Wiosna 2024, nr 1

Zamów

Prymas Wyszyński jako patron nacjonalistów?

Kard. Stefan Wyszyński. Fot. Instytut Prymasowski

Kard. Wyszyński mówił o obowiązku pomagania innym narodom. Pisał  też o tym, „jak wielkie nieszczęścia ściągnął nacjonalizm nie tylko na zaczadzone własną wielkością narody, ale i na świat cały. To wielkie zło współczesnego świata zwalczyć można i trzeba!”.

Kardynał Stefan Wyszyński nie ma ostatnio szczęścia do obecności w bieżącej polskiej debacie publicznej. Jeśli już pojawiają się jakieś odwołania do jego nauczania, to prawie zawsze są one skierowane przeciwko komuś. Zazwyczaj są to zresztą jedynie wyrwane z kontekstu cytaty mające potwierdzać ideologiczne przekonania wypowiadających się. Na dodatek owe przekonania najczęściej są rozbieżne z wystąpieniami obecnego papieża czy polskiego Episkopatu. Tym sposobem historyczne wypowiedzi prymasa Wyszyńskiego stają się narzędziem polemiki ze współczesnymi przywódcami Kościoła – a w szczególności z obecnym prymasem Polski.

Nie podejrzewam, żeby taka rola odpowiadała samemu prymasowi tysiąclecia. Nie przypuszczam też, że popierałby on dzisiaj radykalnych działaczy narodowych, którzy uczynili zeń w ostatnich miesiącach patrona „zdrowego nacjonalizmu” – w ich wydaniu oczywiście.

O imigrantach, czyli jak nie pomagać obcym

Od roku 2015 najczęściej przywoływanym w mediach społecznościowych cytatem z nauczania kard. Wyszyńskiego są jego słowa z wigilijnego przemówienia do kapłanów w roku 1976: „Nie oglądajmy się na wszystkie strony. Nie chciejmy żywić całego świata, nie chciejmy ratować wszystkich. […] Chciejmy pomagać naszym braciom, żywić polskie dzieci, służyć im i tutaj przede wszystkim wypełniać swoje zadanie – aby nie ulec pokusie «zbawiania świata» kosztem własnej ojczyzny”.

Zdania te zrobiły prawdziwą furorę w internetowych dyskusjach i pseudodyskusjach. Powielane w niezliczonych memach, są stale cytowane w polskich sporach wokół migrantów i uchodźców – rzecz jasna, jako argument na rzecz ich nieprzyjmowania. Postulat otwartości na uchodźców jawi się cytującym wielkiego prymasa jako przejaw pięknoduchowskiego dążenia do „zbawiania świata” kosztem najbliższych, wręcz lekceważenia obowiązków wobec własnej ojczyzny.

Tytułem przykładu: „Co o imigrantach powiedziałby Prymas Wyszyński? Już to przewidział!” – nawołuje portal Prawy.pl, nie siląc się na żadne dodatkowe argumenty poza cytatem. Portal Nacjonalista.pl przekonuje: „Gdy «postępowcy» krzyczą o otwartości, choć nie chcą przyjąć przybyszów do swoich domów, wielki kapłan i Polak przypomina o właściwej hierarchii celów i dążeń”. I znów nie trzeba tam więcej refleksji, bo za argument ma służyć sam cytat sprzed 40 lat. W tej wersji nieżyjący od wielu lat kardynał staje się narzędziem w rękach rodaków, którzy – pod pretekstem pomocy „swoim” – szukają argumentu uzasadniającego nieudzielanie pomocy potrzebującym jej „obcym”.

Na nic zdały się tu zapewnienia przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski, np. 30 czerwca 2016 r., przy okazji podpisania ekumenicznego przesłania Kościołów w Polsce w sprawie uchodźców: „Nawet gdyby 60 czy 80 procent społeczeństwa było przeciwne uchodźcom, Kościół nie może powiedzieć jak politycy: Ludzie tego nie chcą, więc tego nie zrobimy”. Abp Stanisław Gądecki (o czym się zazwyczaj nie pamięta) postulował przyjmowanie uchodźców do każdej parafii, zanim jeszcze podobny apel wystosował papież Franciszek. „Trzeba przygotować się, jak pomóc w cierpieniu. Trzeba, żeby każda parafia przygotowała miejsce dla tych ludzi, którzy są prześladowani, którzy przyjadą tutaj, oczekując pomocnej ręki i tego braterstwa, którego gdzie indziej nie znajdują” – mówił w Chełmie 5 września 2015 r.

Drodzy nacjonaliści! Jeśli chcecie, żeby wasze myślenie nie spoganiało doszczętnie – czytajcie kardynała Wyszyńskiego w całości!

Zbigniew Nosowski

Udostępnij tekst

Ulubionym celem ataku nacjonalistów stał się jednak prymas Polski, abp Wojciech Polak, który już 3 września 2015 r. zaapelował na Twitterze: „Jesteśmy wezwani, by rozpoznać twarz Chrystusa w uchodźcach, bo byłem przybyszem – mówił – a przyjęliście Mnie”. Metropolita gnieźnieński zna dobrze tę tematykę, gdyż jest członkiem Papieskiej Rady ds. Duszpasterstwa Migrantów i Podróżujących. Szybko stał się on obiektem internetowego hejtu i apeli, aby raczej brał przykład z wielkiego poprzednika. Wśród komentarzy nacjonalistycznych publicystów i krzykliwych internautów stwierdzenia typu „Czy prymas Polak listę zagrożeń dla Kościoła otrzymuje z ośrodków mieszczących się przy ulicach Czerskiej i Wiertniczej w Warszawie?” należą do bardziej delikatnych i nadających się do cytowania. Tego typu ataki wobec prymasa Polaka trwają niezmiennie już od ponad dwóch lat i wzmagają się po każdej jego wypowiedzi na ten temat (a wypowiedzi te są przecież bardzo wyważone, co można stwierdzić obok, w wywiadzie dla „Więzi”).

Niestety jednak nie tylko skrajne ruchy nacjonalistyczne i internetowi trolle wzięli sobie na sztandary specyficznie rozumianą aktualizację nauczania prymasa Wyszyńskiego. Momentem kluczowym była tu debata w Sejmie RP 16 września 2015 r., jeszcze przed ostatnimi wyborami parlamentarnymi. Prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński przywołał wówczas z mównicy sejmowej zasadę ordo caritatis (porządku miłowania), uznając, że w ramach tej zasady: najpierw są najbliżsi, rodzina, później naród, później inni”.

Bardzo szybko pojawiły się w kręgach katolickich sympatyzujących z PiS uzasadnienia, że takie rozumienie zasady ordo caritatis zgodne jest z myślą kard. Wyszyńskiego. Zasada ta stała się zaś – rzecz jasna, w interpretacji prezesa Kaczyńskiego – wręcz obowiązującą „doktryną” niektórych mediów i organizacji kościelnych. Przykładem niech będą słowa ks. Rafała Cyfki ze stowarzyszenia Pomoc Kościołowi w Potrzebie w wywiadzie udzielonym tygodnikowi „Niedziela” kilkanaście dni po owej sejmowej debacie. W reakcji na przytoczone przez dziennikarkę słowa kard. Wyszyńskiego – połączone z informacją o tym, że sejmowa komisja finansów chciała przekazać dla uchodźców pieniądze przeznaczone na pomoc polskim repatriantom – przedstawiciel PKWP odpowiedział: „Obowiązuje pewien porządek miłości. Najpierw pomagamy najbliższym, potem społeczeństwu, a dopiero potem innym. Jeśli nasi rodacy potrzebują pomocy – najpierw pomóżmy im. Jeśli polskie pieniądze przeznaczone na pomoc dla repatriantów miałyby być przekazane na pomoc uchodźcom, stanowiłoby to kradzież dokonującą się wobec Polaków na Wschodzie. To byłoby nieludzkie, nieetyczne i niechrześcijańskie. My nie zapraszaliśmy uchodźców do siebie, w przeciwieństwie do Niemiec, które nie radzą sobie teraz z tym problemem i cynicznie wysługują się innymi państwami. Możemy dołożyć się do finansowania tworzonych na Zachodzie obozów dla uchodźców, ale nie kosztem możliwości powrotu do ojczyzny Polaków – często także żyjących w czasie wojny”.

Warto na marginesie przypomnieć, że Pomoc Kościołowi w Potrzebie to organizacja, która chlubi się, że jest stowarzyszeniem papieskim. Trudno jednak dostrzec w działaniach PKWP w Polsce odwołania do gorących apeli papieża Franciszka o przyjmowanie uchodźców przez Europejczyków. Dyrektor polskiej sekcji PKWP, ks. Waldemar Cisło, ręka w rękę z rządem Beaty Szydło, na wspólnej konferencji prasowej, wręcz torpedował i wyśmiewał inicjatywę korytarzy humanitarnych dla najbardziej potrzebujących uchodźców, której realizację Konferencja Episkopatu Polski powierzyła innej organizacji kościelnej – Caritas Polska. Na skutek niemożności przebicia się przez rządowy mur projekt utworzenia korytarzy humanitarnych zresztą w praktyce upadł.

O ordo caritatis, czyli jak wykluczać w imię miłości

Słowa prymasa Wyszyńskiego z 1976 r. wciąż wracają w polskiej debacie publicznej. Uczyniła je elementem swego programowego edytorialu w czerwcu 2017 r. redaktor naczelna „Niedzieli” Lidia Dudkiewicz: „W związku z dyskusjami na temat przyjmowania imigrantów do Europy warto przypomnieć słowa kard. Stefana Wyszyńskiego sprzed 40 lat, dotyczące właściwej hierarchii celów i dążeń oraz porządku miłości…”.

Sam prymas tysiąclecia bronić się nie może. Podjęli się więc tego zadania inni. Na łamach „Więzi” już w 2015 r. tak komentował manipulacyjne posługiwanie się słowami kard. Wyszyńskiego bp Krzysztof Zadarko, przewodniczący Rady KEP ds. Migracji, Turystyki i Pielgrzymek: „Kariera tego cytatu była, moim zdaniem, efektem poszukiwania argumentu, który by uzasadnił własną niechęć do przyjęcia uchodźców. Można było odnieść wrażenie, jakby ludzie nie chcieli słuchać obecnego prymasa Polski, ale za to wciąż cytowali wypowiedź prymasa sprzed 40 lat, powstałą w zupełnie innym kontekście. Odpowiadałem nawet emocjonalnie, że kard. Wyszyński nie jest księgą natchnioną, której prawdy obowiązują nieomylnie, ponadczasowo i wszędzie. Przecież on przedstawiał zasadę ordo caritatis w opozycji do ówczesnego prymatu ordo oeconomicus. Socjalizm rościł sobie pretensje poddawania człowieka pod dyktat praw materialistycznie urządzonego świata. Drenaż polskiej gospodarki na rzecz innych krajów socjalistycznych, w tym przede wszystkim ZSRR, pustoszył nasze życie. Jak to się ma do dzisiejszego spieszenia z pomocą, nawet w naszej biedzie, ludziom uciekającym przed wojną i śmiercią?”.

Ludzie nie chcieli słuchać obecnego prymasa Polski, ale za to wciąż cytowali wypowiedź prymasa sprzed 40 lat

Zbigniew Nosowski

Udostępnij tekst

Bp Zadarko jako pierwszy tak wyraźnie przypomniał, że słowa kard. Wyszyńskiego zostały całkowicie wyrwane z kontekstu. Prymasowi tysiąclecia chodziło wszak wówczas o dobro Polski pogrążonej w głębokim kryzysie ekonomicznym – nie zaś o rezygnację ze wsparcia dla ludzi spoza kraju bezpośrednio potrzebujących pomocy. Jego komentarz został wypowiedziany w ramach podsumowania roku 1976, kiedy to miała miejsce w Polsce potężna fala strajków i protestów. Dlatego właśnie pod adresem władz PRL – lekceważących obowiązki wobec własnego narodu – kierował prymas swoje słowa. Wyraźnie na ten gospodarczy kontekst i krytykę komunistycznego internacjonalizmu wskazują zresztą kolejne zdania kardynała: „Niestety, u nas dzieje się trochę inaczej – «zbawia» się cały świat, kosztem Polski. To jest zakłócenie ładu społecznego, które musi być co tchu naprawione, jeżeli nasza Ojczyzna ma przetrwać w pokoju, w zgodnym współżyciu i współpracy, jeżeli ma osiągać upragniony ład gospodarczy” [podkr. – Z.N.].

Historyczny kontekst słynnego już przemówienia do kapłanów z 1976 r. był jednak nieistotny dla tych, którzy cytatami z prymasa tysiąclecia zaczęli się posługiwać jak mieczem. Podobnie jak zasadnicza różnica między ówczesną a dzisiejszą sytuacją gospodarczą Polski. Dziś nie jesteśmy już krajem Drugiego Świata, lecz – przy wszystkich zaniedbaniach i problemach – należymy do zamożniejszej części globu. A kardynał mówił 40 lat temu również: „jeżeli nasze dzieci będą otoczone opieką, należycie odżywione i wychowane – nie mówię już o dobrobycie, ale przynajmniej o tym, co jest konieczne – to naród polski nie odmówi swojej pomocy innym potrzebującym ludom” [podkr. Z.N.]. Któż by jednak szukał całego tekstu wystąpienia, skoro można przyłożyć cytatem…

W podobnym tonie o obowiązku pomagania innym narodom mówił prymas Wyszyński już wcześniej w drugim kazaniu świętokrzyskim, w styczniu 1974 r., i to powołując się właśnie na zasadę ordo caritatis. Podkreślał, że wymaga ona od polityka, aby „w miarę zaspokajania i nasycania najpilniejszych, podstawowych potrzeb własnych obywateli, rozszerzał dążenie do niesienia pomocy na inne ludy i narody, na całą rodzinę ludzką” [podkr. Z.N.]. Dość karkołomne byłoby dowodzenie, że w porównaniu ze współczesnymi ofiarami wojen czy głodu Polacy mają niezaspokojone potrzeby podstawowe. W PRL było oczywiście inaczej – ale skoro cytat o „imigrantach” jest taki poręczny…

Bp Zadarko podkreślał również, że kard. Wyszyńskiego cytowano najczęściej bez świadomości współczesnego oficjalnego nauczania Kościoła, które w kwestii pomocy uchodźcom jest jednoznaczne. W tym kontekście przywołał fragment dokumentu „Problem uchodźców, wyzwanie dla solidarności”, wydanego w 2013 r. przez dwie Rady Papieskie: Cor Unum oraz ds. Duszpasterstwa Migrantów i Podróżnych. Kluczowa myśl tego dokumentu to zasada, że w podejmowaniu problemu uchodźców „najważniejszym punktem odniesienia nie może być interes państwa czy bezpieczeństwo narodowe, lecz jedynie człowiek”. Tę myśl szef „migracyjnej” komisji polskiego Episkopatu uznał za dzisiejszą odpowiedź Kościoła na manipulacje dawnym cytatem z nauczania kard. Wyszyńskiego.

Gruntowną polemikę z zawężającym rozumieniem zasady ordo caritatis podejmowało wiele innych osób, m.in. o. Maciej Zięba na łamach „Rzeczpospolitej” w marcu 2017 r. Dominikanin, znawca społecznego nauczania Kościoła, podkreślał, że ten termin, zaczerpnięty z teologii moralnej św. Tomasza z Akwinu, oznacza coś wręcz odwrotnego, niż dziś się zazwyczaj twierdzi: „nie pozwala się zasklepiać na swoich najbliższych, ale nakazuje troszczyć się o wszystkich”, poczynając od najbardziej potrzebujących.

Według Zięby, jeśli chodzi o pomaganie bliźnim, zasada ordo caritatis oznacza: „1) Przede wszystkim musimy pomagać bliźnim, którym grozi potępienie lub śmierć, a sami nie mogą sobie pomóc. 2) Potem: bliźnim w podobnie dramatycznej sytuacji, ale którzy mogą sobie pomóc za cenę heroicznego wysiłku. 3) Dopiero potem jest czas na zwykłe potrzeby naszych bliźnich, którzy mogą im zaradzić bez nadzwyczajnych wysiłków i okoliczności. Bez wątpienia uchodźcy – w porządku pomagania – należą do grupy najbardziej i najpilniej oczekujących pomocy. Zarówno Ewangelia, jak tradycja i nauczanie Kościoła nie pozostawiają w tej materii wątpliwości”.

Rzecz jasna, wszelkie wyjaśnienia, polemiki i wskazywanie oryginalnych kontekstów zdały się na nic. Największym ekspertem od ordo caritatis okazał się Jarosław Kaczyński – i to jego interpretacja stała się dominująca w katointernecie. Wciąż można też być pewnym, że w niemal każdej dyskusji chrześcijan o sposobach niesienia pomocy uchodźcom pojawi się cytat z prymasa Wyszyńskiego sprzed 40 lat. I najczęściej będzie to próba przeciwstawiania mądrego polskiego kardynała, który znał właściwą hierarchię celów i dążeń, naiwnemu argentyńskiemu papieżowi.

Co gorsza, pojawił się również pierwszy – o ile mi wiadomo – przypadek, że polski biskup przytoczył słowa kard. Wyszyńskiego z 1976 r. bez krytycznego odniesienia się do czynionego z nich obecnie użytku. Uczynił to abp Sławoj Leszek Głódź 31 sierpnia 2017 r., podczas Mszy św. z okazji 37. rocznicy strajków w 1980 r. i powstania NSZZ „Solidarność”. Jak skwapliwie odnotował prorządowy portal wPolityce.pl: „Po tych słowach arcybiskup otrzymał brawa”.

Smutnym komentarzem do wykluczającego i manipulacyjnego używania cytatu z prymasa Wyszyńskiego o ordo caritatis mogą być słowa ks. Mirosława Tykfera, redaktora naczelnego poznańskiego „Przewodnika Katolickiego”. Pisał on w ramach internetowego cyklu „(k)Rok Miłosierdzia” przygotowywanego przez Laboratorium „Więzi” i Deon.pl: „Ciekawe, że nikt nie odważył się jeszcze powiedzieć ze «śmieszną powagą» o «chrześcijańskiej nienawiści»… A przecież w praktyce owa wykluczająca «miłość» do tego się sprowadza. To nic, że nie przejawia się silnym uczuciem odrzucenia. Może właśnie dlatego, że jest tak okropnie zimna, racjonalnie wykalkulowana, wyreżyserowana w teatrze pozorów chrześcijańskiej otwartości, i w końcu wyliczona miarami cedzonej miłości według okropnie zniekształconego znaczenia zasady ordo caritatis – owa zamknięta na innych «miłość» staje się źródłem przerażającej pogardy”.

O zdrowym nacjonalizmie, czyli jak nie słuchać biskupów

Pod koniec kwietnia 2017 r. – natychmiast po ukazaniu się dokumentu Konferencji Episkopatu Polski „Chrześcijański kształt patriotyzmu” – furorę zaczęła w internecie robić inna wypowiedź kard. Wyszyńskiego: „Działajcie w duchu zdrowego nacjonalizmu! Nie szowinizmu, ale właśnie zdrowego nacjonalizmu, to jest umiłowania narodu i służby jemu”.

Liderzy organizacji narodowych powołali się na te słowa prymasa tysiąclecia w swoim krytycznym komentarzu do stanowiska biskupów. Uznali, że nie dotyczy ich ostra krytyka nacjonalizmu, jaką przeprowadziła KEP. Z wdzięcznością przywoływali zaś słowa sprzed 40 lat: te zacytowane przed chwilą i te o ordo caritatis. „W takim właśnie duchu, w duchu nauki Prymasa Wyszyńskiego i całej, wielkiej tradycji polskiej, chrześcijańskiej myśli narodowej, pragniemy odczytywać oraz wcielać w życie zalecenia Konferencji Episkopatu Polski” – stwierdzili, przedstawiający się jako „świadomi chrześcijańscy nacjonaliści”, prezes Ruchu Narodowego, prezes Zarządu Głównego Młodzieży Wszechpolskiej i kierownik główny Obozu Narodowo-Radykalnego.

Największym ekspertem od ordo caritatis okazał się Jarosław Kaczyński – to jego interpretacja stała się dominująca w katointernecie

Zbigniew Nosowski

Udostępnij tekst

Przeciwko jednoznacznemu potępianiu nacjonalizmu przez polskich biskupów wypowiedział się także prof. Jan Żaryn, senator PiS. Nie ukrywał on rozczarowania pewnymi fragmentami dokumentu KEP, m.in. o polityce historycznej. Jego zdaniem, „niektórym wskazanym przez biskupów zagrożeniom nie można udzielić akceptacji”. Żaryn przekonywał natomiast, że w polskiej tradycji ideowej „nacjonalizm, nawet jeśli dzisiaj jest nieakceptowalny przez nauczanie Kościoła, to nie ma nic wspólnego z nienawiścią”.

Sęk w tym, że nauczanie Kościoła w tej kwestii wyostrzyło się nieprzypadkowo. Wiek XX przyniósł wystarczająco wiele zbrodni i tragedii dokonanych w imię (zawsze przecież „zdrowego”) nacjonalizmu. Jak widać, wciąż jednak są ludzie uważający się za katolików, którzy myślą inaczej. Czy mają prawo powoływać się w swoich interpretacjach na kard. Stefana Wyszyńskiego? Częściowo odpowiedzi udzielają w publikowanej obok dyskusji o patriotyzmie ks. Piotr Burgoński, Andrzej Friszke i Paweł Kowal. Warto tu podkreślić zwłaszcza wyeksponowany przez Kowala wątek świadomego odpierania przez samego prymasa i jego otoczenie zarzutów o endeckość.

Co jednak z cytowanymi słowami Wyszyńskiego o „zdrowym nacjonalizmie”? Wszak weszły one już do kanonu polskiego nacjonalisty! Swoim znakiem rozpoznawczym na Twitterze uczynił je ks. Roman Kneblewski z Bydgoszczy – kilkakrotnie już bezskutecznie upominany przez swojego biskupa duchowny o skrajnie narodowych przekonaniach, jeszcze niedawno publicznie wspierający (ówczesnego księdza, dziś już tylko wiecowego krzykacza) Jacka Międlara, uważający polski nacjonalizm za nie tylko zdrowy, ale i święty.

Jak się okazuje (gdy poszpera się w bibliotece), również w przypadku słów o „zdrowym nacjonalizmie” mamy do czynienia z nadużyciem ze strony współczesnych ideologów. Otóż „przypominane” przez nich – jakże dziś popularne – dwa zdania nie są cytatem z żadnej publicznej wypowiedzi prymasa, lecz pochodzą z zapisków… Janusza Zabłockiego. 28 maja 1968 r. odwiedził on kardynała wraz z innymi posłami Koła „Znak”. Zabłocki był już wtedy skonfliktowany z Tadeuszem Mazowieckim. Wieczorem tego dnia zanotował m.in.: „Żegnając nas, [kard. Wyszyński – Z.N.] mówi na zakończenie słowa, które odbieram jako wsparcie dla mnie, dla postawy, jaką w tym gronie reprezentuję, choć wsparcie to – muszę przyznać – nie jest wyrażone zbyt zręcznie. «Działajcie – mówi ksiądz Prymas – w duchu zdrowego nacjonalizmu. Nie szowinizmu, ale właśnie zdrowego nacjonalizmu, to jest umiłowania narodu i służby jemu»”.

W „Dziennikach” Zabłockiego opublikowanych przez Instytut Pamięci Narodowej (z przedmową Jana Żaryna) umieszczony jest przy tej notatce przypis wydawcy, informujący m.in., że „w dziennikach Wyszyńskiego […] brak takiego stwierdzenia”.

Skąd zatem wzięła się tak wielka kariera tych dwóch zdań? Otóż dzisiejsi polscy nacjonaliści poznali je za pośrednictwem Ewy K. Czaczkowskiej, która przytacza je w swojej – zasłużenie popularnej – biografii prymasa Wyszyńskiego. Tyle że autorka zaraz potem pisze, iż kardynał wcale nie wspierał bezkrytycznie linii Zabłockiego, np. bez entuzjazmu przyjmował rewelacje swego rozmówcy, pełnego nadziei, że „Gomułka steruje ku unarodowieniu komunizmu”. Czaczkowska podsumowuje: „Prymas – jak widać – «politykę narodową» pojmował nie jako realizację doktryn nacjonalistycznych, ale jako działania podejmowane dla rzeczywistego dobra narodu, respektującego prawa i wolności rodaków”.

Słowa kard. Wyszyńskiego o zdrowym nacjonalizmie pochodzą nie z jego publicznych wypowiedzi, lecz z zapisków… Janusza Zabłockiego

Zbigniew Nosowski

Udostępnij tekst

Nawet jeśli Zabłocki nie przekręcił słów kardynała, to jednak trzeba dostrzec, że nieprzypadkowo Wyszyński nie używał takich sformułowań publicznie. Mało tego, znane są i były uprzednio cytowane w literaturze dotyczącej tego tematu przestrogi młodego ks. Stefana Wyszyńskiego przed „pogańskim nacjonalizmem”. W książce „Miłość i sprawiedliwość społeczna”, napisanej podczas II wojny światowej, stanowczo twierdził, że „żadnego narodu ani jego dziejów nie można bezkarnie wynosić ponad inne narody”. Z bólem stwierdzał: „Chrześcijaństwo ma przedziwną zdolność łączenia narodów. Współcześnie, w miarę jak narody poganieją, zdobywa sobie wpływy nacjonalizm, który jest siłą odśrodkową, rozbijającą resztki dawnej chrześcijańskiej rodziny ludów. Pogański nacjonalizm wynosi naród ponad człowieka [podkr. – Z.N.]. Powoduje to przecenianie się i samouwielbienie, kult i bałwochwalstwo samego siebie, a wreszcie dyktaturę egoizmu narodowego […]. Wszystkim wiadomo, jak wielkie nieszczęścia ściągnął nacjonalizm nie tylko na zaczadzone własną wielkością narody, ale i na świat cały. To wielkie zło współczesnego świata zwalczyć można i trzeba!”.

Nie miejsce tu na całościowy opis teologii narodu w ujęciu kard. Wyszyńskiego. Z pewnością można jednak powiedzieć, że tak wypowiadający się chrześcijański myśliciel i katolicki hierarcha na patrona nacjonalistów się po prostu nie nadaje. Jedynym zabiegiem, który umożliwia radykałom wpisywanie sobie kard. Wyszyńskiego na sztandary, jest uznanie każdej wzmianki o narodzie, jego prawach i tożsamości czy o interesie narodowym za przejaw nacjonalizmu.

Niestety, to wszystko nie świadczy jednak dobrze o dojrzałości polskiego katolicyzmu. Oto bowiem dla wielu środowisk powołujących się na związki z Kościołem internetowy mem z cytatem przypisanym prymasowi Wyszyńskiemu przed 40 laty staje się argumentem na rzecz innego stosunku do nacjonalizmu niż ten zalecany przez Magisterium Kościoła, wyrażany w nauczaniu św. Jana Pawła II, zawarty w dokumencie przyjętym przez Konferencję Episkopatu Polski.

Miłośnikom „zdrowego nacjonalizmu” pozostaje więc powiedzieć: albo zweryfikujcie swoje teorie w świetle Ewangelii, albo zostawcie w spokoju chrześcijaństwo i Kościół katolicki! Wiara w Jezusa jest uniwersalistyczna i nie da się jej uczynić ani fundamentem, ani sercem, ani istotą partykularnej ideologii, jaką jest i będzie nacjonalizm.

Wesprzyj Więź

Panie nacjonalistki i panowie nacjonaliści! Jeśli chcecie, żeby wasze myślenie nie spoganiało doszczętnie – słuchajcie uważniej kardynała Stefana Wyszyńskiego! Porzućcie jednak wyrwane z kontekstu cytaty, poczytajcie go w całości! Posłuchajcie go: „Istnieje też hierarchia w miłości. Miłość, która nie dopuszcza nic wyższego ponad Ojczyznę, jest bezużyteczna dla samej Ojczyzny. […] Człowiek musi zawsze pamiętać, że jest czymś więcej niźli patriotą i obywatelem – jest dziecięciem Bożym i współbratem w Chrystusie”.

Prymas tysiąclecia miałby też pouczającą anegdotę do opowiedzenia (byłemu już) rzecznikowi Młodzieży Wszechpolskiej, który niedawno uznał, że Murzyn nie może być Polakiem. Tak oto ks. Wyszyński wspominał swoje studia w Rzymie w 1930 r.: „Na Angelicum, na wykładach ojca Gillet było sześciu Murzynów i reszta jak z wieży Babel: Anglicy, Francuzi, Holendrzy i inni. Czterdzieści osób z trzydziestu narodów. Murzyni siedzieli na samym końcu. Obok nich było wolne miejsce, bo nikt nie chciał przy nich usiąść. Wreszcie ja usiadłem. Przychodzili do mnie ci i owi z zapytaniem: Co ty robisz, po co tam siedzisz? Mówię: Bo nikt nie chce tam siedzieć! – Słaby motyw – powiada jakiś Francuz. […] Ojciec Gillet mówił strasznie mądre rzeczy. Kiedyś na korytarzu powiedziałem mu: Ojcze, niech Ojciec tak przemówi do swoich słuchaczy, aby wszyscy zechcieli usiąść przy tych Murzynach. Na to ojciec Gillet, który trochę umiał po polsku: – Polaki zawsze walczą za naszą wolność i waszą. Pojechałem stamtąd do Paryża, a Murzyni zostali sami”.

Tekst ukazał się w kwartalniku „Więź”, zima 2017

Podziel się

12
Wiadomość

Serdecznie dziękuję za ten artykuł. Rozsądny, wyważony, obiektywny. Bardzo potrzebny, zwłaszcza wobec tego, co widzimy i słyszymy teraz, wokół nas. Głosy katolików, myślących inaczej, niż chce tego obecny rząd nie są ani słyszalne, ani przyjmowane. Zdumiona i poraniona byłam hejtem, który wylał się na “Tygodnik Powszechny” i osobiście na abp. Polaka po wywiadzie z nim. Może zresztą tak łatwo wylewać nam internetowo pomyje na innych, bo czujemy się w sieci bezpieczni – anonimowi, a przez to nierozpoznawalni. Samo określenie “hejt” zamiast polskiego “nienawiść” też przyczynia się do rozlewania bezkarnej agresji. Określenie “chrześcijańska nienawiść” stało się, niestety, jak najbardziej obecne w naszym codziennym życiu.
Byłam na spotkaniu z bp. Zadarką w Koszalinie na początku roku, kiedy mowił o staraniach utworzenia korytarza humanitarnego. Przerażenie mnie ogarniało na myśl, że szczycący się swoim “katolicyzmem” rząd, padający chętnie publicznie, przed kamerami, na kolana w pokazie swojej “katolickości” potrafi być tak bezduszny, nieludzki, bezwzględny, okrutny i bezlitosny dla garstki ludzi, których życie zależy od natychmiast przeprowadzonej pomocy lekarskiej w warunkach nie szpitala polowego, a klinicznego.
Wstyd mi za te zachowania, które umacniają chamskie nacjonalistyczne “występy” rodzimych faszystów i za głaskanie ich po głowach wówczas, gdzy odpowiedzialni za ten stan ministrowie pierwsi winni bić na alarm.
Zachowujemy się tak, jakby Ewangelię można było stosować wybiórczo, według swojego “widzimisię”.
Nie mogę pojąć, że Polacy, którzy tyle wycierpieli w czasie II wojny światowej, którzy korzystali z gościnności “obcych” (również w wierze) w Iranie, w Palestynie, w Indiach (polskie dzieci) czy Afryce, są obecnie tak bezwzględni. Łajdackie argumenty, podsycanie histerycznego strachu, wrzaski “Chcemy Boga. Śmierć wrogom ojczyzny”, wszystko to wypowiadane jednym tchem i, niestety, często przy pełnym aplauzie duchownych, to obraz Polski, jakiej nie chcę.
Szarganie nazwiska ks. kardynała Wyszyńskiego przez nacjonalistycznych bojówkarzy też było takim odczuciem. Przez wczesny okres swojej młodości miałam okazję wysłuchiwać ks. Kardynała w czasie jego wystąpień w katedrze gnieźnieńskiej. Mówił rzeczy bardzo przemyślane, dla młodego człowieka czasem trudne do przyjęcia. Widziałam rozdźwięk pomiędzy tym, co się sączyło z propagandowych mediów, a tym, o czym On mówił. W domu trwały później dyskusje, a moi rodzice potrafili nam wytłumaczyć, o co w tym wszystkim chodzi.
Nie tylko zresztą słowa Prymasa są nadużywane. Nie pamiętamy i nie chcemy pamiętać tego, czego nas uczył JP II. Wyrywamy z kontekstu i Jego słowa, żeby, jak maczugą, okładać przeciwników.
A mały, szary człowiek, niezgadzający się z taką wizją Jezusa, zaczyna zastanawiać się, czy to on przypadkiem się nie myli, bo i Słowo obracane jest przeciwko tym, których nie chcemy zrozumieć.
Smutno mi.

Absolutnie nie zgadzam się z komentatorem powyżej i mam odmienne zdanie na poruszony temat. Miałam to szczęście znać bliżej kardynała i wiem, jak wyglądała jego troska o własny naród. I proszę nie interpretować Jego słów, co by dzisiaj powiedział, ponieważ powiedział by to samo. To był mąż stanu, nie to, co dzisiejsi celebryci rożnych stanów i dziennikarze uzurpujący sobie władzę nad interpretacja wypowiedzi Sługi Bożego. Pomijając złą sławę organizacji, która jest zaangażowana w korytarze humanitarne i wraz z protestantami sprowadza drogą lotniczą uchodźców oraz imigrantów z Afryki i Bliskiego Wschodu, zapewnia im specjalne wizy humanitarne! Niestety, członkowie Państwa Islamskiego wierzą w niezwykle haniebną doktrynę, która polega na zabijaniu się, zabijaniu innych i próbowaniu użycia przemocy i brutalności, aby odtworzyć państwo z siódmego czy ósmego wieku. Obawiam się więc, że musimy poważnie potraktować fakt, że ci ludzie są dla nas poważnym zagrożeniem. I jeszcze jedno – idąc tokiem rozumowania sprzymierzeńców sprowadzania tzw. uchodźców do Polski należałoby w trybie pilnym zweryfikować historię, a Króla Jana III Sobieskiego wyrzucić z podręczników! Sobieski, który uratował wówczas nie tylko oblegany przez Turków Wiedeń, nie tylko Austrię, ale ocalił całą Europę przed nawałą zbrojnego islamu. I Sienkiewicz się mylił, który w „Panu Wołodyjowskim” (dawno już wykreślonym przez MEN jako lektura szkolna)w którym pisał „Kościoły, o Panie, zamienią na meczety i Koran śpiewać będą tam, gdzieśmy dotychczas Ewangelię śpiewali. Kto, o Panie, teraz opór stawi? ” No, ale wtedy Europa i chrześcijaństwo to było właściwie jedno i to samo.
A dzisiaj???

Zrobiło mi się przykro, gdy to przeczytałem. Jest to bardzo jednostronne i płytkie podejście do tematu. Obowiązkiem władz państwa, niezależnie od czasów, jest obrona granic i obywateli. Nie potrzeba żadnej ideologii czy filozofii, żeby zdawać sobie sprawę, że są to wartości nadrzędne – zwłaszcza w Polsce, która przez setki lat walczyła o wolność i suwerenność, której obywatele przelewali krew z myślą o przyszłych pokoleniach. Gdy trwa wojna, a obecnie trwa zaplanowany i realizowany z premedytacją atak Białorusi i Rosji na Polskę, Kościół Katolicki powinien wyraźnie stawać po stronie ojczyzny – inaczej niż lewicowcy spod znaku “róbta co chceta” czy brukselska neobolszewia, która posuwa się w swych działaniach do metod totalitarnych! My, Polacy, znamy naukę Jezusa Chrystusa i każdemu potrzebującemu pomożemy! Ale nikt nie może odbierać nam prawa do obrony naszych granic!

Artykuły jest nieobiektywny. względem większości Polaków , którzy w całkowicie uzasadniony sposób w bezmyślnie prowadzonej polityce migracyjnej Europy dostrzegają realne zagrożenia z nią związane. Polacy nigdy nie byli przeciwko pomocy i przyjmowaniu uchodźców, jednak nie można stawiać równości pomiędzy uchodzwtwem a migracja o podłożu ekonomicznym, światopoglądowym i religijnym. Ponieważ z takimi formami migracji mamy doczynienia.
Krytyka negatywna pod adresem Polaków będącym na “nie” w tym społecznym problemie jest niesprawiedliwa ponieważ Polacy nie są przeciwni innym ludziom ale obawiają się o swoje wartości również wartości chrześcijańskie. Najbardziej obraźliwe słowa pod adresem Polakow padły niedawno z ust Arcybiskupa Polaka ” stanowisko kościoła w sprawie migrantów jest w Polsce kontestowanie” otóż nie jest i nigdy nie było. Osobiście zawsze staram się nieść pomoc drugiemu człowiekowi i zajmuję się tym dodatkowo, całe swoje dorosłe życie , jak tysiące innych Polaków. Zwiedziłem i przebywałem w wielu krajach Europy zachodniej i na własne oczy zobaczyłem i doświadczyłem jak chrześcijanie,katolicy, Polacy są dyskryminowani . Dyskryminowani nie przez rdzennych mieszkańców Francuzów czy Brytyjczyków ale właśnie przez innych imigrantów. Ta dyskryminacja ma wszystkie formy i jest w pełni akceptowana oczywiście ” po cichu” przez lewicowych polityków , dziennikarzy i całe lewicowe środowiska.