Wiosna 2024, nr 1

Zamów

Jeszcze o szalikach i serduszkach

Stuła. Fot. MK

W przestrzeni liturgicznej nie ma miejsca na żadne znaki poza jednym Znakiem – krzyżem. Ani na kibicowskie szaliki, ani na smoleńską brzozę, ani na serduszka WOŚP.

Z moich fejsbukowych postów mówiących, że jestem przeciwnikiem szalika kibica w sąsiedztwie stuły czy komży – niektórzy wyciągnęli wniosek, że automatycznie jestem przeciwnikiem kibiców, a przynajmniej ich obecności na Jasnej Górze. Z kolei z uwagi, że ornat nie jest miejscem dla serduszka WOŚP – inni wyciągnęli wniosek, że nie popieram Orkiestry.

Zatem podkreślam jeszcze raz: moje sympatie i antypatie nie mają tutaj nic do rzeczy. Jest wiele miejsc i okoliczności, gdy można, a czasami należy nawet wyrażać swoje stanowiska i poglądy, ale takim miejscem nie jest ani prezbiterium, ani ambona – a na pewno nie liturgia, której integralną częścią jest strój liturgiczny. Liturgia bowiem powinna być zawsze powszechna i wolna od parykularyzmów.

Uwikłanie serduszka

Potwierdzeniem tego, że – jak mi się wydaje – mam rację, są komentarze, które przeczytałem na różnych forach. I w kwestii szalików, i w kwestii serduszka WOŚP zrozumienie i poparcie dla ich łączenia ze strojem liturgicznym wykazują tylko „swoi”. To najlepszy dowód na to, że ocena obu tych sytuacji jest aż nadto uwarunkowana własnymi poglądami. Obrona wynikająca z utożsamienia z kimś (bądź czymś) jest czymś oczywistym. Ale ja proponuję wyjście z innego punktu widzenia: z utożsamienia się z liturgią, a tam nie ma miejsca na inny znak, niż jeden Znak.

W liturgii nic nie może być ważniejsze od tego, co nas łączy – od zbawienia

Prawdą jest, że ksiądz – jak każdy świadomy członek społeczeństwa – ma prawo do swoich poglądów politycznych czy społecznych (co do poglądów moralnych – obowiązuje go rygor Ewangelii i nauki Kościoła). Duchowny może być zwolennikiem jakiejś partii, mieć jakiś swój światopogląd i wizję społeczeństwa. Jednemu będzie bliżej do polskiej swojskości, drugiemu – do europejskiej nowoczesności, i obaj będą to nazywać patriotyzmem. Podobnie będzie z kwestiami dotyczącymi obecnej sytuacji politycznej. Nie ma co ukrywać, że jednym bliżej do PiS-u, drugim do KOD-u, a innym jednakowo daleko do wszystkich, itd.

Dopowiedzmy, że wśród księży tej samej diecezji, a nawet miasta, będą kibice jednej albo drugiej drużyny piłkarskiej – czy, jak w mojej diecezji, żużlowej. Oczywiście, to nie są sytuacje i kwestie tożsame. Czym innym polityka, czym innym żużel. Ale zaręczam, że dla niektórych żużel bywa ważniejszy.

Raz jeszcze chcę podkreślić istotę mojego stanowiska: przeniesienie tych swoich sym/antypatii w przestrzeń liturgiczną i łączenie ich ze strojem liturgicznym uważam za błąd i nadużycie. A to z prostego powodu. Taki gest jest zawsze opowiadaniem się „za kimś”, a w konsekwencji – czy chcemy, czy też nie – „przeciw komuś”.

Problem się komplikuje jeszcze bardziej, gdy w grę wchodzą zróżnicowane oceny moralne. Ktoś mi napisał w komentarzu na FB: „Głosem za kim i za czym jest serduszko WOŚP? Dla mnie jest za pomaganiem potrzebującym. A to chyba miłe sercu Pana jest”. Chciałbym, żeby tak było w odbiorze powszechnym, ale tak nie jest – przyznajmy uczciwie. Dla wielu serduszko WOŚP to nie tylko zbiórka pieniędzy i nowy sprzęt medyczny, który ratuje ludziom życie. Dla nich – czy mi się to podoba, czy nie – WOŚP to także jej dyrygent Jerzy Owsiak i Przystanek Woodstock. A tu zdania są już daleko podzielone. Jedni mają go za dobroczyńcę i filantropa, inni – bez mała za nowe wcielenie szatana. Wypominają mu niejasne rozliczenia finansowe, hasło „Róbta co chceta” czy też „niemoralność” Przystanku Woodstock.

Nie miejsce tutaj, by ten problem rozstrzygnąć, a mam też świadomość, że jest chyba nierozstrzygalny. Ale ksiądz, który staje przy ołtarzu z takim oto serduszkiem przyklejonym do ornatu, musi mieć świadomość, że u części wiernych będzie przywoływał wyłącznie pozytywne skojarzenia, u drugiej – będą przeważać negatywne. I nie wiem, która część jest większa, zresztą nieważne – wystarczy kilku, którzy w ten sposób poczują się wykluczeni. Dość przejrzeć komentarze: według jednym ksiądz z serduszkiem na ornacie uratował honor kleru, według drugich – zhańbił. W ten sposób w przestrzeń liturgii wprowadza się znak niejasny, wieloznaczny – i choć w zamierzeniu ma on być pozytywny, to w odbiorze dzieli społeczeństwo. Owszem, serduszko odsyła nas do dobra – ale dla wielu jest to dobro „uwikłane”.

Na Mszę i na ustawkę

Z szalikami na Mszy – myślę teraz o jej uczestnikach, a nie o księżach – mam inny problem, który także pojawił się w toczących się ostatnio rozmowach. One też są „uwikłane”, jeśli można tak powiedzieć.

Mówiąc bardzo eufemistycznie, kibice to nie zawsze są młodzieńcy bez skazy. Zbyt dobrze wiemy, jakie okoliczności towarzyszą im dość często podczas meczów, przed nimi i po nich. Interwencje policji nie należą tutaj do rzadkości. O pobiciach i zniszczeniu mienia – czy to stadion, czy pociąg – czytaliśmy niejednokrotnie. O rasistowskich hasłach, które pojawiają się na meczu – pisano wiele. Szalik na ramionach kibiców to także taka treść, nie tylko ta świąteczna i festiwalowa z czasów Euro czy mistrzostw świata. Jak więc czynić: iść w tym samym szaliku na ustawkę i na Mszę? I jak odróżnić chuligana od kibica, kiedy oni w tym samym szaliku?

Spory, sympatie i antypatie powinny pozostać za drzwiami kościoła

Napisałem raz jeszcze o tych wszystkich semantycznych problemach z serduszkiem i szalikiem w przestrzeni liturgicznej, bo to moim zdaniem bardzo ważne. Podziałów w naszym społeczeństwie jest aż nadto. Moim zdaniem, trzeba zrobić wszystko, by ich nie przenosić w przestrzeń liturgii. Dlatego jestem także przeciwny ornatom ze smoleńską brzozą, bo one także będą bardziej dzielić aniżeli łączyć. Nawet ornat z inskrypcją wykonaną solidarycą (krój czcionki nawiązujący do logo NSZZ „Solidarność”) będzie dzisiaj raczej różnicował niż jednoczył, bo to już nie czas tzw. pierwszej Solidarności, wokół której zgromadzili się wszyscy, którym zależało na nowej Polsce. Dzisiaj – niestety – Solidarność to znów raczej część niż całość. Nie wszyscy są jej „wyznawcami”.

Znak sprzeciwu, ale nie przeciwko

W liturgii każdy znak poza Znakiem wprowadza jakiś podział. Właśnie dlatego w komentarzu do ostatniej niedzieli napisałem: „Wkraczamy w ten nowy rok jako mężczyźni i kobiety, księża i świeccy, pracujący i bezrobotni, synowi i ojcowie, matki i córki, zwolennicy PiS-u, KOD-u albo przeciwnicy obu tych formacji. Różnimy się w kwestii Trybunału Konstytucyjnego i roli Unii Europejskiej. Dzieli nas Smoleńsk, Okrągły Stół i wiele jeszcze innych spraw. Ale jedno jest wspólne dla nas wszystkich mieszkających w Polsce: Polaków i imigrantów. Jesteśmy zba-wie-ni”. W wersji mówionej dodałem jeszcze: „Nieważne, do której puszki wrzucasz”…

Wszystko to, co nas różni, w trakcie sprawowania liturgii nie może być ważniejsze od tego, co nas łączy – od zbawienia. A ksiądz musi być tego rzecznikiem.

Celebracja Mszy św. jest wspomnieniem Męki, Śmierci i Zmartwychwstania Jezusa Chrystusa, przez którego stało się nasze zbawienie. I musi się to dokonywać w jedności. Św. Paweł upominał Koryntian: „Przede wszystkim słyszę – i po części wierzę – że zdarzają się między wami spory, gdy schodzicie się razem jako Kościół” (1 Kor 11, 18). Czy podzieleni, skłóceni, wykluczenie, ustawieni jedni przeciw drugim, jesteśmy w stanie – schodząc się jako Kościół – wspólnie celebrować Pamiątkę i przystąpić do jednego Stołu? Spory, sympatie i antypatie, dyskusje i polityczne debaty muszą pozostać za drzwiami kościoła. Właśnie dlatego uważam, że w przestrzeni liturgicznej nie ma miejsca na żadne znaki poza jednym Znakiem – krzyżem i tym, co z tego krzyża wypływa. On jest znakiem sprzeciwu, ale nie jest znakiem przeciwko komukolwiek.

A co z homilią?

Pisząc ten komentarz, świadomie ograniczam się wyłącznie do kwestii przestrzeni symbolicznej w liturgii, a konkretnie do niewłaściwego moim zdaniem łączenia znaków i symboli z szatami liturgicznymi czy też – szerzej – ich obecności w przestrzeni kościoła. Oczywiście, pozostaje pytanie, czy w ogóle jest w liturgii miejsce na ujawnianie swoich poglądów.

Problem prosty nie jest, zwłaszcza jeśli chodzi o kwestie, które silnie dzielą społeczeństwo. Wydaje mi się, że ksiądz powinien bardziej te emocje studzić niż je podgrzewać. To po pierwsze. Po drugie – a nie jest to łatwe – zamiast własnego poparcia winien przedstawić sensowną ocenę etyczną opartą na argumentach. Albo odwołać się do autorytetu. Jeśli chodzi o kwestię stosunku do WOŚP, to dobrym wyjściem było – co niektórzy robili – odczytanie oświadczenia dyrektora Caritas Polska, który przekazał lampkę oliwną na aukcję Orkiestry. Można było to zrobić w ogłoszeniach. To już jest jakiś „głos Kościoła”, a nie jedynie mój osobisty. Można było też poprosić, by ci, co nie dają, przynajmniej powstrzymali się od okazywania swojej niechęci. I że nie ma tu – co również podkreślał ks. Marian Subocz – żadnej konkurencji, wszak biednych i biedy wystarczy dla wszystkich.

Przyznam, że zdarzało mi się mówić o WOŚP w homiliach. Pamiętam jedną wygłoszoną jeszcze na KUL-u. W ówczesną orkiestrową niedzielę mówiłem wtedy o tym, że zdarzają się takie dni, „gdy jest bessa na giełdzie dobroci”. Że nasza dobroć też potrzebuje okresowej mobilizacji i poddaje się powszechnym trendom, że z niej też robi się – jak to się dzisiaj mówi – „iwent”. I że nie ma w tym nic złego, ale że nie zwalnia to nas z czujności w dniach bessy na tej giełdzie. „Orkiestra przestanie grać, świeczka Caritas się wypali, a bieda przecież pozostanie” – coś takiego, o ile pamiętam, mówiłem. I zachęcałem też, by bardziej łączyć niż żeby dzielić, bo od zawsze próbowano o tym mówić konkurencyjnie.

A czasami trzeba coś powiedzieć zdecydowanie. Zwłaszcza wtedy, gdy zdanie Kościoła jest jasne, gdy wyraża je papież, wyrażają biskupi pospołu i osobno. Na przykład w kwestii uchodźców. I wcale bym się wówczas nie przejmował zbytnio tym, że ktoś wyszedł z kościoła oburzony. Wtedy bym zadedykował takiej osobie inne zdanie św. Pawła, skierowane do wiernych w Koryncie: „Zresztą nawet muszą być wśród was rozdarcia, żeby się okazało, którzy są wypróbowani” (1 Kor 11, 19).

Wesprzyj Więź

Dlatego też – choć uważam, że niektóre szopki grzeszyły zbyt dosłowną publicystyką – rozumiem potrzebę umieszczania Bożego Narodzenia w kontekście uchodźczym. W tej przestrzeni symbolicznej narracji, jaką jest szopka (a potem grób Pański) taka aktualizacja wydaje mi się uzasadniona, byleby była dobrze zrobiona i odzwierciedlała zmysł wiary. Podobnie jak papieska ferula (pastorał) zrobiona z desek łodzi, która przybyła na Lampedusę.

PS.

Wygląda na to, że 25. Wielka Orkiestra Pomocy Świątecznej znów pobije rekord uzbieranych pieniędzy. Oby! Ostateczne wyniki zbiórki mają być znane dopiero na początku marca. Bez dwóch zdań wolę takie rekordy niż te, o których pisałem niedawno w felietonie dla „Przewodnika Katolickiego”: „rekordowa liczba utonięć imigrantów”… Mam nadzieję, że i o tym rekordzie – finansowym WOŚP-u, a w gruncie rzeczy całego naszego społeczeństwa – równie chętnie doniosą katolickie agencje, portale, dzienniki i telewizje.

Podziel się

Wiadomość

Ale z tym, ze serduszka przy ornacie byc nie powinno, to sie zgadzam. A jakby tak spieniezyc ornaty (podobno to diabelnie drogie sukienki) i wspomoc tymi pieniedzmi chorych, ubogich, dzieci, starcow, bezdomnych, kogokolwiek, to by jeszcze fajniej bylo. Nieprawdaz???

Już był taki jeden, co chciał pieniądze przeznaczone na czynności rytualne oddać na biednych. Miał na imię Judasz, jak wiemy. To stara teza i już raczej skompromitowana. Jak się okazało, intencje Judasza wcale nie były takie filantropijne.

Ja się tym wszystkim zgadzam, jak i z tym, że ambona to nie miejsce do opowiadania się po tej czy tamtej stronie, chyba że jest to “strona prawdy” a myślę, że są sytuacje gdzie ta prawda jest, nawet gdy “strony “ rożnie ją widza. Nie wszystko jest sporem politycznym , czasem wkracza to na grunt oceny moralnej czynów wobec których nie możemy być obojętni, my spod znaku krzyża szczególnie. Dla ks. Andrzeja jest to problem uchodźców, ale co gdy dla innych jest to problem niesprawiedliwości, zakłamania, poniżania….kto może i ma nakreślić taką granicę
Ornat to nie choinka i nie ma na nim miejsca na ogłoszenia nawet słusznych inicjatyw. Nie dajmy sobie jednak narzucić języka kontrowersji tam gdzie są odruchy ludzkie wpisujące w znak krzyża.
Podam przykład serduszka, tak jest ono używane do innych celów niż symbol pomocy, ale to jest jego błędna interpretacja- WOŚP jest forma pomocy którą możemy wspierać lub nie, mieć do niej zaufanie lub nie, dlatego nikogo bym nie „agitowała’ na siłę, ale ma wymierne następstwa i one niosą dobro.

Nie, nie postuluję. To oczywista hiperbola. Każdy znak liturgiczny w istotnym sensie wypływa z jednego Znaku (Nie byłoby Maryi bez krzyża). Tak jak każda ikona – kogokolwiek by nie przedstawiała – jest chrystologiczna.

Mam bardzo gorzki komentarz. Ma ksiądz sto procent racji, przestrzeń sakralna powinna być wolna od tego, co dzieli. To oczywiście nie dotyczy problemów moralnych, czy nauczania moralnego, bo ten podział jest nieunikniony i w jakimś sensie naturalny. Jestem w stanie zgodzić się z księdzem w sprawie owego serduszka na ornacie, ale czy ksiądz naprawdę nie widzi, że to jest mały “pikuś” w porównaniu z tym podziałem jaki również w przestrzeni jak najbardziej sakralnej, bo w czasie Mszy św., wprowadzają nasi duchowni na czele z biskupami? Mamy jeden ornat, jednego kapłana na którym widzimy orkiestrowe serduszko, nawet nie wiem jak ów ksiądz się nazywa i gdzie tę Mszę św. odprawiał. Dokładnie jednak wiem co wygadują, kiedy i gdzie, nasi biskupi. Siła rażenia ich wypowiedzi dzielących wiernych jest nieporównywalna do tego małego serduszka. Może ksiądz wierzyć lub nie, ale ja obdarzam księdza uznaniem i szacunkiem, ale jakoś nie przypominam sobie, aby ksiądz poświęcił cały felieton na komentowanie bredni wygłaszanych w kościele przez tego czy innego biskupa, na jawną i bezkarną (w sensie prawa kanonicznego) działalność jawnie polityczną uprawianą przez część duchownych na terenie sakralnym.To boli!

“Nomina sunt odiosa”. Staram się tego trzymać w swojej publicystyce. Jak Pan zauważył pewnie, nie podaje nigdzie nazwiska “księdza z serduszkiem”, ponieważ nie zamierzam oceniać ludzi i ich piętnować. Jako naukowca jakby nie było interesują mnie zjawiska, problemy, co do których – jak przypuszczam – mam pewną wiedzę i potrafię dzięki niej te zjawiska ocenić. Także i w tym wpisie na blogu. Staram się także wyważyć racje itd. Na temat bredni na ambonie wypisywałem się już niejdnokrotnie, także bredni politycznych. Także wówczas nie odwoływałem się – z jednym wyjątkiem, jaki stanowił ks. J. Międlar (ten casus był szczególny) – do nazwisk. Także i w przypadku tamtego kazania starałem się nie oceniać człowieka, a dokonać analizy z punktu widzenia homilety. Żeby oceniać i wymieniać de nomine trzeba mieć – moim zdaniem – autorytet: urzędowy albo moralny. Pierwszego nie mam, drugiego sobie nie uzurpuję. Mam autorytet – przynajmniej mam nadzieję – naukowy. I nim się posługuję.

Księże Profesorze bardzo dziękuję za ten komentarz. Brakuje takich rzeczowych analiz nie tylko w przestrzeni liturgicznej, ale także w politycznej, społecznej czy publicystycznej. W wyniku czego politycy stają się chuliganami, chuligani próbują zaprowadzić porządek, ludzie showbiznesu pretendują do autorytetów moralnych a autorytetów moralnych nie słychać (lub ledwie słychać) – między innymi z powodu braku twardych argumentów. Tym bardziej dziękuję za ten artykuł. W szczególności za jego wartościowy kontent oparty na przesłankach naukowych, a nie na emocjonalnych i deprecjonujących człowieka (czego ja niestety nie uniknąłęm – powyżej – w pisanym komentarzu) prywatnych ocenach. Do takich analiz potrzeba wiedzy, warsztatu, kultury literackiej i odwagi, a o te wartości coraz trudniej. Gratuluję i jeszcze raz dziękuję.