rE-medium | Tygodnik Powszechny

Wiosna 2024, nr 1

Zamów

#WięźCytuje. Ks. Galbas: Lepiej mieć mniej księży, niż mieć byle jakich

Święcenia kapłańskie. Fot. Diecezja Radomska

Kościół w Polsce nie ma dziś jeszcze problemu z liczbą księży, ale z ich jakością już ma – mówi ks. Adrian Galbas, prowincjał pallotynów, w rozmowie z miesięcznikiem „W drodze”

Wywiad z ks. Adrianem Galbasem SAC, przełożonym pallotyńskiej Prowincji Zwiastowania Pańskiego i rekolekcjonistą, ukazał się w grudniowym numerze miesięcznika „W drodze”. Rozmowa Katarzyny Kolskiej i Romana Bieleckiego OP dotyczy formacji seminaryjnej przyszłych księży.

Ks. Galbas przyznaje, że czasem do seminarium trafiają chłopcy. „I to nie tylko chłopcy metrykalni, ale przede wszystkim mentalni, ludzie nieukształtowani osobowościowo, życiowo, którzy nie przeszli jeszcze żadnych poważniejszych prób, nie wzięli na siebie odpowiedzialności za innych, kapryśni i labilni, bardzo emocjonalni. Ale jeszcze pół biedy, kiedy do seminarium trafi chłopiec. Gorzej, kiedy ten chłopiec zostanie wyświęcony. Bo to znaczy, że sześć lat formacji seminaryjnej nie wystarczyło”. Zauważa jednak, że obecnie coraz częściej „zgłaszają się osoby, które bądź to ukończyły jakieś studia, bądź gdzieś pracowały, czyli w taki czy inny sposób otarły się o normalne, często surowe dorosłe życie”.

Pallotyn zwraca jednocześnie uwagę, że przygotowany przez episkopat nowy dokument o formacji seminaryjnej kładzie nacisk na indywidualne podejście i towarzyszenie kandydatowi. „Czyli nie formacja stadna, polegająca na tym, że wszyscy o jednym czasie dostają taki sam pokarm i po zaaplikowaniu ustalonej jego dawki mają być wyświęceni. Każdy seminarzysta wymaga oddzielnej, indywidualnej uwagi, oddzielnej, indywidualnej troski i oddzielnej, indywidualnej drogi” – zaznacza.

Zdaniem prowincjała pallotynów, dużo zależy też od formatorów, oni sami powinni być ludźmi dojrzałymi i zaangażowanymi. „Jeśli ktoś się decyduje być ojcem duchownym, prefektem czy rektorem seminarium, to nie może mieć żadnych innych zajęć. Powinien być w tym na sto procent właśnie po to, żeby mieć czas, siłę, cierpliwość i trzeźwy umysł, żeby obserwować, zastanawiać się, rozmawiać i rozeznawać” – tłumaczy. „Mądrość wychowawców polega na tym, że powinni być o krok przed seminarzystą: planować, przewidywać, czasem prowokować. I jeśli widzą, że ktoś potrzebuje więcej czasu na przygotowanie się do święceń, to muszą mu to zaofiarować. Tu nie wolno niczego przyspieszać. To nie są wyścigi” – dodaje.

Ks. Galbas stwierdza, że „niestety obecny kształt seminarium bardzo sprzyja wychowywaniu klerykalnego kleru. Kleryk (nomen omen) przychodzi do seminarium i od razu jest pani, która mu gotuje, pani, która mu sprząta, czasem jeszcze pani, która mu wypierze. Jego rówieśnik musi zarobić na swoje studia, a on ma wszystko podane. Stąd już tylko krok do tego, by pomyślał sobie: Jestem kimś wybranym. A nawet: Jestem kimś lepszym”. Jak podkreśla, kleryk musi odkleić się od tego klerykalizmu. „Jeżeli ktoś tego nie zrobi, nie powinien być święcony. Nawet jeśli ma same piątki czy szóstki” – mówi.

Wesprzyj Więź

Duchowny zauważa, że przy mniejszej liczbie kandydatów może pojawić się w formatorach pokusa obniżenia wymagań. „Oby strach przed brakiem księży nie stymulował formacji seminaryjnej. Lepiej mieć ich mniej, niż mieć byle jakich. Kościół w Polsce nie ma dziś jeszcze problemu z liczbą księży, ale z ich jakością już ma” – przekonuje.

„Jako prowincjał kogo chciałby spotkać na końcu formacji seminaryjnej?” – pytają Katarzyna Kolska i o. Roman Bielecki. „Chciałbym, żeby ten, kto przyjmuje święcenia, był przede wszystkim wierzący. No i jeszcze pokorny, kompetentny i otwarty. Mam nadzieję, że to nie jest poprzeczka zbyt wysoko ustawiona” – odpowiada ks. Adrian Galbas.

DJ

Podziel się

Wiadomość