Wiosna 2024, nr 1

Zamów

Czy wielokulturowość ma przyszłość

O. Leszek Gęsiak. Fot. BP KEP

Samo istnienie obok siebie różnych grup kulturowych wcale nie prowadzi do wielokulturowości. Między poszczególnymi grupami musi jeszcze dojść do jakiegoś trwałego związku.

Tekst ukazał się w miesięczniku „Więź” nr 4/2011.

Migracje ludności od zarania dziejów stanowiły istotny element kształtowania demografii naszego globu. Grupy etniczne, plemiona, a czasem i całe narody, migrowały na nowe miejsca, poszukując lepszych warunków życia i zabezpieczenia swej egzystencji. To trwające przez tysiąclecia przemieszczanie się ludów nieustannie zmieniało obraz map politycznych i społecznych świata.

Także w XXI wieku doświadczamy wielu zmian ludnościowych na ziemi. Dzisiejszy świat jest bardzo zróżnicowany i coraz mniej monolityczny. Nieporównywalna z innymi wiekami łatwość podróżowania, gigantyczne migracje ludności spowodowane wojnami, konfliktami etnicznymi lub ucieczką z krajów objętych dyktaturami, prześladowaniami politycznymi, religijnymi czy rasowymi sprawiają, że coraz trudniej o społeczeństwa, które mogłyby charakteryzować się pełną homogenicznością swej struktury ludnościowej.

Skutkiem migracji ludności jest m.in. to, że ustawicznie spotykają się ze sobą ludzie pochodzący z różnych środowisk, narodów i państw, a przez to także z różnych kręgów kulturowych, mówiący różnymi językami i wyznający często różne religie.

Współczesny człowiek musi zatem uczyć się koegzystencji z ludźmi wyznającymi inne wartości i patrzącymi na rzeczywistość przez pryzmat innych systemów aksjologicznych niż jego własne. Wszechobecna wielość kulturowa jest bowiem dzisiaj trudnym do zakwestionowania faktem. Często też potocznie, choć niestety nie zawsze słusznie, już samą wielość kultur nazywa się wielokulturowością.

Wielość kultur to jeszcze nie wielokulturowość

W tym kontekście trudno nie pokusić się o próbę zdefiniowania tego, czym jest wielokulturowość, a także o poszukiwania odpowiedzi na pytanie, co w wielości kultur jednak nią nie jest. Jeśli ktoś kiedykolwiek badał fenomen kultury samej w sobie, ten wie, że próba jej zdefiniowania, pomimo podejmowanych już od dziesięcioleci prób, chyba jeszcze nie do końca się udała. Definicji kultury mamy bowiem wiele, niektóre są ogólne, inne podkreślają jakieś szczególnie ważne jej cechy. Być może dlatego nie ma wciąż pełnej zgodności co do tego, którą z nich przyjąć jako definicję pełną i całkowicie satysfakcjonującą.

Trudno zatem, by zaistniała jedna, ogólnie przyjęta definicja pojęcia pochodnego, jakim jest wielokulturowość. Najprostszym wyjściem byłoby założenie, że wielokulturowość ma charakter statyczny i jest po prostu obecnością w jednym miejscu i czasie dwóch lub więcej kultur. Wydaje się jednak, że zwykły pluralizm jeszcze wielokulturowością nie jest.

Pluralizm może być rozumiany jako wielość elementów składowych, jako ich różnorodność, jako struktura społeczna lub jej bardzo konkretny rodzaj[1]. Jest więc swego rodzaju uporządkowaną wielością i różnorodnością jednostek, grup i organizacji uczestniczących w jakimś systemie politycznym, kulturowym bądź ekonomicznym. Uporządkowaną, ale statyczną. W sensie socjologicznym pluralizm jest więc zawsze obecny tam, gdzie społeczeństwo wykazuje dużą złożoność etniczną, kulturową czy religijną[2].

Przy takim rozumieniu pluralizmu brak nam jednak elementu dynamicznego. By móc mówić o tworzeniu jednego społeczeństwa wielokulturowego, poszczególne grupy tworzące je muszą wejść ze sobą w interakcję. Czynne, dynamiczne powiązanie poszczególnych grup mniejszościowych spowoduje bowiem konkretne reakcje, zarówno takie, które będą świadczyły o dialogu i porozumieniu, jak również i takie, które wywołają napięcia i trudności mogące tenże potencjał dialogiczny zniwelować.

Nawet jeśli ktoś wyemigrował ze swego kraju niekoniecznie dobrowolnie, to jednak teraz sam chce nawiązać relacje z nowym społeczeństwem

Społeczeństwo wielokulturowe musi oczywiście być społeczeństwem pluralistycznym, ale samo istnienie obok siebie na tym samym obszarze różnych grup kulturowych – mimo realnego pluralizmu – wcale nie prowadzi do wielokulturowości. Między poszczególnymi grupami musi jeszcze dojść do jakiegoś trwałego związku, a ten możliwy jest jedynie wówczas, gdy grupy te ze sobą się komunikują. Nie zawsze związek ten będzie w pełni zadowalał każdą ze stron, mogą pojawić się oczywiste napięcia i kontrowersje, ale proces będzie ukierunkowany na tworzenie jakiejś nowej „kulturowości”.

Pluralizm kulturowy nie zakłada również dobrowolności kontaktów, która dla wielokulturowości wydaje się kluczowa. Wola budowania czegoś razem – a nie dominowania nad innymi – jest tu na pewno kluczowa. Oznacza to, że wszystkie grupy, które formują wspólne społeczeństwo, decydują się dobrowolnie na wzajemne interakcje, co wcale nie oznacza, że dobrowolnie znalazły się we wspólnej przestrzeni społecznej czy geograficznej. Przyczyny migracji mogą być bowiem bardzo różne, a jak pokazuje życie, często nie są one do końca przedmiotem wyboru wszystkich jednostek. Jednak już sam fakt znalezienia się we wspólnej przestrzeni sprawia, że strony muszą zdecydować, jaką przyjmą postawę: może być to bowiem zarówno postawa nieufności i dystansu, jak też zaufania i budowania wspólnych relacji. Nawet jeśli ktoś wyemigrował ze swego kraju niekoniecznie dobrowolnie, to jednak teraz sam chce nawiązać relacje z nowym społeczeństwem. Ze strony społeczeństwa przyjmującego pojawia się ten sam dylemat: nie zapraszaliśmy przybyszów do nas, ale skoro już są, zwłaszcza w sytuacji, gdy migracja nie jest ich wyborem, lecz koniecznością, to otwieramy się na nich i będziemy wchodzić z nimi w interakcje, chcąc budować wspólną przyszłość.

W kontekście pojęcia kultury wielokulturowość jest stanowiskiem ideologicznym regulującym uczestnictwo grup mniejszościowych w dominujących kulturach społeczeństw większościowych. Określa także ewolucję, jakiej ta dominująca kultura podlega w drodze kontaktu z kulturami mniejszościowymi. Niezwykle ważny wydaje się fakt, że skutkiem tej ewolucji jest zmiana w rozumieniu pojęcia kultury narodowej czy też kultury ponadnarodowej[3]. Dotyczy to zarówno grup mniejszościowych, jak i grup większościowych, które wchodzą w interakcje z obecnymi tam mniejszościami. Jakiś rodzaj przemiany powinien zatem dokonać się nie tylko u tych, którzy wyemigrowali, ale także, a może przede wszystkim u tych, u których przybysze znaleźli swoje nowe miejsce zamieszkania.

Wielokulturowość jest często ideą, z którą łatwo utożsamić się może dana mniejszościowa grupa etniczna czy rasowa. Jest tak dlatego, że wartości własnej kultury tej grupy okazują się znakiem trwałej odrębności i widocznej odmienności w społeczeństwie dominującym. Konieczne więc staje się pełne respektowanie tej odrębności i odmienności przez grupy większościowe. Trudno w takiej sytuacji ustalić jakiś jeden, obowiązujący i wspólny kanon wartości, gdyż każdy z nich byłby kompromisem między hierarchią wartości poszczególnych grup a samym znakiem ich nienależytego respektowania[4]. Stąd akcent położony jest na dowartościowanie każdej kultury poprzez podkreślanie społecznej równości wszystkich grup, a także pozostawienie wszystkim tych samych możliwości jej publicznego wyrażania[5].

Gdzie się udało

Wielokulturowość nie jest doktryną jednorodną i jednoznaczną. Ma to związek przede wszystkim z faktem, że debata wokół niej ma charakter interdyscyplinarny. Jeśli chcemy odejść od trywializacji zagadnienia – czyli widzenia w wielokulturowości jedynie egzotycznej i oryginalnej formy łączenia czegoś, co daje nam w rezultacie kolorowe i trochę zabawne „multi-kulti” – to oczywiście nie możemy pozwolić sobie na pełną dowolność interpretacyjną tego pojęcia. Jeśli zatem problem miałby zostać przeanalizowany głębiej, musielibyśmy rozważyć sytuację w społeczeństwach, które system wielokulturowy mają wpisany w swoją doktrynę polityczną i państwową. Wymagać to będzie oczywiście odejścia od wielokulturowości widzianej po prostu jako zwykła obecność wielu kultur na danym obszarze geograficznym.

Pluralistyczne społeczeństwo staje się wielokulturowym, gdy przy jego zróżnicowaniu etnicznym, kulturowym czy religijnym poszczególne grupy zachowują odrębność wyznawanych wartości i jest to wspierane obowiązującą w danym państwie doktryną polityczną. Bez takich opcji wielokulturowych społeczeństwo pluralistyczne zostaje poddane tendencjom uniformizacyjnym, powodując wejście jednostek w obce wielokulturowości dynamiki asymilacji, separacji czy marginalizacji. Społeczeństwo wielokulturowe zakłada więc powszechną akceptację różnorodności kulturowej, także religijnej[6].

Wskazówki odnośnie właściwego znaczenia wielokulturowości znaleźć można w analizie struktury politycznej i społecznej państw o wielokulturowości zadeklarowanej. Pośród nich zdecydowanie na pierwsze miejsce wysuwają się Kanada i Australia, które uznały wielokulturowość za obowiązującą na ich terytorium doktrynę społeczną, a całe tworzone prawodawstwo zostało jej podporządkowane. Pionierską pracę wykonała Kanada przez przyjęcie w 1988 roku tzw. Kanadyjskiej Ustawy Wielokulturowej, po niej była Australia i jej „Narodowy program dla wielokulturowej Australii” z 1989 roku.

W Kanadzie u początku uznawanej dziś powszechnie wielokulturowości leżał problem lingwistyczny: odrębność francuskojęzycznej prowincji Québec od pozostałych, anglojęzycznych. Pierwsze oficjalne dokumenty rozwijające szerzej ten problem pojawiają się w 1965 roku w raporcie Komisji Królewskiej ds. Dwujęzyczności i Dwukulturowości[7]. W roku 1971 uznano oficjalnie złożoność i etniczną różnorodność kanadyjskiego społeczeństwa. System wielokulturowy został przyjęty, po raz pierwszy w świecie, jako oficjalna polityka państwowa i wpisany do konstytucji Kanady w 1982 roku w formie Kanadyjskiej Karty Praw i Wolności[8]. Karta wprowadzała politykę wielokulturową w tak kluczowych dla tego tematu dziedzinach jak język, kultura, edukacja, walka z dyskryminacją, równy dostęp do zatrudnienia. Zapisy Karty miały tak usystematyzować kwestie kulturowe i społeczne, by wszystkie grupy mniejszościowe, jak na przykład różne wspólnoty imigracyjne, mogły zostać oficjalnie uznane z poszanowaniem ich własnej tożsamości[9].

Najważniejszym dokumentem potwierdzającym wielokulturowe oblicze Kanady, a zarazem powodującym, że wielokulturowość stała się w tym kraju systemem deklarowanym, jest wspomniana już wcześniej Kanadyjska Ustawa Wielokulturowa. Jej przyjęcie otwarło nowy rozdział w polityce Kanady wobec wszystkich mniejszości, w szczególności zaś zmieniło główne linie polityki państwa z dwubiegunowej, związanej z grupami posługującymi się językiem angielskim i francuskim, na wielobiegunową, opartą na podstawach wielokulturowych.

Kolejne zmiany wprowadzone do systemu wielokulturowego w 1997 roku przez Ministerstwo Dziedzictwa Kanadyjskiego zmierzały do osiągnięcia trzech głównych celów. Pierwszym jest wspólna tożsamość, by wszyscy mieszkańcy Kanady, niezależnie od ich etnicznego pochodzenia i spuścizny kulturowej, czuli się członkami jednego społeczeństwa i państwa. Drugim jest zachęcanie do postawy aktywności społecznej, by na wszystkich poziomach życia zaangażowanie w tworzenie codzienności było jak największe. Trzecim jest tworzenie systemu sprawiedliwości społecznej, by zapewnić uczciwe i równe traktowanie wszystkich obywateli Kanady, w pełni szanując ich odmienność pochodzenia.

Można bez wątpienia stwierdzić, że Kanadyjczycy są coraz bardziej świadomi prowadzonej polityki wielokulturowości, a także, że większość z nich ją aprobuje. Wielokulturowość miała pozytywny wpływ na społeczeństwo, stwarzając mu przestrzeń do lepszego porozumienia między różnymi grupami kulturowymi. Kanadyjczycy oceniają, że wielokulturowość uwydatniła poczucie podzielanych wartości, do których większość z nich jest przywiązana. I co najważniejsze, większość Kanadyjczyków uważa, że wielokulturowość ich nie podzieliła, chociaż tak mocno podkreśla istniejące różnice kulturowe[10].

Australia jest kolejnym przykładem na to, że wielokulturowość może zaistnieć w realiach dzisiejszego świata. Okazuje się, że jak dotąd australijski eksperyment wielokulturowy potwierdza teoretyczną możliwość stworzenia stabilnego i zintegrowanego społeczeństwa pluralistycznego. Przy zachowaniu kulturowego, etnicznego i religijnego pluralizmu Australia stanowi również model państwa-narodu, który jest alternatywą dla dotychczasowych modeli asymilacji i fragmentacji, zakładających utrzymanie jednokulturowego, jednonarodowego i jednojęzycznego kraju[11].

Pluralistyczne społeczeństwo staje się wielokulturowym, gdy przy jego zróżnicowaniu etnicznym, kulturowym czy religijnym poszczególne grupy zachowują odrębność wyznawanych wartości

W Australii proces sformalizowania polityki wielokulturowej nastąpił nieco później niż w Kanadzie. Został zapoczątkowany w 1989 roku przez publikacje wspomnianego już wcześniej „Narodowego programu dla wielokulturowej Australii”, który prócz uznania szczególnej tożsamości poszczególnych mniejszości, wyraża także troskę o skuteczność ekonomiczną. Zwrócono tam uwagę między innymi na to, że bogactwo językowe i kulturowe imigrantów może poszerzyć ofertę handlową i powiększyć inwestycje australijskie w innych krajach.

Ta koncepcja wielokulturowości wprowadzała także coś na wzór wielokulturowego obywatelstwa[12]. Podkreślała przy tym szacunek dla poszczególnych grup, a zarazem troskę o rozwój całego narodu. Zakładała pełne poszanowanie konstytucji i australijskiego prawa, a także wartości takich jak tolerancja i równość wobec prawa, posiadanie demokratycznie wybranych przedstawicieli, wolność słowa, wolność religii, zachowanie języka angielskiego jako języka narodowego, równość płci. Z jednej strony gwarantowała zatem równość i sprawiedliwość społeczną, równość praw i obowiązków obywatelskich i uznanie szczególnego charakteru każdej z kultur, a z drugiej zapewniała integrację narodową, demokrację i dynamiczny rozwój gospodarczy[15].

9 grudnia 1999 roku przyjęty został kolejny dokument przygotowany przez specjalny zespół powołany w tym celu, a opublikowany przez Ministerstwo do Spraw Imigracji i Wielokulturowości Australii, zwany „Nowym programem dla wielokulturowej Australii”[16], który potwierdził słuszność pierwszego programu sprzed 10 lat i uaktualnił go do bieżącej sytuacji australijskiego społeczeństwa.

Zastosowana w Australii teoria wielokulturowości jest w szczegółach dostosowana do konkretnego społeczeństwa i z pewnością nie można jej przyjąć bezpośrednio w innych krajach. Podobnie ma się rzecz z teorią wypracowaną w Kanadzie. Istotną rolę w wyborze i zastosowaniu specyficznych środków i metod realizacji polityki wielokulturowej odgrywają przecież liczne czynniki, takie jak konkretny kontekst geopolityczny czy uwarunkowania historyczne. Z całą pewnością jednak teorie te, potwierdzone sukcesem ich praktycznego funkcjonowania, mogą być znakomitym punktem wyjścia także dla innych społeczeństw zróżnicowanych etnicznie czy kulturowo do opracowania ich własnego, specyficznego modelu wielokulturowego.

Czy wielokulturowość przeżywa kryzys?

Dziś często słyszymy o kryzysie wielokulturowości. Przytaczane są obrazy licznych konfliktów etnicznych i religijnych, którymi dotknięte są zwłaszcza Stany Zjednoczone i zachodnie społeczeństwa europejskie. Szerokim echem odbiła się głośna wypowiedź kanclerz Niemiec Angeli Merkel, która oświadczyła, że budowa społeczeństwa wielokulturowego w tym kraju zakończyła się fiaskiem. Dodała następnie, że zbyt mało wymagało się w przeszłości od imigrantów, którzy powinni robić więcej, by zintegrować się z niemieckim społeczeństwem, zwłaszcza zaś uczyć się języka, by móc uczęszczać do szkół i znaleźć sobie miejsce na rynku pracy: „Na początku lat 60. nasz kraj zaprosił pracowników z zagranicy. Oszukiwaliśmy się przez jakiś czas; mówiliśmy «oni nie zostaną, któregoś dnia odejdą», ale rzeczywistość jest inna”[13]. To wystąpienie pani kanclerz wywołało lawinę komentarzy. Odtrąbiono spektakularną porażkę wielokulturowości, do której przyznał się przywódca jednego z największych i najbogatszych państw świata. Ale czy rzeczywiście możemy mówić tu o porażce wielokulturowości?

O ile trudno nie zgodzić się ze stwierdzeniem, że państwo niemieckie poniosło porażkę w dialogu etnicznym między większościowym społeczeństwem Niemców a mniejszościową grupą tureckich emigrantów, to jednak w doświadczeniu niemieckim trudno dopatrzeć się jakichkolwiek znamion wielokulturowości.

Niemcy nigdy nie zdecydowały się na politykę wielokulturową, lecz na tymczasową adaptację mniejszości tureckiej z większościowym społeczeństwem, o czym zresztą mówiła sama kanclerz Merkel. Imigranci zarobkowi mieli po pewnym czasie wrócić do swoich krajów, tak się jednak nie stało. Wybrano zatem wariant asymilacyjny, który miał z jednej strony zapewnić im niezbędne prawa publiczne, ale nie zakładał tak naprawdę żadnej zaplanowanej polityki kulturowej. Efekt jest oczywisty: mniejszość turecka zamknięta jest w narodowych gettach, mówi jednak także po niemiecku i w znacznej większości swych członków posiada wszelkie prawa publiczne jak każdy obywatel Niemiec. Mniejszość ta wybiera już swoich przedstawicieli do Bundestagu, jest więc ustabilizowana także politycznie.

Wielokulturowość nie oznacza: „róbcie co chcecie”, lecz: „rozwijajcie waszą tożsamość, wchodźcie w interakcje z innymi i wzmacniajcie przez tę integrację elementy tożsamości ponadetnicznej”

Sytuacja w efekcie stała się dość dziwna: jeden kraj, jedno obywatelstwo dla wszystkich, ale dwie żyjące często w separacji grupy etniczne. Kanclerz Merkel powinna raczej powiedzieć o niepowodzeniu polityki asymilacyjnej w Niemczech, bo trudno ją nazwać nawet polityką integracyjną. A asymilacja z ideą wielokulturowości wiele wspólnego przecież nie ma. Należałoby zatem zachować wielką ostrożność w formułowaniu tezy o porażce wielokulturowości w tym kraju, gdyż nigdy tak naprawdę wielokulturowości nie planowano tam wprowadzić w życie.

Podobnie kontrowersyjną opinię usłyszeliśmy również z ust premiera Wielkiej Brytanii Davida Camerona kilka miesięcy później, gdy stwierdził, że wielokulturowość jest jedną z głównych przyczyn istniejących problemów Wielkiej Brytanii w walce z islamistami[14]. O ile problem z radykalistami islamskimi rzeczywiście istnieje, to jednak trudno winić za to niedziałający system wielokulturowy. Przede wszystkim dlatego, że także w Wielkiej Brytanii nigdy on w wersji klasycznej nie zaistniał.

Wielka Brytania zdecydowała się na budowanie społeczeństwa będącego konglomeratem niezależnych wspólnot etnicznych, z ich bardzo dużą swobodą działania i wsparciem finansowym państwa. To z pewnością o wiele więcej niż zrobiono dla imigrantów w wielu innych krajach, zwłaszcza na polu niedyskryminacji, ale chyba wciąż za mało, by mówić o sprawnie funkcjonującej wielokulturowości. Zabrakło tam chyba pomysłu na skuteczną politykę integracyjną, ze świadomością wszystkich grup etnicznych, także dominującego społeczeństwa niewywodzącego się z imigracji, że budują jedno, spójne i silne państwo, jedną społeczność, wymagającą od strony grupy dominującej otwarcia się na integrację wszystkich grup mniejszościowych.

Wielokulturowość nie oznacza bowiem: „róbcie co chcecie”, lecz: „rozwijajcie waszą tożsamość, wchodźcie w interakcje z innymi i wzmacniajcie przez tę integrację elementy tożsamości wspólnotowej, narodowej i ponadetnicznej”.

Europejska wielokulturowość przyszłości

Rodzi się zatem pytanie o przyszłość idei wielokulturowości – zwłaszcza w Europie, która od kilkudziesięciu lat przechodzi głęboki proces integracyjny, nieodłącznie związany z budowaniem politycznych i gospodarczych struktur Unii Europejskiej.

Kanada i Australia są z definicji państwami imigranckimi. Znakomita większość mieszkańców tych krajów nie rekrutuje się z ludności rdzennej, lecz ma korzenie imigracyjne. Mamy więc do czynienia ze społeczeństwami „większościowo imigracyjnymi”. Budowanie wielokulturowości wydaje się opierać tam na naturalnych fundamentach. Stąd też mimo trudności we wdrażaniu systemu wielokulturowego jako oficjalnie deklarowanego, w krajach tych wielokulturowość się sprawdziła i jako trwający proces daje nadzieję na społeczny sukces w przyszłości. Zarówno Kanadyjczycy, jak i Australijczycy są zachęcani do tego, by pielęgnować i kultywować kulturowe, językowe, religijne i etniczne zwyczaje wywodzące się z narodów i krajów ich pochodzenia. Wszyscy jednak przede wszystkim budują nową „kulturowość”, opartą na wzajemnej tolerancji i szacunku.

O tyle się różnimy, o ile nie zakłóca to funkcjonowania całego społeczeństwa i nie ogranicza wolności drugiego człowieka. Jeśli ktoś chce budować swoje dobro poza ładem społecznym i kulturowością całego społeczeństwa, sam siebie w pewien sposób wyklucza ze społeczności wspólnotowej. Dlatego każdy mieszkaniec Kanady wie, że jest przede wszystkim Kanadyjczykiem, każdy mieszkaniec Australii wie, że jest przede wszystkim Australijczykiem.

W Europie – niezwykle zróżnicowanej pod praktycznie każdym względem, liczącej ponad 700 milionów mieszkańców (w tym ok. 500 milionów w samej Unii Europejskiej) – istnieje wprawdzie potencjał wystarczający do budowania wspólnoty wielokulturowej, gdyż w swym rozwoju niejako naturalnie zanikła na naszym kontynencie dominacja grup etnicznych, językowych, kulturowych czy religijnych. Trudno jednak dziś wyrokować, czy stać będzie Europejczyków na podjęcie wysiłku budowania nowej kulturowości.

Większość społeczeństw Starego Kontynentu oparta jest bowiem na bardzo silnych, własnych więziach historycznych i tradycjach kulturowych. Otwarcie na innych, jak miało to miejsce w przypadku wspomnianych wyżej Niemiec, było – w przeciwieństwie do państw deklarujących wielokulturowość – podyktowane jedynie koniecznością ekonomiczną, a nie rzeczywistą potrzebą budowania wspólnego społeczeństwa. Nie pomoże także duch „spłacania kolonialnych długów” wobec imigrantów z dawnych kolonii – jak ma to miejsce w Wielkiej Brytanii, Francji czy Belgii – bo to także nie zburzy bardzo silnych barier emocjonalnych istniejących między społeczeństwami większościowymi a grupami imigrantów. Nie zburzy także poczucia „własności” kraju, w którym żyli – i za który umierali – przodkowie dzisiejszych Europejczyków. Potrzeba prawdopodobnie z jednej strony odważnego i nowatorskiego programu wielokulturowego dostosowanego do specyfiki europejskiej, ale z drugiej strony także świadomej edukacji aksjologicznej pozwalającej na łamanie bardzo silnych barier i lęków przed tym, co obce i nieznajome.

Brak zastępowalności pokoleń będzie wymuszał dalsze otwieranie się Europy na napływ ludności z innych kontynentów

Trudno łudzić się, że bogata Europa, zwłaszcza Unia Europejska, przestanie być mekką dla rzeszy legalnych i nielegalnych imigrantów, zwłaszcza z Afryki i Azji. Tym bardziej, że Europa także będzie ich potrzebować. Stosunkowo wysoki standard życia, a także propagowany materializm i konsumpcjonizm pośrednio wpływają na wciąż spadające wskaźniki urodzin w rodzinach o korzeniach europejskich. Brak zastępowalności pokoleń będzie zatem wymuszał dalsze otwieranie się Europy na napływ ludności z innych kontynentów. Trudno wyobrazić sobie, by ludność Europy nie stawała się wciąż bardziej zróżnicowana etnicznie i kulturowo. A jeśli tak właśnie będzie, to czy rzeczywiście trzeba myśleć o rozbudowywaniu gett dla przybyszów, czy też może od razu należy przystąpić do budowania, a następnie zaaplikowania realnego i dostosowanego do naszego kontynentu programu wielokulturowego?

Oczywiście Europa, chociażby ze względu na nieporównywalną liczebnie populację, nigdy nie będzie drugą Kanadą czy Australią, ale może jednak uczyć się zawczasu od tamtych krajów, jak budować społeczeństwo, w którym szacunek dla drugiego człowieka, mimo jego inności, będzie wartością nadrzędną. Dotyczy to zarówno tych, którzy już w Europie mieszkają, jak i tych, którzy do niej dopiero przyjadą, tak legalnie, jak i nielegalnie.

Wesprzyj Więź

Być może pierwsze zręby zostały już położone w próbach integracji Unii Europejskiej, która na poziomie politycznym i ekonomicznym coraz częściej staje się faktem. Widzimy jednak także, że do realizacji pięknego ideału o doskonałej wspólnocie narodów droga jest jeszcze bardzo daleka i kręta. Na pewno nie pomogą w tym wciąż odradzające się nacjonalizmy podsycane przez rdzennych mieszkańców Europy. Lęki i obawy budzi także rozszerzanie się ekstremizmu islamskiego, który, choć stanowi tylko maleńki margines wśród muzułmanów, jest jednak bardzo konkretną rysą pozostawioną na całej populacji imigracyjnej. Wydaje się więc, że odpowiednio zaadaptowana polityka wielokulturowa mogłaby być dobrą propozycją dla Starego Kontynentu. Mogłaby, ale na razie nie ma jeszcze chyba pomysłu ani kto, ani jak mógłby ją stworzyć.

Tekst ukazał się w miesięczniku „Więź” nr 4/2011.


[1] Por. G. Babiński, „Metodologiczne problemy badań etnicznych”, Kraków 1998, s. 28-29.
[2] Por. T. Paleczny, „Socjologia stosunków międzynarodowych”, Kraków 2001, s. 179.
[3] Por. T. Turner, „Anthropology and Multiculturalism: What is Anthropology That Multiculturalists Should Be Mindful of It?”, w: D.T. Goldberg (red.), „Multiculturalism: A Critical Reader”, London – New York 1994, s. 406-407.
[4] Por. W.J. Burszta, „Antropologia kultury. Tematy, teorie, interpretacje”, Poznań 1998, s. 153-154.
[5] Tamże.
[6] Por. L. Gęsiak, „Wielokulturowość. Rola religii w dynamice zjawiska”, Kraków 2007, s. 28.
[7] Royal Commission on Bilingualism and Biculturalism, „Report of the Royal Commission on Bilingualism and Biculturalism, 1967-70”, t. I-V, Ottawa 1971.
[8] „The Canadian Charter of Rights and Freedoms.
[9] M. Wieviorka, „La différence” , Paris 2001, s. 84-85.
[10] „Rapport annuel sur l’application de la Loi sur le multiculturalisme canadiene 2001-2002”, Ministère de Patrimoine Canadien, Ottawa 2003, s. 3-4.
[11] Por. J.J. Smolicz, „Granice kulturowe oraz narody-państwa w kontekście globalnym (interakcyjne doświadczenia z Australii)”, w: L. Gołdyka (red.), „Transgraniczność w perspektywie socjologicznej – kontynuacje”, Zielona Góra 1999, s. 122-123.
[12] Por. S. Castles, „Democracy and Multicultural Citizenship. Australian Debates and Their Relevance for Western Europe”, w: R. Baubock (red.), „From Aliens to Citizens”, Avesbury, Aldershot 1994.
[13] Por. M. Wieviorka, dz. cyt, s. 86.[17] Cytat wypowiedzi Kanclerz Niemiec Angeli Merkel z 17 października 2010 r.; za portalem Deon.pl, (http://www.deon.pl/wiadomosci/swiat/art,4416,merkel-spoleczenstwo-wielokulturowe-nie-dziala.html, stan z 28 lutego 2011 r.)
[14] Wypowiedź premiera Davida Camerona z 7 lutego 2011; za portalem „Euro-topics”, (http://www.eurotopics.net/pl/archiv/archiv_dossier/DOSSIER82862-Cameron-krytykuje-wielokulturowosc, stan z 28 lutego 2011 r.)

Podziel się

Wiadomość

Pracuje od 24 lat w Niemczech. Od 12 lat jako nauczyciel w szkole sredniej. W klasach mam przedstawicieli wszystkich kultur i wszystkich wyznan na swiecie. I musze przyznac, ze jestem dumny z tego, w jaki sposob szkoly niemieckie radza sobie z takimi roznicami miedzy grupami uczniow. Uwazam, ze wypracowalismy w wielkim trudzie pewien model wychowawczy, na ktorym sie mozna wzorowac. To tyle do dyskusji na temat multi-kulti.

Stara Europa się kończy.Chodzi mi o Europę Zachodnią przestaje ona być obszarem wielu narodów skupionych w poszczególnych państwach .Obecnie na terytorium Europy Zachodniej w każdym państwie żyje wiele grup cywilizacyjnych i kulturowych i z tego konglomeratu powstanie zapewne prędzej czy później nowa jakość.Tak jak powoli umierało Imperium Rzymskie które stopniowo przyjmowalo dobrowolnie różne plemiona z myśla o ich aymilacji ąż upadlo pod naporem hord barbarzyńców..W wyniku czego wyłoniła się stopniowa nowa jakość czyli narodowe panstwa romańskie .