidzi grzesznika, nienawidzi samego siebie

Wiele kwestii związanych z postulatami środowisk LGBT może budzić niepokój i sprzeciw, zwłaszcza biorąc pod uwagę katolicką naukę społeczną i tradycyjne nauczanie Kościoła o rodzinie. Niejednokrotnie też spotkać można całkowicie irracjonalne uprzedzenie środowisk LGBT wobec Kościoła, a nawet wrogość. To jednak nie oznacza, że można dopuścić do podporządkowania się uprzedzeniom i do eskalacji nienawiści. Jako chrześcijanie mamy nie tylko tolerować, mamy kochać i unikać przemocy. Trzeba powiedzieć wyraźnie: musimy nadstawiać drugi policzek, a zło popełniane wobec innych nigdy nie usprawiedliwi naszego zła. Innymi słowy: jeśli chcemy, by to katolicka nauka społeczna zwyciężyła, powinniśmy skupić się na sobie, nie na innych, walczyć z własnymi wadami, dawać przykład życia, prawdziwe świadectwo wiary. I wchodzić w dyskusję, walcząc o prawdę siłą argumentów, a nie argumentem siły.

Jest jasne, że należy unikać wszelkiej okazji do grzechu. Jest też dość zrozumiałe, że czego nie poznasz, tego nie zapragniesz. Lecz jest także jasne, że człowiek ma wolną wolę i tylko w wolności może przyjąć Boga i Go prawdziwie miłować. Tymczasem miłość narzucona, moralność obwarowana prawem, zwłaszcza prawem karnym, wybór bez alternatywy to protezy chrześcijaństwa, a nie jego istota. Trzeba jasno uczyć dzisiejszy świat świętości rodziny, życia, godności każdej jednostki ludzkiej, od poczęcia do naturalnej śmierci. Trzeba nieść światu Ewangelię może w jeszcze większym wymiarze i bardziej odważnie niż kiedykolwiek, gdy świat oferuje tak wiele różnych opcji i możliwości. Dobrze byłoby przypomnieć sobie, że walkę z grzechem zawsze trzeba zaczynać od siebie; w każdym innym przypadku jest to raczej postępowanie skazane na niepowodzenie.

To, co wydarzyło się w Białymstoku, to antyprzykład chrześcijańskiego stosunku do grzechu. Chrześcijanie nienawidzą grzech, lecz kochają grzesznika. Kościół, który nienawidzi grzesznika, nienawidzi samego siebie – składającego się z ludzi słabych i grzesznych.

Czymże innym jak nie grzechem ciężkim jest nienawiść, stosowanie przemocy? Dość już selektywnego czytania Pisma Świętego i selektywnego moralizatorstwa, niezrozumiałej fascynacji tylko jednym rodzajem grzechu, to jest nieczystością i to rozumianą w sposób ograniczony. A co z pychą? Co z chciwością? Co z nieumiarkowaniem w jedzeniu i piciu? Co z lenistwem (także tym intelektualnym)? Co z gniewem niepohamowanym? Co z nienawiścią? Co ze zdradami małżeńskimi, z lekceważeniem czystości przedślubnej? Jeśli chcesz, by Chrystus zwyciężył, niech zwycięży w Tobie. Według św. Augustyna „malej” i pozwól Mu „rosnąć”.

Czy nie można było po katolicku?

Jak bardzo grzech spętał sumienia ludzi, którzy w Polsce nienawidzą innych i nie potrafią patrzeć na nich z miłością? Czy dalej możemy godzić się na instrumentalizację wiary dla celów politycznych, dla rozsiewania waśni i podziałów? Kiedy zaczniemy się kochać wzajemnie, by świat poznał, że jesteśmy Chrystusa? Kiedy odważymy się wyjść na głębię i zaczniemy naprawdę wierzyć, że dla Boga nie ma sytuacji nie do przezwyciężenia? Kiedy pozbędziemy się choć trochę naszej narodowej pychy?

Wesprzyj Więź

Zdaje się, że wielu w Białymstoku strąciło Pana Boga z pierwszego miejsca w ich życiu i uczyniło sobie nowego bożka w postaci siły i poczucia dominującej większości. Jakże inaczej wyglądałby sobotni marsz, gdyby podejść do niego po chrześcijańsku? Czy nie można było po prostu zawierzyć w modlitwie pokornie wszystkich ludzi niemogących przystępować do Eucharystii z powodu trwania w grzechu śmiertelnym? Czy nie można było oddać tej sprawy Panu Bogu? Czy nie można było zaprosić na Eucharystię w intencji rodzin? Czy nie można było po katolicku, normalnie, odważnie, z miłosierdziem? Czy nie można było zaprosić środowisk LGBT do debaty na temat rodziny, małżeństwa, odpowiedzialności? Gdyby białostoccy chrześcijanie stanęli na wysokości zadania, Marsz Równości przeszedłby spokojnie, a może i wielu z jego uczestników zastanowiłoby się, czy nie warto żyć w zgodzie z nauczaniem Kościoła.

Białystok zdaje się uznał, że Marsz Równości to biblijna Sodoma i Gomora, ale jednocześnie zapomniał, że ziemi sodomskiej lżej będzie w dzień sądu niż Kafarnaum. Gdyby bowiem takie cuda jak w Kafarnaum dokonały się w Sodomie, dawno by się nawróciła. A w Kafarnaum zwyciężyła zatwardziałość serc, niezdolna przyjąć Chrystusa i uznać jego cudów oraz łask. Tak, Białystok może metaforycznie zatrzymał w swoim przekonaniu zło pochodzące z Sodomy, ale zapomniał przy okazji o Jezusie i podstawowych prawdach chrześcijaństwa. Zapomniał o powszechności i apostolskości Kościoła. Zapomniał o otwarciu się na każdego. Zapomniał o pokorze i miłości bliźniego. Zapomniał o miłosierdziu. Zapomniał o życiu Ewangelią. Stał się raczej stróżem faryzejskiej moralności.

Wierzę, że się opamiętamy. Ufam, że jesteśmy w stanie dać świadectwo prawdziwej wiary wolnej od nienawiści, szukającej grzesznika, pokornej i wiernej, na wzór Maryi. Takiej wiary, która zaufa Jezusowi. I tylko ten, kto jest bez winy, niech rzuci kamieniem…

Podziel się

1
Wiadomość

Seria pytań skądinąd ciekawa, ale zadam kolejne do nich – co, jeśli się nie dało?, co, jeśli druga strona nie była zainteresowana? i co to znaczy, po chrześcijańsku? Relacje mają to do siebie, że działają zwrotnie. Fakt, zło należy zwyciężać dobrem, nastawiać policzek, ale znalazłbym w Biblii mnóstwo innych cytatów, na które mogliby powołać się “obrońcy”. Jedno jest pewne, “taka” obrona przysparza – absurdalnie – głośności wydarzeniu, dodając mu sprzecznej z intencją obrońców rangi. Pozostaje problem granic i “chrześcijańskiego” non possumus, czyli przecież jednak nie zgody.

Ja myślę że najwyższy czas dla Papieża na przegląd swoich kadr w Polsce bo widać ewidentnie że hierarchia i “pasterze” zagubili się w swojej misji i nie potrafią wkroczyć do Nowego Testamentu, Ewangelii miłości i miłosierdzia. Jest wielu dobrych ludzi w naszym Kościele ale niestety źli ich zagłuszając angażując się w politykierstwo, biznesu i szerząc mowę nienawiści. Jak w każdej zdrowej organizacji winna nastąpić ocena księży i biskupów a nastepnie bezwzględne i szybkie wykluczenie złych pasterzy i członków Kościoła. Każda organizacja jest pełna obłudy i hipokryzji, ale jednak Kościół powinien próbować zachować wyższe standardy. Wzywam Papieża Franciszka do niezwłocznej interwencji, bo problemy się mnożą i coraz większy wstyd należeć do tej wspólnoty!

Pisze Pan: “Trzeba nie mieć Pana Boga w sercu, by okazywać pogardę, jaką obserwowaliśmy na ulicach Białegostoku wobec osób uczestniczących w Marszu Równości.”
To by było łatwe. Obawiam się, że jest gorzej, znacznie gorzej. Wielu z tych, o których Pan pisze, jest ludźmi religijnymi, może nawet głęboko religijnymi. Boga w sercu mają, tyle, że jest to bóg straszliwy – ten sam, któremu składano ofiary z ludzi, dla którego chwały wyrżnięto Katarów, mordowano muzułmanów (i ten sam, dla którego mordowano chrześcijan, gdy wpadli w ręce muzułmańskich fanatyków), palono czarownice …..
Z pewnością ten bóg nie ma nic wspólnego z Bogiem Ewangelii, ale zdumiewa jak łatwo się pod Niego podszywał i nadal podszywa.

“Niejednokrotnie też spotkać można całkowicie irracjonalne uprzedzenie środowisk LGBT wobec Kościoła, a nawet wrogość.” Czy nieustanne opluwanie i obrażanie powoduje irracjonalne uprzedzenie? Poznałem wielu wspaniałych ludzi Kościoła, ale hierarchowie używają takiej retoryki, że już dawno przestałem uważać Kościół za swoje miejsce. A z każdym dniem i każdą wypowiedzią mam większą ochotę wykrzyczeć, to jak Kościół krzywdzi wszelkich innych, wszelkich niepasujących do jednego właściwego jego zdaniem schematu.

W tym artykule jest ważne każde słowo. Mam nadzieję, że przemyślenia P. Tomasza zapiszą się złotymi literami w dziejach przyzwoitości. Zaślepienie i obłuda większości naszej hierarchii stawiają poważny znak zapytania co do ich pasterskiej posługi. Powtórzę za pewnym politykiem:” Po co biskup, który kłamie?” Przyjdzie moment, że lud boży tak szanowany i ceniony przez kochanego Franciszka powie swoim pasterzom, by zdali sprawę ze swojego włodarstwa. Oni już zachowują się tak jak na Titanicu i cieszą się, że orkiestra jeszcze gra. O nierozumni, czyż nie wiedzą, że okręt tonie. A przecież wierni potrzebują pasterzy! Jest pytanie, może pompatyczne, ale bardzo realne – czy nadejdzie chwila, że przyobleką się w wory pokutne i usłyszą głos Ewangelii?

Wszystko pięknie, tylko pytanie zasadnicze jaka strona atakuję a jaka się broni ? To nie katolicy organizują demonstracje antygejowskie, ani nie wynoszą na sztandary spraw seksualnych, które z natury są wstydliwymi i prywatnymi. Myślę, że dla większości ludzi problemem nie są osoby homoseksualne, którym zgodnie z Katechizmem Kościoła Katolickiego należy się szacunek. Również przez prawo te osoby są traktowane są równo. Przemocy na ludzkim sumieniach chcą dokonywać niektórzy działacze ze środowisk LGBT i osoby które chcą narzucać wszystkich rodzicom, by ich dzieci miały przekazywane w szkołach treści których nie życzą sobie ich rodzice. To nie gej w Polsce został wyrzucony z pracy za to, że ma inny pogląd w sprawie homoseksualizmu. Jaki jest finał lewicowej tolerancji i realizacji różnych lewicowych postulatów widać na zachodzie: kwestie aborcji, eutanazji z pominięciem nawet zdania swoich bliskich, próba zmuszenia kobiety do aborcji w Anglii, zakaz pokazywania uśmiechniętych dzieci z zespołem Downa itd. itd. ? To jest prawdziwa przemoc na poziomie państwowym, a nie zwykły chuligan, który szuka okazji do zadymy i łamiący prawo. Powstaje więc pytanie, czy katolicy mają jeszcze prawo i obowiązek do sprzeciwiania się temu wszystkiemu, czy katolicy mogą jeszcze wyznawać swoją religię i mówić, że np. homoseksualizm jest zgodnie z nauką kościoła grzechem, bez posądzenia o nienawiść, czy też nawet wewnątrz kościoła można już mówić tylko o miłości i akceptacji, ale już pominięciem słów Ewangelii wzywającej wszystkich do stałego nawracania ? . Oczywiście łatwo jest potępić takie, czy inne działania, czy nawet niegodne słowa ze strony przeciwników tej imprezy, ale pytanie co w zamian? Czy jest miejsce w kościele na sprzeciw wobec różnych postulatów działaczy w sprawie edukacji seksualnej, małżeństw homoseksualnych, adopcji dzieci oraz na i głoszenia Ewangelii w całości, bez manipulacji w jedną lub drugą stronę ? Może zamiast tylko potępiać, że takie lub inne zachowanie jest niechrześcijańskie, co nieraz jest zgodnie z prawdą, może niech się różne kościelne autorytety wypowiedzą w temacie, co katolicy powinni w tej sytuacji robić,, jak działać i czy w ogóle jeszcze działać w tym zakresie ?

Odnośnie pytania Marka z dnia 22.07.2019 r.: „może niech się różne kościelne autorytety wypowiedzą w temacie, co katolicy powinni w tej sytuacji robić,, jak działać i czy w ogóle jeszcze działać w tym zakresie ?”

Święty Jan Paweł II podczas pielgrzymki w Polski w Lubaczowie dnia 03.06.1991 r. powiedział: „Wiara i szukanie świętości jest sprawą prywatną tylko w tym sensie, że nikt nie zastąpi człowieka w jego osobistym spotkaniu z Bogiem, że nie da się szukać i znajdować Boga inaczej niż w prawdziwej wewnętrznej wolności. Ale Bóg nam powiada: “Bądźcie świętymi, ponieważ Ja sam jestem święty!” (Kpł 11,44). On chce swoją świętością ogarnąć nie tylko poszczególnego człowieka, ale również całe rodziny i inne ludzkie wspólnoty, również całe narody i społeczeństwa.
Dlatego postulat neutralności światopoglądowej jest słuszny głównie w tym zakresie, że państwo powinno chronić wolność sumienia i wyznania wszystkich swoich obywateli, niezależnie od tego, jaką religię lub światopogląd oni wyznają. Ale postulat, ażeby do życia społecznego i państwowego w żaden sposób nie dopuszczać wymiaru świętości, jest postulatem ateizowania państwa i życia społecznego i niewiele ma wspólnego ze światopoglądową neutralnością”.

Źródło: https://opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/jan_pawel_ii/homilie/11lubaczow_03061991.html

Od siebie dodam, że miernikiem katolickości państwa i budowania cywilizacji chrześcijańskiej jest ilość narodzin dzieci, powołań kapłańskich i zakonnych. Dbajmy o te sfery, albowiem one są jednym ze źródeł królestwa kapłańskiego i świętości narodu.

Może warto zacząć od codziennej porannej Mszy Świętej i zaproszenia na nią bliskich?

Jakby na to nie spojrzeć potrzeba nam wszystkim przestrzeni do życia. Ponad 2000 lat krzewienia chrzecijaństwa stworzyło pewien paradygmat obcy temu co wcześniej funkcjonowało w społeczeństwach przedchrześcijańskich. Być może to co obserwujemy to po prostu powrót do czasów przed niekoniecznie spójny z doktryną kościoła katolickiego. Trochę to przypomina antysemickie nagonki w dwudziestoleciu wojennym i szlachecką (polską) pogardę dla Litwinów i Ukraińców , która do dzisiaj skutecznie nie pozwala na zbliżenie się tych narodów w sposób braterski – taki który znany jest kresowiakom z małych wsi gdzie funkcjonowali wszyscy w zgodzie ze sobą. Człowiek naprawdę jest istotą rozumną. Czy polityk, dostojnik, funkcjonariusz państwowy albo religijny jest człowiekiem? Zawsze za antagonizmy największą ofiarę ponosił zwykły człowiek, który tylko chciał żyć.
Wiele jest racji w tym co Tomasz napisałeś.