Wiosna 2024, nr 1

Zamów

Europa nie ufa polskim instytucjom. Wokół wyroku Trybunału Sprawiedliwości UE

Jedna z sal Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Fot. curia.europa.eu

Nawet jeśli polskie państwo formalnie nie wystąpi w najbliższych latach z Unii Europejskiej, jego organy będą „odłączane” z unijnej współpracy, aż do momentu, kiedy członkostwo Polski w UE stanie się pustym słowem.

Półtora roku temu pisałem na tych łamach, że bez niezawisłych sędziów członkostwo w Unii traci moc. Nie znaczy to, że państwo, które przestało mieć niezawisłe sądy, automatycznie wychodzi z UE, jego unijne członkostwo staje się jednak wówczas tylko formalnością, pozbawioną konkretnej treści i korzyści. Taki kraj straci najpewniej dostęp do funduszy unijnych – Komisja Europejska już proponuje, by od 2021 r. wypłacanie dotacji, w tym dopłat dla rolników, było uwarunkowane przestrzeganiem zasady niezawisłości sędziowskiej. Nie będzie mógł też ścigać za granicą poszukiwanych osób.

Potwierdził to Trybunał Sprawiedliwości UE w wyroku opublikowanym 25 lipca. Chodzi o sprawę polskiego obywatela objętego europejskim nakazem aresztowania wydanym kilka lat temu przez polską policję za domniemany handel narkotykami. Mężczyzna został rok temu zatrzymany w Irlandii. Powinien zostać oddany polskim organom ścigania i być osądzony przez polski sąd. Podejrzany argumentował jednak, że nie będzie miał sprawiedliwego procesu w swoim ojczystym kraju z powodu tzw. reform sądownictwa.

Warto pamiętać, że prawo do sprawiedliwego procesu jest zapisane zarówno w Karcie Praw Podstawowych (wiążącej dla Irlandii, Polski i wszystkich innych państw członkowskich UE), jak i w Europejskiej Konwencji Praw Człowieka (ratyfikowanej przez wszystkie 47 państw członkowskich Rady Europy). Jednym z komponentów tego prawa jest funkcjonowanie „niezależnego, bezstronnego i niezawisłego sądu”.

Mając wątpliwości co do sprawiedliwego procesu w Polsce, irlandzki sąd zapytał Trybunał Sprawiedliwości UE o to, czy ma prawo sam zdecydować o wstrzymaniu wykonania europejskiego nakazu aresztowania.

Wyrok Trybunału jest niedługi, ale bogaty w wątki. Po pierwsze, stwierdza on, że każdy odpowiedzialny za egzekucję europejskiego nakazu aresztowania sąd unijny nie tylko może, ale wręcz musi sprawdzić realność prawa do sprawiedliwego procesu w kraju wydania, jeśli aresztowana osoba wyraża obawę, że jego prawo będzie tam naruszone. Istotne jest również to, że – według Trybunału – sędziowie mogą opierać się na wnioskach Komisji Europejskiej złożonych w ramach tzw. procedury artykułu 7, nawet jeśli one nie zostały jeszcze poddane pod głosowanie przez inne instytucje, np. Parlament Europejski, a przede wszystkim Radę UE. Jeśli ryzyko co do niesprawiedliwego procesu zostaje potwierdzone, sędzia „powinien wstrzymać się od wykonania europejskiego nakazu aresztowania”.

Poza wnioskami Komisji, Trybunał Sprawiedliwości UE podał także inne elementy, które sędziowie powinni sprawdzić przy ocenie poziomu niezawisłości sędziowskiej w danym kraju. To m.in. gwarancja nieusuwalności, poziom wynagrodzenia, „skład organu, powoływania jego członków, okresu trwania ich kadencji oraz powodów ich wyłączania lub odwołania”. Zapewne I Prezes Sądu Najwyższego Małgorzata Gersdorf miałaby kolegom z Unii dużo do powiedzenia na ten temat.

Trybunał podkreśla jeszcze, że „system środków dyscyplinarnych dla osób, którym powierzono zadanie sądzenia, musi przewidzieć niezbędne gwarancje w celu uniknięcia ryzyka wykorzystywania takiego systemu do politycznej kontroli treści orzeczeń sądowych”. Najwyraźniej sędziowie w Luksemburgu dużo naczytali się na temat polskich reform sądownictwa, bo w wyroku wiele z nich punktują, ostatecznie zostawiając jednak krajowym sądom zadanie rozstrzygnięcia, czy one naruszają zasadę niezawisłości sędziowskiej.

Sędziowie innych państw unijnych będą teraz mogli przestać uznać prawomocność decyzji polskich sądów w sprawach rodzinnych lub gospodarczych

Nikt w Polsce nie powinien mieć złudzeń: żaden sędzia za granicą nie będzie przekonany argumentami rządowej „Białej Księgi w sprawie reform polskiego wymiaru sprawiedliwości” , ani zapewnieniem o „dekomunizacji” sądownictwa.

Wesprzyj Więź

Premier Mateusz Morawiecki może machać zdjęciami w Brukseli, Polska Fundacja Narodowa wynająć billboardy, każdy uczciwy i szanujący się prawnik powie tylko jedno. Nawet gdyby było prawda, że dotychczas – jak czytamy w „Białek Księdze” – brakowało „realnego rozliczenia tych sędziów, którzy zhańbili się w przeszłości powiązaniami z systemem komunistycznym”, owi sędziowie mają prawo, tak jak wszyscy inni obywatele, do indywidualnego i rzetelnego procesu, a także prawo do obrony. Współczesna kultura prawna Zachodu (włącznie z Polską) nie dopuszcza przecież pojęć odpowiedzialności i kary zbiorowej. Odesłanie sędziów na przedterminową emeryturę z zachowaniem prawa do uposażenia być może stanowi gest humanitarny ze strony rządu, ale na pewno nie ma nic wspólnego z dekomunizacją, a jeszcze mniej ze sprawiedliwością.

Oprócz wstrzymania wykonania europejskich nakazów aresztowania wydanych przez polskie organy ścigania (co nie będzie raczej zbyt uciążliwe na co dzień dla zwykłych obywateli), sędziowie innych państw unijnych będą teraz mogli np. przestać uznać prawomocność decyzji polskich sądów w sprawach rodzinnych (rozwody, prawo do opieki nad dzieckiem…) lub gospodarczych. Zagrożenie ewentualnych nacisków władz na sądy nie jest tylko teoretyczne: łatwo sobie wyobrazić mężczyznę z właściwą legitymacją partyjną, który zakochuje się w kobiecie niemogącej od lat uzyskać orzeczenie rozwodu z obcokrajowcem. Wyrok na telefon? Otóż to.

Wyrok Trybunału Sprawiedliwości UE głośno mówi na terenie całej Unii to, co mieszkańcy Polski stwierdzają codziennie ze smutkiem – polskim instytucjom publicznym nie można już ufać. To powoduje, że nawet jeśli polskie państwo formalnie nie wystąpi z UE w najbliższych latach, jego organy będą jeden po drugim „odłączane” ze wspólnych mechanizmów współpracy, aż do momentu, kiedy członkostwo Polski w Unii stanie się zupełnie pustym słowem.

Podziel się

Wiadomość