Wiosna 2024, nr 1

Zamów

Bieber, Nykiel i Lévi-Strauss, czyli o rozpadzie świata

Natalia Nykiel w kostiumie projektu Starki z wizerunkiem Maki Boskiej z Guadelupe podczas Sylwestra TVN 2019. Fot. Natnykiel / Instagram

Czy Natalia Nykiel ubrana w obraz Matki Bożej z Guadelupe kpi z religii?

Kanadyjski artysta popowy, Justin Bieber, wytatuował sobie słowo „grace” (łaska) nad prawą brwią. Z kolei polska wokalistka, Natalia Nykiel, na koncercie sylwestrowym wystąpiła w stroju, którego integralną cześć stanowił obraz Matki Bożej z Guadelupe. O decyzji Biebera mówiono w kategoriach „mocnego wyznania wiary”. O scenicznym kostiumie Nykiel – że to „prostackie sposoby”, które mają na celu kpić z uczuć wielu ludzi. Trudność w interpretacji tego typu zachowań polega na tym, że nie zawsze można poprawnie wyczytać intencje czyichś decyzji. Nie wiemy, czy chodzi o przestrzeń estetyczną czy symboliczną, czy chodzi o modę czy wyznanie wiary.

Obrazy na szatach

Kiedy Sobór w Nicei w roku 787 uchwalał naukę o obrazach, nie miał wątpliwości, że doktryna ta dotyczy wszelkich świętych wyobrażeń: „malowane, ułożone w mozaikę lub wykonane innym sposobem, które umieszcza się ze czcią w świętych kościołach Bożych, na naczyniach liturgicznych i na szatach, na ścianach czy na desce, w domach czy przy drogach”. Ojcowie soborowi byli przekonani, że święty wizerunek pozostaje święty bez względu na to, jaką techniką został wykonany i gdzie go umieszczono. Nic go nie wyłączało ze świętości.

Warto dodać, że jedną z przyczyn sporów ikonoklastycznych był upowszechniający się zwyczaj umieszczania wizerunków świętych na szatach bizantyjskich możnowładców. Średniowieczna teologia piękna funkcję dekoracyjną świętych wizerunków plasowała na ostatnim miejscu. Obrazy miały mówić, a nie upiększać. Co robią na współczesnych strojach? Mówią czy już wyłącznie dekorują?

Coś, co pierwotnie – tak sądzę – zostało przez Cejrowskiego pomyślane jako wyznanie wiary, na ciele Nykiel zostało odebrane jako kpina z religii

Co do teologicznej i moralnej oceny tatuaży trwa spór. Nie mam zamiaru zabierać w nim głosu. Interesuje mnie raczej aspekt kulturowy tatuaży. Jak wiadomo, w kwestii tej głos zabrał sam papież Franciszek: „Tatuaże często oznaczają przynależność do jakiejś społeczności. Młody człowieku, Ty, który jesteś wytatuowany, czego poszukujesz? Przynależność do jakiej grupy wyrażasz swoim tatuażem?” – pytał papież młodych ludzi. Franciszek ma rację, pierwotne znaczenie tatuażu jest pozaestetyczne. Tatuaż mógł oznaczać przynależność do jakiejś grupy czy subkultury, rolę w społeczności, tożsamość, stan niewolnictwa, lojalność, stopień w hierarchii. Takie znaczenie miały także dziary więzienne. Można było po nich wyczytać cały życiorys przestępcy i były mową dla wtajemniczonych. Współczesny tatuaż opuścił jednak prawie zupełnie świat znaczeń symbolicznych i przeniósł się do świata estetyki, stając się sposobem dekoracji ciała.

Kolczyk jako rzecz święta

Żeby sobie jeszcze bardziej uświadomić, jak bardzo współczesna kultura odeszła od świat symbolicznego na rzecz świata estetycznego, warto sięgnąć do klasyka antropologii, Claaude’a Lévi-Straussa, który w swoim eseju „Etnolog i klejnoty” opisuje znaczenie przekłuwania sobie miękkich części ciała jak nos, język, wargi, uszy i umieszczania tam różnego rodzaju twardych przedmiotów, co jest powszechnym zwyczajem wśród Indian Ameryki Południowej czy mieszkańców Pacyfiku. Jaki jest tego sens? „[…] ozdoby przekształcają to, co miękkie, w to, co twarde, zastępują napiętnowane części ciała, czyli te, które zapowiadają śmierć. Są one właściwie dawcami życia”.

Ze świata symboli została nam dzisiaj już tylko – czasami dość kontrowersyjna – estetyka. Kto z młodych ludzi z tunelem w uchu bądź kolczykiem w nozdrzach, ma świadomość, że kiedyś to coś znaczyło?

Ciekawe, że wcale nie musiały to być elementy wykonane ze szlachetnych materiałów. Nie ma znaczenia, czy surowce, z których wykonane są te „ozdoby” (one wcale ozdobami nie są), pozostają rzadkie czy ogólnie dostępne. Najistotniejsze jest to, aby były sztywne i twarde. Ważna jest ich funkcja, a nie estetyka. Etnolog pisze, że sam był świadkiem, gdy jakiemuś Indianinowi wypadł kolczyk zrobiony z cennego materiału. Nie szukał go, ale jak najszybciej umieszczał w otworze w uchu kawałek drewna. „Przedmioty te stoją na straży otworów ciała, którego miękkie części są najbardziej wrażliwymi miejscami narażonymi na wtargnięcie złowróżbnych istot lub wpływów” – zauważa Lévi-Strauss i dodaje, że aramejskie słowo, które w Biblii oznacza kolczyk ma znaczenie ogólne – „rzecz święta”. Stąd też biorą się bransoletki na nogach i nadgarstkach, są to bowiem te części ciała, które wymagają ochrony jako najbardziej wyeksponowane. Dodajmy jeszcze, że u Indian kanadyjskich o kobiecie, która nie miała przekłutych uszu mówiło się, że „nie miała uszu”, a u Indian brazylijskich istnieje przekonanie, że krążek umieszczony w przebitej dolnej wardze nadaje słowom autorytet, zaś krążki w płatkach uszu miały uzdalniać do usłyszenia drugiego człowieka.

Podwójne życie Maryi z Guadelupe

Z tego świata symboli została nam dzisiaj już tylko – czasami dość kontrowersyjna – estetyka. Kto z młodych ludzi z tunelem w uchu bądź kolczykiem w nozdrzach, ma świadomość, że kiedyś to coś znaczyło? Ludzie pierwotni, którzy się tak „upiększali”, nie rozróżniali między ozdobą a amuletem. Podobnie było z tatuażem, który zdobił jedynie wtórnie.

Gdzie tu jest Justin Bieber ze swoim napisem „grace”? Analiza jego zachowań, decyzji, słów wypowiadanych na koncertach prowadzi do wniosku, że to wcale nie musi być to tatuaż dla ozdoby, ale może mieć znaczenie religijne, jest formą wyznania wiary. Pozostaje tylko pytanie, czy jest to czytelne w czasach niesymbolicznych, gdzie tatuaż przestał być właściwie elementem tożsamości, a dominuje w nim wymiar estetyczny. Kto wie, czy Bieber nie uruchomi mody na napis „grace” nad łukiem brwiowym, która to moda stanie się w końcu wyłącznie przemijającym trendem bez znaczenia?

 

Wyświetl ten post na Instagramie.

 

Post udostępniony przez Natalia Nykiel (@natnykiel)

Wesprzyj Więź


A gdzie jest w tym wszystkim Natalia Nykiel, której przykład nie jest odosobniony. Z wielką predylekcją do wizerunki Matki Bożej z Guadelupe obnosił się Wojciech Cejrowski. Znane są kolekcje mody Arcadiusa (właśc. Arkadiusz Weremczuka) z odniesieniami do wizerunków Matki Bożej. Ktoś powie, że w przypadku Cejrowskiego to przestrzeń symboliczna, współczesna forma wyznania wiary. Być może. Sam spotkałem jednego z polskich katolickich rockmenów w bluzie z Matką Bożą z Guadelupy. Niestety, osobiście miałem wrażenie przekroczenia normy teologiczno-ikonicznej. Dla mnie było to przejście ze sfery symbolicznej do estetycznej. Ale jak to rozumiał ten, który taką maryjną bluzę nosi? I co, pierze ją z bielizną? Do dzisiaj nie wiem, co zrobić z tzw. koszulkami ewangelizacyjnymi z Przystanku Jezus, na których jest twarz Chrystusa.

Jeśli chodzi o kostium Nykiel, co zresztą potwierdza jej stylistka, Iwona Łęcka, miała to być przestrzeń wyłącznie estetyczna. Pomysł podobno wziął się ze snów. Ale do snów musiał trafić z realu. Może gdzieś widziała Cejrowskiego z maryjnym wizerunkiem na piersi? I coś, co pierwotnie – tak sądzę – zostało przez Cejrowskiego pomyślane jako wyznanie wiary, na ciele Nykiel zostało odebrane jako kpina z religii.

Takie są skutki rozpadu świata na dwa: ten symboliczny i ten estetyczny. Ja wciąż staram się żyć w tym pierwszym. Może dlatego mam taki dystans do maryjnych bluzek i ewangelizacyjnych tatuaży. Bo narażone są na estetyzację.

Podziel się

Wiadomość

To jest twardy orzech do zgryzienia. Pamiętam jak w latach siedemdziesiątych zapanowała, szczególnie wśród pań, swoista moda na noszenie krzyżyków, niektóre z nich pod względem estetycznym były bardzo piękne. Było rzeczą oczywistą, że część pań traktowała je jako oryginalną biżuterię. Też rozgorzała dyskusja czy można symbol religijny, znak religijny i to o takiej wadze, używać do celów wyłącznie estetycznych. Mnie to raziło i to radykalnie, uważałem to za kłamstwo. Dziś lat przybyło, doświadczenia przybyło i ostrze tego radykalizmu nieco się stępiło. Jak wiadomo Duch Św. wieje kędy chce i jak chce.O ile dobrze pamiętam, to autor książki “Dialogi z Pawłem VI” J. Guitton, czekając na przyjaciela, wszedł do kościoła trochę z nudów. Po piętnastu minutach wyszedł jako człowiek głęboko wierzący. Gdzieś słyszałem historię, nie wiem czy prawdziwą, jak to w czasach PRL-u ukląkł do spowiedzi oficer polityczny WP, chciał się zabawić w spowiedź, spowiednik wysłuchawszy tej gorsząco humorystycznej spowiedzi, stwierdził:” Proszę pana jak się bawimy to do końca, była spowiedź, to musi być i pokuta. Partyjny politruk z uśmiechem się zgodził. Za pokutę, miał codziennie wieczorem trzy razy powtórzyć:” Kpię sobie z Ciebie Panie Boże”. Dał słowo honoru, że pokutę wypełni i zadowolony z zabawy odszedł od konfesjonału. Po tygodniu wrócił i poprosił o darowanie tej pokuty, po czym wyspowiadał się naprawdę. Może to taki “kościółkowaty” przykład, ale może i jest w nim jakiś sens.