rE-medium | Tygodnik Powszechny

Wiosna 2024, nr 1

Zamów

Sytuacja nierewolucyjna. Polacy u progu obrad Okrągłego Stołu

Okrągły Stół wystawiony w Sali Kolumnowej Pałacu Prezydenckiego. Fot. Krzysztof Sitkowski / KPRP

Dopiero 4 czerwca 1989 r. dał Polakom przeżycie odzyskanej podmiotowości, nawet euforię. Wyborcza porażka monopartii miała efekt uwalniający i stała się fundamentem dla nowej etycznej wspólnoty „poczerwcowej”. Wtedy udało się przełamać alienację Polaków z końca lat osiemdziesiątych.

W grudniu 1988 r., w czasie cotygodniowej konferencji prasowej, rzecznik rządu PRL Jerzy Urban określał mijający rok jako okres „zwiększonych nadziei, zwiększonego optymizmu, a jednocześnie silnych ciężarów bieżących”. Był to nieznośnie kabotyński eufemizm, jeżeli wziąć pod uwagę realia polityczne i ekonomiczne.

Plan reformy gospodarczej rządu Zbigniewa Messnera okazał się klapą, inflacja galopowała, a całym krajem wstrząsnęły dwie fale strajkowe – kwietniowo-majowa i sierpniowa – skłaniając ekipę Jaruzelskiego do podjęcia rozmów z nielegalną „Solidarnością”. Mało tego, w ciągu 1988 r. ugruntowało się w społeczeństwie przekonanie, że cała mijająca dekada były okresem zupełnie dla Polski straconym. Symboliczne były słowa robotnika ze Stoczni Komuny Paryskiej, który w początku lipca wykrzyczał w twarz członkowi Politbiura PZPR Janowi Główczykowi, że „od paru lat naczelnym władzom partii i państwa nic się nie udaje […]. W ciągu 7 lat realizacji reformy gospodarczej nie rozwiązano praktycznie żadnego problemu”[1].

Dla ekipy Jaruzelskiego, niezmordowanie kreującej się na siłę modernizacyjną, była to ocena miażdżąca. Na horyzoncie politycznym brakowało jednak sensownej alternatywy. Nie było jej wewnątrz PZPR, a o oddaniu władzy po prostu nie mogło być mowy. Po pierwszej fali strajków, w maju 1988 r., Adam Michnik celnie określał patową sytuację nad Wisłą mianem „zimnej wojny domowej”. W eseju opublikowanym na łamach tygodnika „Der Spiegel” diagnozował, że w Polsce zapanowała sytuacja rewolucyjna, gdyż rządzeni nie chcą już żyć w dawny sposób, a rządzący nie mogą rządzić tak jak dotąd[2].

Czy podjęcie przez stronę solidarnościową rozmów przy Okrągłym Stole było dobrą decyzją? Czy z punktu widzenia opozycji nie lepiej było poczekać na to, aż system sam się rozpadnie, pociągając za sobą być może pewien rozlew krwi, ale też chroniąc od zgniłego kompromisu z komunistami?

Udostępnij tekst

Sierpniowe strajki przyniosły tu jednak rozczarowanie: robotnicy nie wywołali rewolucji, nie rzucili władzy na kolana. Owszem, opozycja demokratyczna dysponowała kapitałem moralnym, ale była zmęczona „długim marszem”. W efekcie spotkanie Czesława Kiszczaka z Lechem Wałęsą z 31 sierpnia 1988 r. i zapowiedź zwołania Okrągłego Stołu były dowodem na polityczną słabość obu stron.

Jednym z problemów najczęściej powracających przy ocenie polskich przemian przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych jest to, czy podjęcie przez stronę solidarnościową rozmów przy Okrągłym Stole było dobrą decyzją. Czy z punktu widzenia opozycji nie lepiej było poczekać na to, aż system sam się rozpadnie, pociągając za sobą być może pewien rozlew krwi, ale też chroniąc od zgniłego kompromisu z komunistami?

Historykowi nie wypada gdybać. Warto jednak zbliżyć się do odpowiedzi na tak postawione pytanie. Radykałowie już wówczas wskazywali, że groźba rozstrzygnięcia siłowego była realna. Przykładem na to są słowa Janusza Korwin-Mikkego, który w liście do KC PZPR z końca stycznia 1989 r. kreślił apokaliptyczny obraz „rewolucji, która (co tu ukrywać) stoi już za drzwiami”[3].

W rozważaniach o polskiej – by użyć określenia Antoniego Dudka – „reglamentowanej rewolucji” pierwszeństwo dajemy zazwyczaj wielkiej polityce i jej aktorom. Zbyt często zapominamy, że tocząc zakulisowe rozmowy, nie mogli oni abstrahować od otoczenia społecznego. Czy zatem Polacy w przededniu Okrągłego Stołu rzeczywiście byli gotowi na rewolucję zgoła „niereglamentowaną”?

Paradoksy późnego socjalizmu

„Rok 1988 był dla polityki propagandowej okresem chaosu informacyjnego”[4] – stwierdzali eksperci CBOS w początku roku 1989. Tę ocenę można było odnieść do całości polityki prowadzonej w tym czasie przez ekipę Jaruzelskiego. Brakowało w niej spójności, przejrzystych zasad, konkretnie wytyczonych celów. Aparaty administracyjny i partyjny działały ospale, raz po raz dając się zaskakiwać wydarzeniom. Ale tylko częściowo było to winą ścisłego kierownictwa PZPR.

Impulsy do głębokich zmian politycznych szły od połowy lat osiemdziesiątych z Moskwy. A tymczasem, jak miała pokazać przyszłość, również gospodarz Kremla nie miał żadnego spójnego planu przebudowy ustrojowej. Nie zmienia to jednak faktu, że Michaił Gorbaczow był głównym katalizatorem zmian w państwach socjalistycznych.

Z niewątpliwej inspiracji radzieckiej Jaruzelski zdecydował się na liberalizację reżimu. Sygnałem tego była amnestia dla więźniów „niekryminalnych”, czyli politycznych, ogłoszona 11 września 1986 r. Trzy miesiące później powołano pierwszą z serii instytucji doradczych: Radę Konsultacyjną przy Przewodniczącym Rady Państwa. Dopuszczenie „czynnika społecznego” do wpływu na politykę państwa nie wypadło jednak przekonująco i nie zmieniło sytuacji politycznej, podobnie jak nie uczyniło tego choćby stworzenie instytucji Rzecznika Praw Obywatelskich. Znacznie później, bo w końcu września 1988 r., Mieczysław Rakowski złożył propozycję wejścia do swojego rządu czterem postaciom związanym z opozycją i Kościołem katolickim. Propozycja została jednak unisono odrzucona. Po dwóch latach impasu elity opozycji i hierarchowie Kościoła domagali się ze strony obozu władzy prawdziwego, a nie pozorowanego, nowego otwarcia.

Ograniczonym próbom porozumienia z niektórymi ludźmi środka i umiarkowanej opozycji towarzyszyły próby odwołania się bezpośrednio do „woli ludu”. Stąd pomysł – skądinąd charakterystyczny dla reżimów autorytarnych – by wyciągnąć z lamusa instytucję referendum. Jego plebiscytarny charakter wydawał się stosunkowo bezpieczny. Nieoczekiwanie dla pomysłodawców referendum na temat drugiego etapu reformy gospodarczej z 29 listopada 1987 r. zakończyło się wizerunkową klęską władz. Przyczyniły się do tego mętnie sformułowane pytania i fatalnie zaprojektowane rozwiązania prawne, na czele z wymogiem 50 proc. frekwencji wszystkich uprawnionych, by referendum było wiążące. Referenda próbowano jeszcze stosować jako element legitymizujący władze w skali lokalnej, ale również i te eksperymenty – jak choćby we wrześniu 1988 r. w Słubicach – zakończyły się niepowodzeniem[5].

Innym godnym odnotowania probierzem nastrojów społecznych były wybory do rad narodowych z 19 czerwca 1988 r., zorganizowane w pięć tygodni po końcu strajków majowych. Nawet z opracowania przygotowanego dla najwyższego kierownictwa, pełnego propagandowych zaklęć i urzędowego optymizmu, jasno wynikało, że jest bardzo źle. Dzwonkiem alarmowym był spadek frekwencji wyborczej: w żadnym z województw nie udało się osiągnąć frekwencji z poprzednich wyborów z 1984 r., a nawet z referendum z listopada 1987 r.[6] Tak na wsi, jak i w mieście dominowały postawy zniechęcenia. Powszechnie już nie tylko utyskiwano na marazm, ale wprost protestowano przeciwko pogarszaniu się – i tak złej – sytuacji rynkowej.

Od wprowadzenia stanu wojennego za kluczowe zadanie władze wojskowe w Polsce uznawały poprawę sytuacji gospodarczej. Od połowy dekady, gdy powiał opiewany przez Andrzeja Rosiewicza „wiatr ze Wschodu”, pojawiła się moda na wprowadzanie do gospodarki elementów wolnorynkowych. Takie zadanie Jaruzelski postawił przed ekonomistami w ekipie władzy – jesienią 1985 r. premierem został Zbigniew Messner, a wiosną 1987 r. wsparł go wicepremier Zdzisław Sadowski. Adam Michnik w przywoływanym już tekście określał te próby mianem „pinochetyzmu”, w nawiązaniu do wojskowego reżimu w Chile.

Jeszcze w lutym 1988 r. małą sensację w kraju wywołał wywiad Bronisława Geremka dla pisma „Konfrontacje”, w którym sugerował wprowadzenie przez władze pluralizmu związkowego i społecznego, w zamian za co oferował wsparcie w walce z kryzysem gospodarczym. Zabrakło jednak ciągu dalszego, ponieważ w nowej sytuacji strona opozycyjna zrobiła krok wstecz. Charakterystyczne zresztą, że w tym samym numerze pisma Ludwik Krasucki buńczucznie zapowiadał, że reformatorska polityka władz zada kłam frazesom o „Jego Wspaniałości Społeczeństwie Obywatelskim”. Traf chciał, że krach operacji cenowo-dochodowej skutecznie to uniemożliwił. Ale intensywna kampania propagandowa dawała nieoczekiwane efekty.

Tajny raport dla Jaruzelskiego przygotowany pod koniec lata 1988 r. przewidywał, że w ówczesnym kształcie reżim przetrwa najdalej do końca 1989 r.

Michał Przeperski

Udostępnij tekst

Socjologowie wskazywali, że w 1988 r. bardzo częsty był już wśród Polaków zachwyt perspektywą pracy w sektorze prywatnym. Ten ostatni jawił się jako antyteza zakładu państwowego, wtłoczonego w ramy dramatycznie niewydolnej gospodarki nakazowo-rozdzielczej[7]. Jak się wydaje, przedsiębiorczość i sektor prywatny kojarzyły się także Polakom ze znacznie wyższymi zarobkami, nierzadko w twardej walucie. Otwierało to drogę do realizowania indywidualnych aspiracji materialnych, ale musiało też spowodować nierówności. Tymczasem na te ostatnie nie było przyzwolenia. Jeden z tysięcy dowodów na to dali w początku września 1988 r. górnicy katowickiej kopalni „Gottwald”, których oburzenie budziło „powstanie dużych fortun na tle niedostatków towarów na rynku”[8].

Tym samym – próbując pogodzić egalitaryzm z indywidualizmem – ekipa Jaruzelskiego zabrnęła w ślepy zaułek. Badania sondażowe prowadzone w drugiej połowie lat osiemdziesiątych skłaniały do przekonania, że próby zachęcenia Polaków do myślenia w pożądanych przez władze kategoriach gospodarki rynkowej były nieudane. Zamiast godzić się na większe zróżnicowanie płac i dochodów, Polacy konsekwentnie domagali się przede wszystkim równości: tendencja egalitarna odnotowana w badaniach w 1988 r. była silniejsza niż rok wcześniej[9].

Wszystko to składało się na obraz kwadratury koła – z punktu widzenia władz każde rozwiązanie było złe. Nastroje społeczne systematycznie się pogarszały, na co wskazywały badania opinii publicznej, na czele z pikującymi wskaźnikami społecznego optymizmu. „Zespół trzech” – składający się z Jerzego Urbana, wiceministra spraw wewnętrznych Władysława Pożogi i sekretarza KC Stanisława Cioska – także był daleki od optymizmu. Tajny raport dla Jaruzelskiego, przygotowany pod koniec lata 1988 r., był nieledwie przejawem paniki w obozie władzy: przewidywał, że w ówczesnym kształcie reżim przetrwa najdalej do końca 1989 r.

Niepolityczne społeczeństwo

„W Polsce polityką interesuje się około dziesięć procent społeczeństwa” – mówił w wywiadzie dla „Der Spiegel” Mieczysław Rakowski we wrześniu 1988 r. W ten sposób chciał on przede wszystkim umniejszyć znaczenie ustępstw politycznych, na jakie zdecydowały się władze w obliczu sierpniowych strajków. Jednocześnie jednak diagnoza Rakowskiego, jakkolwiek arogancka – i niezależnie od przyświecających mu intencji – wydaje się trafna.

Brak szerszego zainteresowania polityką był bowiem silnie skorelowany z dwoma zjawiskami: niską stopą życiową oraz z istnieniem swoistego porządku przejściowego. Niewątpliwie bowiem zmiany polityczne wprowadzane po 1986 r. doprowadziły do niespójności systemowych: obok siebie współistniały trudno przystające do siebie elementy starego i nowego. Barwny – ale i typowy – był przykład weteranów partii z warszawskiej Ochoty, którzy w styczniu 1989 r. skarżyli się w liście do Rady Ministrów, że giełda funkcjonująca na stadionie Skry deprawuje młodzież. Nie potrafili oni zrozumieć, dlaczego partia komunistyczna przyzwala na tego rodzaju kapitalistyczne brewerie. Kluczowymi przyczynami braku zainteresowania polityką były fatalna sytuacja ekonomiczna i brak szerszych perspektyw wyłaniających się przed Polakami, ale niespójności systemowe mogły je jeszcze potęgować.

Najbardziej dramatyczny wymiar miała postawa odrzucenia rzeczywistości reprezentowana przez młodzież. CBOS już w 1988 r. oceniał, że przyrost negatywnych ocen rzeczywistości jest wśród młodych ludzi lawinowy. W efekcie, jak oceniał Krzysztof Kosiński, „nastąpiło załamanie wiary w możliwość realizacji dążeń życiowych – największe od czasu stanu wojennego”[10]. Mogło to stanowić, i zapewne stanowiło, istotne paliwo dla radykalnie antykomunistycznej opozycji młodzieżowej. Już w czasie obrad Okrągłego Stołu gorące głowy jej przedstawicieli musiał chłodzić Lech Wałęsa, z umiarkowanym zresztą skutkiem.

W 1989 r. niewielu rodaków życzyłoby sobie krwawej rozprawy z „czerwonym”, choć po czterdziestu pięciu latach wszyscy mieli rządów komunistycznych powyżej uszu

Michał Przeperski

Udostępnij tekst

27 lutego 1989 r., w „Dzienniku Telewizyjnym” z oficjalnym potępieniem protestów studenckich wystąpił Jerzy Urban. Samo w sobie zakrawało to zresztą na prowokację, zważywszy na to, że dla antykomunistycznej młodzieży był on symbolem kłamstwa i cynizmu. Nie zmienia to jednak faktu, że studencka działalność opozycyjna pozostawała raczej doświadczeniem elitarnym. Wydaje się, że powszechniejsze były postawy emigracji wewnętrznej, a także gorąca gotowość do wyjazdu za granicę na stałe. W połowie roku 1988 zwłaszcza ta ostatnia nosiła wszelkie znamiona powszechności[11].

Deklarowana gotowość wyjazdu była być może żółtą kartką dla reżimu Jaruzelskiego, ale fakty były wielekroć gorsze. W końcu lat osiemdziesiątych lawinowo wzrosła bowiem liczba Polaków wyjeżdżających za granicę na stałe, przede wszystkim z powodów ekonomicznych. Dotyczyło to szczególnie ludzi z większym kapitałem społecznym, zwłaszcza lepiej wykształconych. Dariusz Stola w swoich badaniach nad emigracją z PRL zwracał uwagę, że w latach 1987–1988 liczba osób z wyższym wykształceniem, które wyjechały z Polski, była większa niż tych, które w tych latach ukończyły wyższe uczelnie.

W ciągu ostatnich dwóch lat funkcjonowania reżimu komunistycznego skala wyjazdów przyjęła wręcz rozmiary eksodusu. Była to niedwuznaczna czerwona kartka dla ekipy Jaruzelskiego. Jednocześnie jednak rezygnacja z kontroli nad wyjazdami z kraju, wprowadzona na pięć tygodni przed rozpoczęciem Okrągłego Stołu, mogła nosić znamiona wentylu bezpieczeństwa. Trudno przesądzać, czy takie motywy kierowały rządem Mieczysława Rakowskiego, ale faktem jest, że trudniej o rewolucję w kraju, z którego bez większych przeszkód można wyjechać.

W początku lutego 1989 r. socjolog Hanna Świda-Ziemba konstatowała, że wymuszona postawa antypolityczna stała się już normą: „«polityka» to potrzeby wyższe, które są luksusem, a ludzie żyją tym, «jak się utrzymać na powierzchni»”[12]. Jedną z kluczowych przyczyn złych nastrojów społecznych było wieloletnie trwanie systemu kartkowej reglamentacji w handlu. Utrzymywanie go w środku Europy w czterdzieści lat po wojnie było dowodem na bezprecedensową ekonomiczną klęskę socjalizmu. Po drastycznych podwyżkach cen wprowadzonych w początku lutego 1988 r. doszło ponadto do dostrzegalnego pogorszenia się zaopatrzenia, co zaowocowało niepokojami wśród kupujących[13]. Utrzymały się one zresztą do ostatnich miesięcy istnienia PRL. Surrealistyczne z dzisiejszego punktu widzenia sceny z Bielska-Białej pokazywał 19 grudnia 1988 r. „Dziennik Telewizyjny”: w trakcie otwarcia domu towarowego „Klimczok” wielotysięczny tłum klientów gotów był za wszelką cenę wedrzeć się do środka, by kupić jakikolwiek towar.

Fatalnej sytuacji zaopatrzeniowej nie mógł w pełni załagodzić ani „czarny rynek”, ani „baby z cielęciną”, ani żadne „dojścia”. W efekcie nie w pełni zaspokojone zostawały potrzeby leżące u podstawy piramidy Maslowa, co musiało stanowić wyjątkowe udręczenie. Stąd też brało się, obecne w publicystyce, obrazowe określenie Polaków jako „muzułmanów społecznych”[14]. Odnosiło się ono nie do wyznawców islamu, lecz do doświadczenia obozów koncentracyjnych i łagrów, w których ludzi apatycznych, pogrążonych w marazmie i znajdujących się na skraju śmierci nazywano „muzułmanami”.

Wymownie na tym tle prezentują się wyniki sondażu „Potrzeby kulturalne społeczeństwa polskiego” przeprowadzonego przez CBOS w pierwszej połowie lipca 1988 r. Na przekór tytułowi opracowania ankietowani – mając do wyboru trzy z czternastu możliwości – za główną życiową aktywność Polaków uznawali zdobywanie pieniędzy (71,9 proc.), życie rodzinne (46 proc.), pracę (45,2 proc.), a także „próby załatwienia wyjazdu za granicę” (30,7 proc.)[15]. Wynikało z tego, że w centrum zainteresowania obywateli PRL leżały działania mające na celu poprawę sytuacji materialnej. Myliłby się jednak ten, kto uznawałby w ten sposób Polaków za ludzi nadspodziewanie przedsiębiorczych. Frenetyczna aktywność była wymuszona, była raczej motywowana chęcią łatania domowego budżetu i „utrzymywania się na powierzchni”.

W połowie lat 80. społeczeństwo polskie było zmęczone, zatomizowane i charakteryzowało się niską samooceną

Michał Przeperski

Udostępnij tekst

Tę ostatnią tezę potwierdzał raport CBOS ze stycznia 1989 r., dowodzący, że w centrum zainteresowania opinii publicznej w roku 1988, bardziej niż jakiekolwiek inne zagadnienie, leżał zdecydowanie wieloaspektowy kryzys gospodarczy. W kontaktach prywatnych znacznie częściej dyskutowano o zagrożeniach, rzadziej o szansach. Socjologowie konstatowali: „Sposoby poradzenia sobie (wyrwania się z kryzysu) poprzez rozwiązania ogólnospołeczne, mające zastosowanie w odniesieniu do większości społeczeństwa, są przez opinię publiczną praktycznie niedostrzegane. Ucieczka od kryzysu, od jego dolegliwych przejawów, jest ucieczką od wspólnoty, ucieczką od wspólnego, będącego udziałem większości losu”[16].

Obraz wyłaniający się z tych badań jest przygnębiający. Społeczeństwo polskie było zmęczone, zatomizowane i charakteryzowało się niską samooceną. Szans na poprawę własnej sytuacji – choć i tak niewielkich – upatrywano nie w działaniu wspólnotowym, lecz przeciwnie: przede wszystkim w przyjmowaniu postawy indywidualistycznej. Nie bez kozery Lidia Beskid i Zbigniew Sufin, badacze specjalizujący się w analizowaniu styku życia prywatnego i zawodowego Polaków, charakteryzując polskie społeczeństwo końca lat osiemdziesiątych, stwierdzili „bardzo słabe zainteresowanie robotników, inteligentów i rolników uczestnictwem w życiu publicznym i działalnością społeczną. Powszechną tendencją jest «ucieczka w prywatność», koncentrowanie dążeń na rodzinie i życiu osobistym”[17].

Wydaje się jednocześnie, że był to jeden z tych momentów w polskiej historii, gdy szczególnie dawała się we znaki próżnia socjologiczna zdiagnozowana w końcu lat siedemdziesiątych przez Stefana Nowaka[18]. Według jego obserwacji Polacy znacznie częściej identyfikowali się z grupami pierwotnymi (rodziną, kręgiem przyjacielskim) oraz narodem, natomiast wyraźnie mniej z grupami poziomu pośredniego. Po czterdziestu pięciu latach rządów komunistycznych na ziemiach polskich społeczeństwo obywatelskie trzeba było budować od nowa.

„Zniechęcenie i zdenerwowanie były uczuciami dominującymi we wszystkich grupach wiekowych” – podsumowywano w lutym 1989 r. kondycję psychiczną Polaków w poprzednim roku. Dla większości obywateli życie codzienne stanowiło „ciągłą gonitwę i szarpaninę” (71 proc.) oraz było „nudne i przygnębiające” (60 proc.). Jednocześnie jednak analitycy CBOS zwracali uwagę, że za frustracją, która stała się udziałem ogromnej części Polaków, stała raczej stłumiona agresja aniżeli apatia[19]. Być może był to jeden z dalekosiężnych efektów traumy, jaką było wprowadzenie stanu wojennego. Taka diagnoza wskazywała jednocześnie na istnienie pewnego rezerwuaru energii społecznej. Tak obóz władzy, jak i strona solidarnościowa liczyły na wykorzystanie tej energii dla realizacji swoich własnych planów politycznych.

Wyjść z impasu

„Zrazu wydawało się, że sierpniowy strajk Stoczni może się stać detonatorem. Ale nim nie był. Kraj milczał”[20] – wspominał atmosferę po strajkach sierpniowych Bronisław Geremek.

Grupa opozycjonistów skupiona wokół Lecha Wałęsy liczyła na to, że sierpień 1988 r. przyniesie falę strajków na tyle silną, że zmusi ona władze do ponownej legalizacji „Solidarności”. Tak się jednak nie stało. Owszem, obok postulatów ekonomicznych otwarcie formułowano już postulaty polityczne, ale skala protestów była zbyt mała: aktywny udział w protestach wzięło jedynie około 15 tysięcy pracowników. Najwyraźniej zatem zniechęcenie dosięgło również robotników. Zorientowawszy się w sytuacji, grupa Wałęsy obniżyła stawkę, godząc się na rozpoczęcie rozmów z władzami w zamian za jego apel o zakończenie strajku w Stoczni im. Lenina.

Władze zdecydowały się jednak na spotkanie Wałęsa–Kiszczak. Gdy doszło do niego 31 sierpnia 1988 r., „pan Wałęsa” de facto przestał być osobą prywatną – uznano w nim partnera do dyskusji. Trudno przecenić wagę tego wydarzenia.

Kiedy w czerwcu 1988 r. władze po raz pierwszy – i nader nieśmiało – wspomniały o możliwości zorganizowania Okrągłego Stołu, ankietowani Polacy nie bardzo potrafili ustosunkować się do tego pomysłu (od 1/3 do 2/3 pytanych wybierało odpowiedź „trudno powiedzieć”). Jakiekolwiek porozumienie było chyba wówczas kategorią zbyt abstrakcyjną. Tymczasem już od września 1988 r. wyraźnie zwiększyła się liczba ankietowanych popierająca przeprowadzenie rozmów Okrągłego Stołu. W dostrzegalny sposób wzrosła też pozycja samego Wałęsy, który zaczął wyraźnie zyskiwać na popularności[21].

W dalszym ciągu pozostawało jednak pytanie, co właściwie oznacza określenie „Okrągły Stół”. Uogólniając znane dziś intencje obu głównych stron politycznego konfliktu, możemy powiedzieć, że strona solidarnościowa liczyła przede wszystkim na relegalizację związku i tym samym na uzyskanie podmiotowości oraz możliwości podejmowania działań politycznych. Obozowi władzy zależało natomiast na wmontowaniu działaczy opozycyjnych w istniejące struktury, tak by pogłębić legitymację dla władzy sprawowanej przez PZPR i planowanych reform, a jednocześnie utrzymać kontrolę nad rozwojem sytuacji. Cele polityczne były zatem częściowo rozbieżne. Z kliku badań przeprowadzanych przez CBOS pomiędzy wrześniem a listopadem 1988 r. wynikało natomiast, że znaczna część ankietowanych Polaków uważała różnice polityczne za mimo wszystko drugorzędne. Kluczowe było natomiast poczucie, że to sytuacja ekonomiczna jest najważniejszą przyczyną wymuszającą jakąś formę porozumienia[22].

Debata Miodowicz–Wałęsa otworzyła drogę do Okrągłego Stołu. A w oczach społeczeństwa Wałęsa miał to, czego tak rozpaczliwie brakowało słabnącemu reżimowi – wiarygodność

Michał Przeperski

Udostępnij tekst

Wydaje się, że po kilku tygodniach od zakończenia sierpniowej fali strajków obóz władzy zdał sobie sprawę, że przecenił siłę opozycji. Kierownictwo PZPR ochłonęło i zapragnęło raz jeszcze przejąć polityczną inicjatywę. Symboliczne stały się słowa Mieczysława Rakowskiego, który na konferencji prasowej, krótko po sformowaniu przez siebie nowego gabinetu, stwierdził, że „Polaków mniej interesuje Okrągły Stół, a bardziej suto zastawiony stół”.

Ambitny polityk – być może jeden z ostatnich wierzących w to, że PZPR ma przed sobą przyszłość – chciał mocno postawić na reformowanie gospodarki. Widział w tym szansę na to, by nieledwie jednoosobowo odbudować zaufanie do systemu. Władza miała dla niego rys silnie paternalistyczny, dlatego też miała być silna i twarda. Z tego też powodu zdecydował się na jawnie konfrontacyjny krok: 31 października ogłosił decyzję o likwidacji Stoczni Gdańskiej.

Początkowo listy przesyłane do KC PZPR, a także badania CBOS, dawały nadzieję, że Polacy poprą działania rządu[23]. Ale na horyzoncie widać już było przesilenie. 15 listopada wszyscy Polacy mogli przeczytać, że Alfred Miodowicz proponuje telewizyjną dyskusje „panu Wałęsie”. Pomimo tłumaczeń i perswazji szef Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych zdania nie zmienił: 30 listopada po głównym wydaniu „Dziennika Telewizyjnego” doszło do debaty, która przyniosła przełom. Wałęsa odniósł w niej miażdżące zwycięstwo, bo pokazał, że może być konstruktywnym uczestnikiem dialogu. Jego popularność w kraju błyskawicznie wrosła. Ankieterzy CBOS w poufnym raporcie sporządzonym krótko po debacie odnotowywali wyraźny skok „tendencji prosolidarnościowych”[24]. W ten sposób debata Miodowicz–Wałęsa otworzyła drogę do Okrągłego Stołu.

Przywódca „Solidarności” nie tylko pokazał się jako odpowiedzialny i umiarkowany polityk. Stał się także z miejsca personifikacją nadziei na lepsze jutro. Fakt, że to on, a nie premier Rakowski, zaczął uosabiać nadzieje na zmianę, wynikał z tego, że Wałęsa miał to, czego tak rozpaczliwie brakowało słabnącemu reżimowi – wiarygodność. Konfrontacja z liderem OPZZ pozwoliła mu uruchomić potencjał polityczny, który stał się najważniejszym kapitałem strony solidarnościowej przy Okrągłym Stole. Instytucjonalizacją tego kapitału stało się powołanie Komitetu Obywatelskiego przy Lechu Wałęsie 18 grudnia 1988 r.

Łączyć ogień z wodą?

Zanim ustalono termin pierwszego plenarnego zebrania Okrągłego Stołu, kierownictwo PZPR musiało spacyfikować własne zaplecze polityczne. Areną tego procesu stało się dwuczęściowe X Plenum KC (21–22 grudnia 1988 r.; 16–18 stycznia 1989 r.), na którym Jaruzelski wymusił zgodę najwyższego partyjnego gremium na legalizację „Solidarności”. Kierownictwo partii znalazło się w dość paradoksalnej sytuacji, szantażem uzyskując zgodę KC na uznanie partnera do rozmów okrągłostołowych. Być może nie doszłoby do tego, gdyby wśród przeciwników kompromisu pojawił się charyzmatyczny przywódca, ale tak się nie stało. Z pewnością mógłby on liczyć na poważne poparcie w „masach partyjnych”, bowiem z sondażu przeprowadzonego w początku stycznia 1989 r. wśród członków PZPR w wielkich zakładach wynikało, że ogromna ich większość była zdania, iż „Solidarności” nie należy relegalizować[25].

Tymczasem poufne badania przeprowadzone w drugiej połowie stycznia przez CBOS nie pozostawiały wątpliwości, że „partia odbierana jest jako organizacja wyizolowana ze społeczeństwa”, zainteresowana jedynie utrzymaniem władzy, pozbawiona cech wspólnoty ideowej czy ruchu społecznego. Nic też dziwnego, że aż połowa ankietowanych uważała działalność PZPR za niezgodną z interesami społeczeństwa. Tym samym w trakcie X Plenum KC ekipa Jaruzelskiego – dokonując wyboru pomiędzy uznaniem się za reprezentanta interesów partii komunistycznej a uznaniem się za reprezentanta całego społeczeństwa – wybrała tę drugą możliwość. Tym samym zresztą zmniejszyło się ryzyko powstania sytuacji dwuwładzy – i tak raczej hipotetyczne – do której doszłoby w sytuacji, gdyby to obóz solidarnościowy został uznany za dzierżyciela narodowego rządu dusz. Tego nie życzyła sobie jednak nie tylko partia, ale również „Solidarność” i Kościół. To o tyle istotne, że według Charlesa Tilly’ego to właśnie istnienie dwuwładzy stanowi przesłankę do powstania sytuacji rewolucyjnej[26].

Nie dość jednak tego, że w przededniu Okrągłego Stołu daleko było do sytuacji dwuwładzy. Niezmiernie interesujące były bowiem odpowiedzi na pytanie: „czy w tej chwili jest możliwa współpraca między PZPR a zwolennikami «Solidarności», czy mogą oni sobie zaufać?”. Twierdząco odpowiedziało 27,3 proc. ankietowanych, a twierdząco z zastrzeżeniem, że są do tego potrzebne zmiany zarówno w „Solidarności”, jak i w PZPR – 29,1 proc., podczas gdy stanowczo przeciwnych było jedynie 10,4 proc.[27]. W poufnym badaniu z tego samego okresu przedstawiano dość zaskakujący wniosek, że „największa […] grupa respondentów skłonna jest popierać działania obu stron: partyjno-rządowej i opozycyjnej. Na tej podstawie można przypuszczać, że opozycja jest dla sporej grupy badanych […] partnerem strony partyjno-rządowej”[28].

Z pewnością oceny przedstawione w lutym przez pracowników CBOS należy traktować z pewną dozą ostrożności. Jeżeli jednak według ankietowanych rzeczywiście możliwe było połączenie ognia z wodą – czyli wyobrażenie sobie rozmów Okrągłego Stołu z udziałem władzy i „Solidarności” – to trudno nie dopatrywać się w tym wpływu trzeciego kluczowego aktora przemian roku 1989 w Polsce: Kościoła katolickiego. Dość wspomnieć, że w grupie nastawionej najbardziej kontestacyjnie, to znaczy wśród młodzieży ostatnich klas szkół ponadpodstawowych, Kościół cieszył się ogromnym zaufaniem (według raportu z lipca 1988 r. wyrażało je 76,4 proc. ankietowanych)[29]. Było to nieco więcej niż w grupie ankietowanych dorosłych (74,1 proc.)[30].

Kościół dzierżył palmę pierwszeństwa wśród instytucji cieszących się największym szacunkiem i zaufaniem. Najpopularniejszym Polakiem był bezapelacyjnie Jan Paweł II, ale także prymas Józef Glemp był wyraźnie popularniejszy niż większość polityków – tak komunistycznych, jak i opozycyjnych. Wpływ Kościoła na kształtowanie postaw wiernych nie wyczerpywał się jedynie w jego odziaływaniu politycznym, ale wystarczy odnieść się tylko do tej sfery, żeby dostrzec znaczenie stabilizacyjnej roli, jaką odgrywał. Hierarchowie konsekwentnie namawiali przedstawicieli władz i „Solidarność” do porozumienia, kładli też lód na rozpalone głowy radykałów. Trudno zresztą sobie wyobrazić, żeby postępowanie polskiego Kościoła mogło być inne nawet w przypadku ostrzejszego jeszcze kryzysu władzy niż ten, który przyniosła fala strajkowa z lutego i marca 1989 r.

W wielu wypowiedziach udzielanych ex post przedstawiciele obozu władzy podkreślali, że system komunistyczny był spróchniały, a jego funkcjonariusze zmęczeni i zniechęceni. W pewnej mierze tak było. Ale pomimo nasilającej się pauperyzacji milicjantów i pracowników Służby Bezpieczeństwa MSW wciąż budziło postrach, choć nie szacunek. Potrafiło też działać skutecznie nawet po klęsce w wyborach czerwcowych, o czym świadczy choćby podsłuch posiedzeń Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego prowadzony przez Służbę Bezpieczeństwa latem 1989 r.

Warto też pamiętać, że procesy erozji w znacznie mniejszym stopniu dotknęły Wojsko Polskie, którego przedstawiciele od 1981 r. zdążyli mocno zapuścić korzenie w aparacie państwowym. Nie da się przewidzieć, co mogłoby się zdarzyć, gdyby Okrągły Stół nie zakończył się porozumieniem lub nie doszedł do skutku. Ale trudno sądzić, żeby resorty siłowe poddały się zupełnie bez walki przed radykalną opozycją domagającą się pomsty za czterdzieści pięć lat rządów komunistycznych.

Konsekwencje: zagranica i kraj

Przynajmniej od początku 1987 r. w stolicach zachodnich powtarzano, że Warszawa i Budapeszt idą ręka w rękę w awangardzie systemowych reform. Jednocześnie jednak, według raportu przygotowanego w lutym 1989 r. w Moskwie na zlecenie sekretarza KC KPZR Aleksandra Jakowlewa, sytuacja ekonomiczna w obu krajach była tak fatalna, że podzielenie się przez partie komunistyczne władzą z opozycją nawet na Kremlu uważano za nieuchronny scenariusz.

„Reformy na Węgrzech zbliżone będą do polskich reform, ale z pewnymi różnicami. Np. opozycja wobec WSPR nie jest tak silna i tak zorganizowana jak polska opozycja polityczna, a związki wyznaniowe na Węgrzech wydają się sprzyjać bardziej polityce partii niż opozycji”[31] – odnotowywał swoje wrażenia z podróży na Węgry członek Biura Politycznego Marian Orzechowski. Nad Dunajem spotykał się z politykami węgierskimi, którzy sposobili się do podjęcia rozmów z opozycją i pragnęli skorzystać z doświadczeń polskich towarzyszy.

Wszystko to działo się w początku marca 1989 r., gdy w Polsce Okrągły Stół obradował już od blisko miesiąca. Wydawało się wówczas, że to partyjni reformatorzy z Węgierskiej Socjalistycznej Partii Robotniczej mają kontrolę nad sytuacją. Nie dość bowiem, że opozycja nad Dunajem była wielokroć słabsza niż w Polsce, to nie miała charyzmatycznych przywódców, którzy mogliby równać się popularnością z Lechem Wałęsą. Na ogólnonarodowego lidera przemian skutecznie kreował się premier Miklós Németh – młody, nieskompromitowany technokrata, liderujący rankingom popularności. Mimo perturbacji wszystkie karty były zatem w rękach WSPR.

Trzęsienie ziemi na Węgrzech wywołała dopiero klęska wyborcza PZPR z 4 czerwca 1989 r.[32] Stało się jasne, że król jest nagi, że faktyczne poparcie dla rządów komunistycznych jest znacznie mniejsze, niż do tej pory sądzono. W ten sposób polskie wydarzenia stały się tą kostką domina, która przyniosła polityczne przesilenie nad Dunajem. Niech symbolicznie zaświadczy o tym fakt, że o ile pierwsze posiedzenie węgierskiego Trójkątnego Stołu odbyło się 13 czerwca 1989 r. (czyli po polskich wyborach parlamentarnych), to WSPR została rozwiązana już niespełna cztery miesiące później.

Wątek wydarzeń na Węgrzech warto tu przywołać przede wszystkim po to, by pokazać, jak złożonym łańcuchem przyczynowo-skutkowym był upadek komunizmu w Europie Środkowej. We wrześniu 1989 r. stojący pod ścianą węgierscy komuniści otworzyli granice dla uchodźców z NRD pragnących przedostać się do RFN. To z kolei miało trudną do przecenienia wartość dla upadku muru berlińskiego. Wyniki polskich wyborów z 4 czerwca 1989 r. mają w łańcuchu tych wydarzeń bardzo istotne znaczenie. Czy gdyby zamiast do wyborów kontraktowych doszło w Polsce do przelewu krwi, wyglądałoby to podobnie? Można w to wątpić.

Kościół dzierżył palmę pierwszeństwa wśród instytucji cieszących się największym szacunkiem i zaufaniem. A hierarchowie konsekwentnie namawiali przedstawicieli władz i „Solidarność” do porozumienia, kładli też lód na rozpalone głowy radykałów

Michał Przeperski

Udostępnij tekst

Wyborcza klęska PZPR, choć przecież jej skala była nieoczekiwana, stała się epilogiem Okrągłego Stołu. Jeszcze w początku kwietnia ankietowani Polacy bardzo powściągliwie oceniali jego efekty. Postrzegali je jako niewątpliwy sukces obozu solidarnościowego, ale wcale nie uznawali za impuls dla podejmowania aktywnej działalności politycznej[33]. Mało tego, o powściągliwości świadczy też sama frekwencja, która w pierwszej turze wyborów wyniosła zaledwie 62 proc. Polityczna aktywność obywateli rodziła się zatem w bólach.

Dopiero 4 czerwca dał Polakom przeżycie odzyskanej podmiotowości: najpierw niedowierzanie, niekiedy może obawę, a w końcu euforię. Psychologiczny efekt, jaki przyniosła porażka monopartii, był uwalniający i stał się fundamentem dla nowej etycznej wspólnoty „poczerwcowej”, opartej na budowaniu nowego świata. To wtedy udało się przełamać – przynajmniej na chwilę – alienację, w jakiej znaleźli się Polacy w końcu lat osiemdziesiątych.

Z perspektywy czasu widać, że PZPR musiała zapłacić polityczną cenę za jej nieograniczoną odpowiedzialność za całokształt rzeczywistości społecznej[34]. Akt wyborczy dał taką szansę. Tym samym na skutek Okrągłego Stołu polityczna mapa Polski uległa bardzo szybkiemu przekształceniu i polaryzacji. Jeszcze w końcu 1988 r. specjaliści CBOS pisali o „wyraźnej na niej dominacji «środka politycznego»”[35], ale już w końcu kwietnia 1989 r. Jan Szczepański celnie odnotowywał schyłek politycznego znaczenia „ludzi środka”, a więc tych, którzy angażowali się na tyle, by wykorzystać możliwości dla realizacji interesów narodowych[36].

Wesprzyj Więź

Przy Okrągłym Stole Polacy otrzymali bodziec skłaniający do politycznego samookreślenia. W ten sposób wydarzenie to stało się podwaliną społeczeństwa III Rzeczypospolitej, stając się trwałym punktem odniesienia i na długie lata przedmiotem sporów. Szersza radykalizacja polityczna stanowiła raczej jego konsekwencję niż zjawisko, które go poprzedzało. W 1989 r. niewielu rodaków życzyłoby sobie krwawej rozprawy z „czerwonym”, choć po czterdziestu pięciu latach wszyscy mieli rządów komunistycznych powyżej uszu.

Tekst ukazał się w kwartalniku „Więź” nr 1/2019


[1] Archiwum Akt Nowych, KC PZPR, XIA/1426, „Notatka z przebiegu spotkań na terenie województwa gdańskiego w ramach wyjazdowego posiedzenia Biura Politycznego”, 5.07.1988, k. 87.
[2] A. Michnik, „Der kalte Bürgerkrieg”, „Der Spiegel”, 1988, nr 22.
[3] AAN, KC PZPR, XIA/1059, List Janusza Korwin-Mikkego do Wojciecha Jaruzelskiego, 29.01.1989, k. 5.
[4] M. Cybulko, A. Guranowska-Poczobut, „Rok 1988 w polskiej prasie”, „Biuletyn CBOS”, IV, 1988, 15, s. 192.
[5] AAN, KC PZPR, XI/595, „Notatka w sprawie wysiłków podejmowanych dla przeprowadzenia referendów lokalnych”, 5.10.1988, k. 146.
[6] AAN, KC PZPR, XI/595, „Wstępna informacja o przebiegu kampanii wyborczej i wynikach wyborów do ad narodowych”, 21.06.1988, k. 109–117.
[7] A. Rychard, A. Giza-Poleszczuk, M. Marody, „Strategie i system. Polacy w obliczu zmiany społecznej”, Warszawa 2000, s. 180–181.
[8] Archiwum Państwowe w Katowicach, KM PZPR Katowice 1, „Informacja nt. sytuacji społeczno-politycznej w zakładach pracy miasta Katowice w okresie od lipca br.”, 22.09.1988, k. 102.
[9] W. Zaborowski, „Orientacje egalitarne w społeczeństwie polskim w latach 1988–1993”, Warszawa 1995, s. 52.
[10] K. Kosiński, „Młodzież lat osiemdziesiątych w świetle badań CBOS oraz wybranych analiz IBPM, MAW i KC PZPR”, „Dzieje Najnowsze” 2009, nr 2, s. 131.
[11] „Wyobrażenia młodzieży kończącej szkoły ponadpodstawowe o dorosłym życiu”, CBOS, czerwiec 1988 r.
[12] H. Świda-Ziemba, „Uchwycić życie. Wspomnienia, dzienniki i listy 1930-1989”, oprac. D. Czapigo, Warszawa 2018, s. 231.
[13] A. Zawistowski, „Bilety do sklepu. Handel reglamentowany w PRL”, Warszawa 2018, s. 383.
[14] J. Makowska, „Dlaczego nie strajkowali?”, „Ład” 1988, nr 39.
[15] „Materialno-finansowy wymiar życia codziennego. Komunikat z badań CBOS”, grudzień 1988 r.
[16] „O czym się mówiło w 1988 roku. Komunikat z badań CBOS”, styczeń 1989 r.
[17] Archiwum Rady Ministrów, sygn. 87/4, L. Beskid, Z. Sufin, „Potrzeby społeczeństwa polskiego w latach osiemdziesiątych”, k. 22.
[18] S. Nowak, „System wartości społeczeństwa polskiego”, „Studia Socjologiczne” 1979, nr 4, s. 155–173.
[19] „Kondycja psychiczna Polaków w 1988 roku. Komunikat z badań CBOS”, luty 1989 r.
[20] „Rok 1989. Geremek opowiada, Żakowski pyta”, Warszawa 2008, s. 18.
[21] „Lech Wałęsa w opinii społecznej”, CBOS, kwiecień 1989 r.
[22] J. G. Borowski, „Wokół problemów «okrągłego stołu» – z badań opinii społecznej między czerwcem a listopadem 1988 roku”, „Biuletyn CBOS”, IV, 1988, 15, s. 161.
[23] „Opinie o rządzie Mieczysława Rakowskiego”, CBOS, grudzień 1988 r., „Wybór listów na temat nowego rządu premiera M. Rakowskiego”, listopad 1988 r., AAN, KC PZPR, V/439, k. 139–144.
[24] „O spotkaniu Alfreda Miodowicza z Lechem Wałęsą. Komunikat ze zwiadu badawczego CBOS”, grudzień 1988 r.
[25] „Raport z sondażu przeprowadzonej wśród członków partii w dużych zakładach pracy w dniach 2–5 stycznia br.”, 9.01.1989, Hoover Institution Archives, Mieczysław F. Rakowski papers, Box 62.
[26] Ch. Tilly, „Sytuacje rewolucyjne i następstwa rewolucji”, w: „Władza i społeczeństwo. Antologia tekstów z zakresu socjologii polityki”, wybór i oprac. J. Szczupaczyński, Warszawa 1995, s. 238–244.
[27] „Plenum KC PZPR w opinii społecznej”, CBOS, luty 1989 r.
[28] „Reaktywowanie «Solidarności» – nadzieje i obawy”, CBOS, luty 1989 r.
[29] „Młodzież a religia. Komunikat z badań CBOS”, lipiec 1988 r.
[30] „Opinie o miejscu i roli Kościoła w PRL”, CBOS, lipiec 1988 r.
[31] „Notatka Mariana Orzechowskiego z wizyty roboczej na Węgrzech”, 8.03.1989, AAN, KC PZPR, XI/1427, k. 160-161.
[32] Z. Ripp, „Unity and Division: The Opposition Roundtable and Its Relationship to the Communist Party”, w: „The Roundtable Talks of 1989. The Genesis of Hungarian Democracy. Analysis and Documents”, ed. A. Bozóki, Budapest 2002, s. 27.
33] „«Okrągły Stół». Opinie o przebiegu i politycznych rezultatach rozmów (2)”, CBOS, kwiecień 1989 r.
[34] W. Narojek, „Perspektywy pluralizmu w upaństwowionym społeczeństwie. Ocena sytuacji na podstawie polskich kryzysów”, Londyn 1986, s. 8.
[35] J. G. Borowski, Wokół problemów «okrągłego stołu» – z badań opinii społecznej między czerwcem a listopadem 1988 roku”, „Biuletyn CBOS”, IV, 15, 1988, s. 175.
[36] J. Szczepański, „Kończąca się rola ludzi środka”, 28.04.1989, AAN, KC PZPR, XIA/1059, k. 16–20.

Podziel się

2
Wiadomość