Wiosna 2024, nr 1

Zamów

Kultura klerykalna a pedofilia

Fot. Bartkiewicz / Episkopat.pl

Nie ma żadnego istotowego związku między kapłaństwem a wykorzystywaniem seksualnym osób małoletnich. Nie ma też żadnych podstaw twierdzenie, że Kościół ze swej istoty sprzyja wykorzystaniu seksualnemu. Istnieje jednak specyficzne rozumienie kapłaństwa, które sprzyja nadużyciom.

Tekst ukazał się w kwartalniku „Więź” nr 1/2015.

Problem wykorzystania seksualnego małoletnich przez duchownych budzi mocne emocje, wywołuje szok[1]. Reakcja ta wywołana jest nie tylko samym aktem wykorzystania seksualnego młodych. Wiąże się ona z pytaniem o to, jak coś takiego mogło się wydarzyć wewnątrz Kościoła; jak mogło dojść do tego, że duchowni krzywdzili osoby powierzone im z pełnym zaufaniem – i nierzadko nie ponosili prawie żadnych konsekwencji.

Zrozumienie zjawiska wykorzystywania seksualnego małoletnich przez duchownych wymaga nie tylko przyjrzenia się osobistej historii życia sprawców, co pozwala wnioskować o ich ewentualnych zaburzeniach, które na jakimś etapie mogły prowadzić do wykorzystywania seksualnego. Refleksja powinna objąć również uwarunkowania instytucjonalne, które mogą sprzyjać wykorzystywaniu seksualnemu w Kościele..

Podejmując tę próbę, opieram się na zagranicznych publikacjach z socjologii religii i kultury, psychologii, zarządzania oraz eklezjologii. Odnosząc się do sytuacji w Polsce, opieram się głównie na doświadczeniu własnym i moich kolegów psychoterapeutów.

Popełniono poważne błędy

Warto przywołać na wstępie list pasterski Benedykta XVI do irlandzkich katolików z 19 marca 2010 r. List ten ma oczywiste znaczenie dla całego Kościoła, gdyż w bardzo zwięzły sposób udziela odpowiedzi na kluczowe pytania. Wśród czynników, które złożyły się na irlandzki kryzys, papież wymienia:

„niewłaściwe procedury stosowane przy określaniu, czy kandydaci do kapłaństwa i życia zakonnego spełniają konieczne do tego warunki; niewystarczającą formację ludzką, moralną, intelektualną i duchową w seminariach i nowicjatach; tendencję w społeczeństwie do przychylniejszego traktowania duchowieństwa i innych osób obdarzonych władzą oraz źle pojmowaną troskę o dobre imię Kościoła i o to, aby unikać skandali, czego skutkiem było niestosowanie obowiązujących kar kanonicznych i brak ochrony godności każdej osoby”[2].

W części skierowanej do biskupów papież pisał:

„Popełniono poważne błędy w podejściu do oskarżeń. Rozumiem, jak bardzo było trudno zdać sobie sprawę z rozmiaru i złożoności problemu, uzyskać rzetelne informacje i podjąć słuszne decyzje w świetle rozbieżnych rad ekspertów. Mimo to trzeba przyznać, że popełniono poważne błędy w ocenie sytuacji i kierownictwie”[3].

Słowa Benedykta XVI korespondują z tym, co o czynnikach sprzyjających wykorzystaniu seksualnemu w Kościele mówi literatura przedmiotu.

Zanurzeni w kulturze klerykalnej

 Zacznijmy od stwierdzenia, że nie ma żadnego istotowego związku między kapłaństwem
a wykorzystywaniem seksualnym osób małoletnich. Nie ma też żadnych podstaw twierdzenie, że Kościół ze swej istoty sprzyja wykorzystaniu seksualnemu, jak niektórzy próbują twierdzić. Istnieje jednak specyficzne rozumienie kapłaństwa oraz pewien sposób funkcjonowania w kapłaństwie, który sprzyja nadużyciom – zresztą nie tylko seksualnym. Zjawisko to określa się mianem kultury klerykalnej[4]. Mają w niej udział tak duchowni, jak i świeccy. Jest ona szczególnym czynnikiem, którego ślady można dostrzec także w tle wielu innych czynników sprzyjających wykorzystaniu seksualnemu.

Cechą zasadniczą kultury klerykalnej jest poczucie szeroko rozumianej wyższości duchowieństwa nad resztą ludu Bożego. Im ktoś ma większe znaczenie pośród wybranego stanu uprzywilejowanego, tym bardziej – można tak powiedzieć – wzrasta jego uprzywilejowanie. W ten sposób struktura hierarchiczna Kościoła otrzymuje obcą sobie formę uprzywilejowania i władzy. Wzmacnia to poczucie przynależności do – jak to formułuje Michael Papesh – „ekskluzywnego klubu klerykalnego”. Naturalną konsekwencją jest chronienie tego, co się osiągnęło, ochrona za wszelką cenę dobrego obrazu własnego i duchowieństwa w ogólności; dążenie, by osiągnąć „wyższy stopień wtajemniczenia”. Pochodną tych tendencji jest autorytarny sposób sprawowania władzy przez kapłanów na różnych szczeblach odpowiedzialności we wspólnocie diecezjalnej, parafialnej czy w innej wspólnocie religijnej. Poczucie wyjątkowości, „wybrania”, bycia w centrum uwagi sprzyja również postawom narcystycznym.

Paradoksalnie kultura klerykalna charakteryzuje nie tylko osoby duchowne, ale również świeckich. Bywa, że świeccy są bardziej klerykalni niż księża[5]: uważają stan kapłański i zakonny za doskonalszy, a kapłanów/zakonników/zakonnice z definicji za bliższych i milszych Bogu, a nawet za nieskazitelnych. Wszystko więc, co ksiądz robi, nie podlega krytyce, gdyż jest czynione „dla naszego dobra”.

Kultura klerykalna jest swoistym grupowym mechanizmem obronnym, w którym mogą funkcjonować osoby niedojrzałe chronione przez jasne reguły i role. Kapłan spełnia swoją rolę zarządzającego, nie ze względu na kompetencje, lecz ze względu na swoje namaszczenie, a świecki nie musi trudzić się braniem odpowiedzialności za siebie, za swoje wybory życiowe, duchowe – wystarczy, że się podporządkuje.

Poczucie wyjątkowości i władzy charakteryzujące kulturę klerykalną jest znaczącym czynnikiem ryzyka, jeśli chodzi o wykorzystanie seksualne przez duchownych. W klimacie wspólnotowym współkształtowanym przez kulturę klerykalną trudno jest ofierze przeciwstawić się kapłanowi. Trudno też uwierzyć, że to, co on proponuje lub czyni, jest złe. W tym klimacie ofiara raczej oskarży samą siebie. Zwiększa się również ryzyko, że nikt nie uwierzy skardze osoby pokrzywdzonej. Kapłan-sprawca mniej lub bardziej świadomie wykorzystuje przewagę wynikającą ze swojej pozycji i roli. Odpowiedź na wykorzystanie seksualne dokonane przez księdza wymaga więc przezwyciężenia mentalności ukształtowanej przez kulturę klerykalną.

Kultura klerykalna jest swoistym grupowym mechanizmem obronnym, w którym mogą funkcjonować osoby niedojrzałe chronione przez jasne reguły i role

Jeśli chodzi o Polskę, to możemy mówić o wciąż jeszcze silnym wpływie kultury klerykalnej. Wynika ona po części z roli, jaką przez wieki odgrywał Kościół w naszym kraju. Był on, także w wymiarze instytucjonalnym, autorytetem moralnym – nie tyle przez ilość, jakość i różnorodność prowadzonych dzieł, ile przez swoje „trzymanie z narodem” w zasadniczych sprawach bytu i kultury w trudnych czasach. Jesteśmy jeszcze wciąż jakoś „zanurzeni” w kulturze klerykalnej. My – tzn. biskupi, kapłani, zakonnicy i wierni świeccy – wciąż bardziej usiłujemy zachować i obronić wcześniejszą pozycję i rolę Kościoła niż budować nową, bardziej ewangeliczną. Paradoksalnie tkwią w tej kulturze również antyklerykalni krytycy Kościoła, chociaż ich reakcje opierają się na negacji klerykalizmu.

Jak to było możliwe?

Jak to się stało, że wewnątrz Kościoła było możliwe to, iż kapłan, zakonnik czy nawet siostra zakonna – zamiast chronić dzieci i młodzież oraz „prowadzić ich do świętości” – wykorzystywali ich i to nieraz przez dłuższy okres czasu?

Wśród czynników sprzyjających wzrostowi przypadków wykorzystywania seksualnego przez duchownych w latach 60., 70. aż do połowy lat 80. XX wieku w USA raport John Jay College[6] wymienia fakt, że seminaria z dużym opóźnieniem odpowiedziały na transformację kulturowo-obyczajową, której symbolem stał się rok 1968. Chodzi przede wszystkim o odpowiedź poprzez programy formacji ludzkiej w seminariach i w pierwszych latach po święceniach. Nieadekwatny system wychowawczy przyszłych kapłanów okazał się jednym z ważniejszych czynników ryzyka, jeśli chodzi o wykorzystanie seksualne małoletnich przez duchownych.

W Polsce rok 1968 kojarzy się z wydarzeniami marcowymi, z inwazją na Czechosłowację, a nie z transformacją kulturową i rewolucją obyczajową, jaką przeżywał Zachód. Znaczne przyspieszenie głębokich zmian obyczajowo-kulturowych nastąpiło u nas 20 lat później. Symboliczną dla nas i dla innych krajów postkomunistycznych datą jest rok 1989. Można więc przyjąć, że transformacja kulturowa i obyczajowa przyspieszyła w naszej części Europy od drugiej połowy lat 90. XX wieku. Mając w pamięci ustalenia raportu John Jay College, widać znaczenie pytania o to, czy i jak na te zmiany zareagował Kościół w Polsce w dziedzinie formacji ludzkiej w seminariach i w formacji stałej po święceniach. Wydaje mi się, że przynajmniej w części z seminariów diecezjalnych i zakonnych mamy wciąż niewystarczające procedury przy przyjmowaniu kandydatów, jak również słabą formację ludzką, w tym dotyczącą seksualności.

Programy formacji stałej po święceniach też nie wszędzie są w tym względzie zadowalające. Wiem, że temat formacji ludzkiej jest podejmowany poważnie, ale wciąż jeszcze dobrze się ma typ formacji opartej na kształtowaniu zachowań zewnętrznie poprawnych.

Poza słabościami systemu formacji znaczącym instytucjonalnym czynnikiem ryzyka sprzyjającym wykorzystywaniu seksualnemu małoletnich jest klerykalny narcyzm i korespondujące z nim poczucie władzy. Wykorzystanie seksualne osoby małoletniej przez kapłana jest zawsze nadużyciem władzy, któremu sprzyja utrwalony przez kulturę klerykalną bezkrytyczny stosunek do urzędu kapłańskiego. Wiele ofiar – jak podaje literatura i potwierdza moje doświadczenie – mówi o tym, że sprawcy wskazywali na specjalny przywilej takiego bliskiego kontaktu, lub też przekonywali ofiary, iż taka relacja jest specjalnie pobłogosławiona przez Boga. Używali tego typu racjonalizacji, aby usprawiedliwić swoje czyny i uspokoić ofiarę[7]. Jest to oczywiste nadużycie władzy ułatwione przez klerykalizm środowiska. Nadużycie władzy jest elementem konstytutywnym wykorzystania seksualnego.

W polskim kontekście tam, gdzie kultura klerykalna jest jeszcze silnie obecna, narcyzm duchownych i poczucie władzy stanowią wciąż znaczący czynnik ryzyka.

Pokusa odwracania wzroku

Jakie czynniki sprzyjały temu, że często nikt – tak ze współbraci, jak i świeckich – nie zauważył tych gorszących faktów, a jeśli zauważył, to nie reagował lub nie reagował odpowiednio?

Czasem bywa tak, że gdy wykorzystanie seksualne wychodzi na jaw, okazuje się, że dla wielu osób przestępstwo to nie było tajemnicą. Niejednokrotnie współbracia kapłani mówią o tym, że dostrzegali różne dziwne zachowania swojego kolegi księdza, aktualnie podejrzanego lub oskarżonego. Również niektórzy świeccy, szczególnie ci bardziej zaangażowani, stwierdzają, że zachowanie tego konkretnego duchownego budziło w nich niepokój, ale jakoś tłumaczyli je sobie.

Milczenie czy brak reakcji może mieć wiele przyczyn. Wydaje się, że najbardziej znaczące są trzy: silne poczucie grupowej przynależności, bagatelizowanie faktów z powodu braku wiedzy oraz dysonans poznawczy, który wynika ze sprzeczności pomiędzy powołaniem kapłańskim a wykorzystaniem seksualnym.

Silne poczucie przynależności grupowej może skutkować przeakcentowaniem zasady solidarności. Wyrażają to takie powiedzenia jak: „nie wydam współbrata” (kolegi, sąsiada), albo: „nie będę mu szkodził”. Taka postawa wynika z potrzeby „ochrony” członka grupy, do której sam przynależę (to element „kultury korporacyjnej”). Wskazanie na niewłaściwe zachowanie jednego z członków grupy skazuje całą grupę na krytykę. Dzisiaj z powodu silnego oddziaływania mediów krytyka ta jest szczególnie dotkliwa. Lepiej więc milczeć tak wobec władz świeckich, jak i kościelnych.

Inną okolicznością sprzyjającą ukrywaniu nawet poważnych wykroczeń jest brak poczucia bezpieczeństwa, że ten konkretny mój kolega, który popełnił błąd, uzyska realną pomoc, albo że będzie przynajmniej sprawiedliwie potraktowany. Ta obawa dotyczy zarówno własnego przełożonego, jak i władz państwowych. Fałszywa solidarność podpowiada czasem, że chroniąc kolegę, sam doświadczę ochrony, gdy mnie się zdarzy popełnić błąd. To silne poczucie przynależności do grupy, które motywuje brak reakcji na niewłaściwe czy nawet karygodne zachowania jej członka, literatura przedmiotu nazywa „kulturą sekretności” lub nawet zmową milczenia na wzór mafijnej omerty[8]. Ten rodzaj kultury charakteryzuje większość zamkniętych grup, w tym kapłańskich czy zakonnych. Jest to przeciwieństwo kultury przejrzystości i odpowiedzialności.

W polskim kontekście tam, gdzie kultura klerykalna jest jeszcze silnie obecna, narcyzm duchownych i poczucie władzy stanowią wciąż znaczący czynnik ryzyka

Czasami tej niewłaściwej solidarności towarzyszy bagatelizowanie faktów. Może ono wynikać z braku wiedzy i przejawiać się lekceważeniem „drobnych nieprawidłowości” w zachowaniu, które częściej są przedmiotem kpin za plecami danego kapłana niż przyczyną niepokoju i troski o niego.

Zmowę milczenia wzmacnia również lęk przed ujawnieniem błędu, słabości, problemu, gdyż w świadomości, a niejednokrotnie jeszcze i w przekazie formacyjnym, funkcjonuje idealizacja powołania kapłańskiego i zakonnego. Doświadczenie własnego problemu czy też błędu współbrata powoduje dysonans poznawczy, czyli pełen napięcia rozziew pomiędzy tym, kim powinien być kapłan, a tym, kim okazuje się, że jest. Najprostszą metodą pozbycia się tego dysonansu jest zaprzeczenie lub też używanie „języka rozmywającego kontury i bagatelizującego fakty”[9]. Pokusa odwracania wzroku od niewygodnych faktów jest tym silniejsza, im mocniejsza jest idealizacja grupy i im mniej poczucia bezpieczeństwa daje wyższy przełożony.

W Polsce i w innych krajach postkomunistycznych kultura milczenia ma również swoje historyczne korzenie w doświadczeniu życia w warunkach państwa policyjnego. Kultura przejrzystości charakterystyczna dla społeczeństwa obywatelskiego nie miała tu racji bytu, władza była zaś postrzegana jako coś obcego, a wręcz wrogiego wobec wszystkiego, co własne, wobec kultury narodowej. Skutki takiego długotrwałego doświadczenia widzimy nie tylko w społeczeństwie, lecz także w przestrzeni kościelnej. Współbracia kapłani nie informują przełożonych, że coś się dzieje z ich kolegą księdzem, bo nie jest to sprawa przełożonego kościelnego, tylko „nasza własna”. Poza tym nie wiadomo, jak mojego kolegę potraktuje przełożony, który nie jest kimś bliskim. Świeccy w parafii czy w innej wspólnocie też potrafią wytłumaczyć księdza bliższego niż jakikolwiek inny kościelny przełożony, którego oglądają jedynie na wielkich uroczystościach zdominowanych nierzadko przez dworski ceremoniał. Instytucje państwowe tym bardziej nie są traktowane jako punkt odniesienia. Jak do tej pory, po roku 1989 nie stały się one obiektem zaufania publicznego. Ten historyczny splot uwarunkowań z pewnością nie ułatwia oczyszczenia.

Przerzucanie odpowiedzialności na ofiary

Jakie czynniki sprzyjały temu, że przełożeni kościelni czasem przez dłuższy czas nie reagowali zgodnie z wymaganiami Stolicy Apostolskiej na zgłaszane im fakty wykorzystania? To pytanie budzi najwięcej emocji i trudno dać na nie prostą i jednoznaczną odpowiedź. Sięgać można także głębiej, pytając o wizję Kościoła, o miejsce ofiar w tym Kościele i ich prawo do zabrania głosu.

Głos ofiar mówi jednoznacznie o głębokim cierpieniu zadanym nie tylko przez szeregowych kapłanów, lecz także nierzadko odnowionym z powodu fatalnej reakcji kościelnych przełożonych. Marie Collins, aktualnie członkini watykańskiej Komisji ds. wykorzystania seksualnego małoletnich powołanej przez papieża Franciszka, w swoim świadectwie podczas rzymskiego sympozjum w lutym 2012 r. powiedziała:

„Niewłaściwe postępowanie władz kościelnych w moim przypadku sprawiło, że całkowicie straciłam do nich zaufanie i szacunek. Do tej pory pozostawały one nienaruszone, mimo czynów, których dopuścił się mój prześladowca. Postępowanie hierarchów sprzeciwiało się jednak wszystkiemu, co było dla mnie ważne. Wcześniej wierzyłam, że sprawiedliwość i traktowanie prawa moralnego jako nadrzędnego są nieodłączną cechą Kościoła katolickiego”[10].

Słowa Marie Collins są przykładem tego, co przeżywała czy gdzieniegdzie wciąż przeżywa część ofiar w konfrontacji z władzami kościelnymi. Dlatego też tak ważna i konieczna jest dogłębna analiza czynników, które umożliwiają, by przełożony w Kościele lub jego delegat swoją postawą ponownie krzywdził ofiarę i to niejednokrotnie głębiej niż sprawca nadużycia seksualnego.

W sposobie działania przełożonych można wyróżnić dwa komplementarne elementy: priorytet obrony instytucji Kościoła nad ochroną ofiar oraz niesłuchanie ofiar, a nawet stosowanie strategii zrzucania odpowiedzialności na ofiary[11].

Przełożeni niejednokrotnie zachowywali się jak kierownicy instytucji stosujący dostępne im narzędzia organizacyjne, aby ochronić powierzoną im instytucję, zapominając o posłudze duszpasterskiej, w której istotna jest troska o każdego członka wspólnoty. Bycie wspólnotą wiary schodziło na dalszy plan. Pozostała instytucja do zarządzania i do chronienia. Nie chodzi o to, że instytucja jest czymś złym. Każda wspólnota powinna mieć swoją zinstytucjonalizowaną formę. Problemem jest jednak to, że zbyt dużo wysiłku włożono w aspekt instytucjonalny, a zbyt mało w budowanie wspólnoty wiary[12].

Unikanie skandali

Cytowany na początku papież Benedykt XVI w liście do Kościoła w Irlandii pisze, że przedkładanie „dobra instytucji” nad troskę o ofiary jest „źle pojmowaną troską o dobre imię Kościoła”. Dlaczego więc tak wielu przełożonych kościelnych przedkładało dobro instytucji nad dobro osób pokrzywdzonych? Dlaczego przenosili oskarżonego kapłana na kolejną parafię lub też nic nie robili, chroniąc go? Dlaczego, jeśli już dawano inną odpowiedź, to była to nierzadko odpowiedź bardziej biurokratyczna niż duszpasterska? Dlaczego niejednokrotnie miała miejsce manipulacja ofiarami i ich rodzinami?

Wskazałabym na trzy zasadnicze, zachodzące na siebie, czynniki, sprzyjające temu, co Benedykt XVI nazwał niewłaściwą postawą przełożonych Kościoła: 1) kulturę klerykalną, szczególnie w aspekcie ochrony powierzonej instytucji, jak i autorytarnego sposobu sprawowania urzędu, 2) nieadekwatne przygotowanie przełożonych, szczególnie w zakresie formacji ludzkiej oraz zarządzania, 3) brak osobistego spotkania z ofiarami.

O kulturze klerykalnej mowa była już wcześniej. Tutaj chcę zwrócić uwagę jedynie na te jej aspekty, które mogą bezpośrednio wpływać na postawę przełożonych. Ochrona „dobrego imienia” instytucji Kościoła ma swoje teologiczne tło. Kościół, rozumiany jako widzialne Ciało Chrystusa tu na ziemi, powinien być bez skazy. Nie powinny więc mieć w nim miejsca skandale, a tym bardziej skandale związane z wykorzystaniem małoletnich przez duchownych. Ten w samej rzeczy słuszny postulat moralny stał się niestety punktem wyjścia do działań ukrywających grzechy i przestępstwa.

Według części przełożonych skandal ma miejsce wtedy, gdy wiedza o niewłaściwym zachowaniu osoby duchownej staje się publiczna. Ich wysiłek jest skierowany głównie na to, by sprawa nie wypłynęła. Prawda o tym, że skandaliczny czyn już się wydarzył, oraz wszystkie jego konsekwencje schodzą na dalszy plan. Jeśli tak rozumie się skandal, przed którym trzeba chronić duchowieństwo i wiernych, to wszystko, co upublicznia skandaliczny czyn staje się atakiem na Kościół, a „atak na Kościół jest często interpretowany jako atak na samą wiarę”[13].

Innym czynnikiem sprzyjającym złemu rozumieniu troski o dobro Kościoła jest tu pojmowanie roli przełożonego kościelnego wobec kapłanów jako roli ojcowskiej. Według tego rozumienia przełożony ma troszczyć się i chronić kapłanów, za których jest odpowiedzialny w diecezji lub zakonie. Troska i ochrona w połączeniu z naiwnym rozumieniem natury przestępstw seksualnych sprawiają, że faktyczny sprawca zamiast kary otrzymuje kolejną szansę, np. przez zmianę placówki[14].

Nierzadkie jest również myślenie o ochronie wiernych przed skandalem, czyli przed informacją, że we wspólnocie Kościoła, którego są członkami, wydarzyło się coś złego. Postępuje się tak z lęku przed osłabieniem ich wiary i zaufania do Kościoła. Wierni, zamiast pomocy we wzroście, otrzymują komunikat o swojej niedojrzałości.

Ofiara jako problem (dla przełożonych)

Wybierając lub mianując przełożonego, wybiera się tych, którzy głęboko się z tą wspólnotą utożsamiają. Utożsamienie może być tak duże, że błąd któregoś z członków wspólnoty jest odbierany osobiście jako uderzenie w samego przełożonego. Ochrona przed skandalem staje się wówczas obroną własną.

Obecność takich postaw i zachowań wskazuje na nieadekwatne przygotowanie przełożonych do pełnienia ich funkcji w Kościele. Warto więc zastanowić się, jakie braki w ich formacji czy wiedzy sprzyjają błędnej reakcji na wykorzystanie seksualne małoletnich.

Literatura przedmiotu wskazuje na kilka obszarów niewystarczającego przygotowania przełożonych do pełnienia ich funkcji. Podobnie jak w przypadku formacji kapłańskiej istotnym czynnikiem są braki w formacji ludzkiej. Przełożony wywodzi się z konkretnej wspólnoty kapłańskiej. Jeśli formacja jej członków w dziedzinie ludzkiej seksualności, budowania zdrowych i dojrzałych relacji wykazuje deficyty, to również przełożonemu będzie brakować wiedzy i rozeznania w tej dziedzinie. Dlatego rozwiązywanie problemów związanych ze sferą seksualną niejednokrotnie sprawia przełożonemu trudność[15], poczynając od zniekształcającej percepcji faktów.

Jeden z przełożonych zakonnych tak wyjaśnił fakt, że przed laty nie dał wiary dość mocnym poszlakom: „Uważałem za niemożliwe, by takich czynów dopuścił się kapłan. Jeśli więc nie było to możliwe, to po prostu nie zaistniało”. Brak wiedzy widać szczególnie przy interpretacji tzw. innych czynności seksualnych, które niejednokrotnie są bagatelizowane. Przełożonym brakuje wiedzy o skutkach wykorzystania seksualnego i o strategiach sprawców. Brak wiedzy tłumaczy naiwność stojącą u podstaw działań wielu przełożonych – lecz jej nie usprawiedliwia.

Do formacji ludzkiej przełożonego należą również umiejętność zarządzania zasobami ludzkimi i zarządzania kryzysowego[16]. Oznacza to m.in. konieczność mądrego stosowania zasady pomocniczości i delegowania do różnych zadań osób właściwie przygotowanych.

Według części przełożonych skandal ma miejsce wtedy, gdy wiedza o niewłaściwym zachowaniu osoby duchownej staje się publiczna

Nieadekwatna reakcja przełożonych wynika również z tego, że rzadko który przełożony ma czas na spotkanie z osobą pokrzywdzoną, by wysłuchać jej krzywdy i cierpienia. Jeśli już ofiara lub jej bliscy zwracają się do Kościoła, to procedura zgłoszenia krzywdy staje się nierzadko zimnym aktem urzędowym. Natomiast podejrzany duchowny może się bezpośrednio tłumaczyć przełożonym, odwołać do swoich (często realnych) dokonań duszpasterskich, do szacunku, jakim się cieszy wśród kolegów księży i wiernych gotowych go bronić.

Ofiara ma o wiele słabszą pozycję. Ona oskarża, staje się więc przeciwnikiem. Przełożony i jego ludzie mogą nie zauważyć cierpiącego człowieka, bo widzą przed sobą oskarżyciela i zajmują się rozwiązaniem „trudnego przypadku”. Ofiara staje się tu niewygodnym problemem, którego by nie było, gdyby nie zdecydowała się na zgłoszenie. Czasem zdarza się również, że i oskarżony staje się dla przełożonego „trudnym przypadkiem” do rozwiązania.

Wydaje się, że mechanizm związany z postawieniem przede wszystkim na ochronę dobrego imienia Kościoła wyjaśnia wiele napięć, jakich jesteśmy świadkami w Polsce. Przy negatywnym wizerunku Kościoła w mediach, na co mają wpływ również przypadki wykorzystania seksualnego, przełożeni czują się bardziej zobowiązani do działań w imię obrony instytucji Kościoła niż do wsłuchania się w głos tych członków Kościoła, którzy doznali krzywdy od duchownych. Nie dziwią więc oczekiwania – nie tylko ze strony osób które doświadczyły wykorzystania seksualnego – aby standardy postępowania polskich przełożonych były takie, jakie wskazywał Benedykt XVI, czy o które obecnie apeluje papież Franciszek[17].

Zachęta do odnowy

Podsumowując wydarzenia obfitującego w skandale na tle seksualnym roku 2010, papież Benedykt XVI mówił:

„Powinniśmy potraktować to upokorzenie jako wezwanie do prawdy i zachętę do odnowy. Tylko prawda zbawia. Możemy zastanowić się nad tym, co możemy zrobić, by możliwie jak najbardziej naprawić wyrządzoną niesprawiedliwość. Powinniśmy zapytać się, jaki błąd popełniliśmy w naszym przepowiadaniu, w całym naszym sposobie kształtowania życia chrześcijańskiego, że tego rodzaju rzecz mogła się zdarzyć. Musimy odnowić naszą determinację w wierze i w dobru. Musimy być zdolni do pokuty. Musimy starać się zrobić co możliwe na etapie przygotowania do kapłaństwa, by coś takiego nigdy się już nie powtórzyło”[18].

Na kryzys związany z wydarzeniami wykorzystywania seksualnego małoletnich przez kapłanów należy spojrzeć z perspektywy duchowej jako na wezwanie do nawrócenia i do odnowy tak indywidualnej, jak i instytucjonalnej. Jest to jedyna droga zgodna z Ewangelią.

Wiele Kościołów lokalnych podjęło już liczne inicjatywy w celu ochrony dzieci i młodzieży oraz zadośćuczynienia ofiarom. Podjęto również dogłębną refleksję i diagnozę, aby przyjrzeć się, gdzie zostały popełnione błędy, by ich uniknąć w przyszłości. Niektóre wspólnoty poza zmianami strukturalnymi podjęły również proces odnowy duchowej, której głównym elementem – jak mówi kard. Marx – jest nie „przetrwanie Kościoła ani jego zewnętrzne znaczenie i wpływ polityczny, lecz kwestia, czy wypełnia on swoją misję pokazywania ludziom drogi do wspólnoty z Trójjedynym Bogiem”[19].

Jest to więc poszukiwanie współczesnego człowieka na jego drogach, czasem z dala od Kościoła, poranionego, porzuconego lub też tego, który się zagubił – aby stanąć obok niego i być świadkiem miłości Jezusa. Postawa pełna pokory – ze świadomością własnych grzechów i słabości, a mocna jedynie łaską Boga – nie jest możliwa we wspólnocie Kościoła, w której kultura klerykalna skutecznie chroni wszystkich przed nawróceniem. Jest możliwa w Kościele, który stale wraca do źródła – do Ewangelii.

Mam nadzieję, że i w polskim Kościele informacje o wykorzystywaniu seksualnym kapłanów będziemy coraz częściej przyjmować w perspektywie duchowej – pytając się, gdzie zrobiliśmy błąd, analizując go i podejmując konkretne drogi naprawcze.

Wesprzyj Więź

Wymaga to przeprowadzenia systematycznych badań polskich przypadków nadużyć seksualnych ze strony duchownych wobec małoletnich, począwszy od statystyki aż do głębokiej analizy czynników sprzyjających tym sytuacjom. Kolejnym krokiem będzie wskazanie i podjęcie środków naprawczych. Trzeba również przyjrzeć się specyfice kultury klerykalnej w Polsce i jej skutkom, aby zdiagnozować istotne elementy do uwzględnienia w formacji seminaryjnej i stałej. Następne kroki to dobra prewencja oraz zainicjowanie zorganizowanej i ustrukturyzowanej pomocy dla ofiar, tak tych z przeszłości, jak i teraźniejszości.

Tekst ukazał się w kwartalniku „Więź” nr 1/2015.


[1] Skrócony tekst referatu „Instytucjonalne uwarunkowania sprzyjające wykorzystaniu seksualnemu w Kościele” wygłoszonego 21 czerwca 2014 r. podczas konferencji „Jak rozumieć i odpowiedzieć na wykorzystanie seksualne małoletnich w Kościele” zorganizowanej w Krakowie przez Centrum Ochrony Dziecka przy Akademii Ignatianum pod patronatem Konferencji Episkopatu Polski.
[2] Benedykt XVI, „List pasterski do katolików w Irlandii”, http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/benedykt_xvi/listy/irlandia_19032010.html.
[3] Tamże.
[4] Pisali o tym m.in.: M. Papesh, R. Dokecki, M. Gail Frawley-O’Dea, T. Doyle.
[5] Por. T. P. Doyle: „Clericalismo e abuso sessuale, w: Atti impuri. La piaga dell’abuso sessuale nella Chiesa cattolica”, red. M. Gail Frawley-O`Dea i V. Goldner, Milano, 2009, s. 184.
[6] „The Causes and Context of Sexual Abuse of Minors by Catholic Priests in the United States, 1950-2010”, a report presented to the United States Conference of Catholic Bishops by the John Jay College Research Team, Washington 2011.
[7] Por. Doyle, dz. cyt. s. 179.
[8] Porównania do mafijnej omerty używał bp Charles Scicluna z Malty, były promotor sprawiedliwości w Kongregacji Nauki Wiary. O kulturze milczenia mówili również inni biskupi, m.in. kard. S. O’Malley i bp G. J. Robinson.
[9] Kard. R. Marx, „Kościół, nadużycia seksualne i przywództwo pasterskie”, w: „Ku uzdrowieniu i odnowie”. Materiały z sympozjum dla biskupów i przełożonych zakonnych o seksualnym wykorzystaniu osób niepełnoletnich, Papieski Uniwersytet Gregoriański, 6-9 lutego 2012, Kraków 2012, s. 195.
[10] M. Collins, S. Hollins, „Leczenie ran w sercu Kościoła i społeczeństwa”, w: „Ku uzdrowieniu i odnowie”, dz. cyt., s. 59.
[11] Por. P. R. Dokecki, „The Clergy Sexual Abuse Crisis: Reform and Renewal in the Catholic Community”, Kindle Edition, location 1542.
[12] Por. „Church Ethics and Its Organizational Context. Learning from the Sex Abuse Scandal in the Catholic Church”, red. J. Bartunek, M. A. Hinsdale, J. F. Keenan, Kindle Edition, loc. 384.
[13] J. Martin, „Come è stato possibile? Per un’analisi dello scandalo degli abusi sessuali nella Chiesa cattolica” w: „Atti impuri”, dz. cyt., s. 164.
[14] Por. S. Rossetti, „Ucząc się na własnych błędach. Jak skutecznie reagować na seksualne wykorzystanie nieletnich”, w: „Ku uzdrowieniu i odnowie”, dz. cyt., s. 72nn.
[15] Por. Martin, dz. cyt., s. 163 nn.
[16] Por. tamże oraz: „Church Ethics…”, dz. cyt., loc. 3786.
[17] List Franciszka do przewodniczących episkopatów oraz instytutów życia konsekrowanego i stowarzyszeń życia apostolskiego, 2 lutego 2015 r., w: http://archidiecezja.warszawa.pl/wiadomosci/papiez-wzywa-biskupow-i-zakony-do-walki-z-wykorzystywaniem-nieletnich.
[18] Benedykt XVI, „Musimy trwać w wierze i czynić dobro”, Przemówienie do Kurii Rzymskiej, 20 grudnia 2010 r.. http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/benedykt_xvi/przemowienia/kuriarzym_20122010.html.
[19] Marx, dz. cyt. s. 205.

Podziel się

3
Wiadomość

alez oczywiscie ,ze istnieje ten związek,pomiedzy pedofilia a kapłanstwem( coz to za twor o ktorym nie mowił Jezus Chrystus?) ,Koscioł Katolicki poprzez celibat przyciąga patologię i to jest jasne jak słonce