Wiosna 2024, nr 1

Zamów

Między marzeniem a rozczarowaniem. Polacy wobec państwa 1918-2001

Obchody Święta Niepodległości na pl. Piłsudskiego w Warszawie 11 listopada 2017 r. Fot. Fot.: Sebastian Indra / na licencji CC

Współczesny Polak patrzy na swój kraj jako na instytucję utylitarną, która ma mu ułatwiać życie. Nie myśli o nim wielkimi kategoriami, gdyż nie ma poczucia zagrożenia bytu państwa.

Stosunek Polaków do państwa polskiego jest tak złożony, jak cała historia Polski. Z pewnością na komplikacjach w relacji Polaków do swojego państwa zaciążył wiek XIX. Wtedy bowiem kształtowały się nowoczesne państwa europejskie z ich instytucjami politycznymi, prawem, szkolnictwem, upowszechnianą przez państwo kulturą. Wszystko to powodowało, że w zachodniej Europie nowoczesne narody budowały się poprzez świadomość państwową, a państwa stawały się formą bytu narodu. Nie tylko we Francji, w Anglii czy Holandii, ale także w podzielonych przez setki lat Niemczech i Włoszech nastąpiło scalenie pojęć narodu i państwa.

W Polsce, jak wiemy, było inaczej. Ogromny wysiłek koncentrował się na zachowaniu odrębności narodowej i oporu wobec instytucji państwa, które było wrogie, zaborcze. Dotyczyło to zwłaszcza Rosji i Prus (Niemiec), w coraz mniejszym stopniu liberalnych Austro-Węgier. Opór wobec państw zaborczych łączył się z poczuciem narodowej tożsamości, która wiąże Polaków ponad granicami państwowymi, a także ze wspólną kulturą wyższą, tradycją historyczną oraz marzeniem o odbudowaniu państwa. Wymarzone państwo było więc nadzieją, pragnieniem, ideą, nie zaś konkretnym zespołem praw i instytucji.

Ten obraz należy jednak dodatkowo skomplikować. Z biegiem dziesięcioleci Polacy w każdym z zaborów nabywali jakby podwójną świadomość państwową. Marzyli o Polsce i jej pragnęli, lecz w codziennym stosunku do państw zaborczych było miejsce nie tylko na opór, lecz także na lojalność, by nie rzec – akceptację i przywiązanie.

Wymarzone państwo było ideą, a nie konkretnym zespołem praw i instytucji

O takie uczucia najłatwiej było w Galicji wobec Austro-Węgier i dobrotliwego Franciszka Józefa, który dał Polakom autonomię i możliwość rozwoju polskiej kultury. Nie było tu więc konfliktu między miłością do Polski i marzeniem o odbudowaniu w jakiejś nieokreślonej przyszłości państwa a służbą w austriackiej administracji, policji, wojsku, sądownictwie. Ale przecież również w Rosji i w Niemczech w tych służbach państwowych nie brakowało Polaków. W odrodzonym po 1918 roku wojsku polskim 35 proc. korpusu oficerskiego pochodziło z armii austriackiej, ale aż 28 proc. z rosyjskiej, a 8 proc. z niemieckiej. Wśród polskich generałów 59 było dawniej poddanymi Franciszka Józefa, 65 – cara Mikołaja, 3 –cesarza Wilhelma.

Wstępując do korpusu oficerskiego, ludzie ci nie mogli przecież zakładać, że za kilka dziesięcioleci przyjdzie im służyć w armii niepodległej Polski. Ich decyzje oznaczały wybór służby na rzecz państwa obcego, z którym łączyły ich codzienne związki i widoki kariery, bynajmniej nie potępianej przez otoczenie.

Dziś już prawie nie ma między nami świadków tamtej epoki, sprzed 1914 roku, ale jeszcze trzydzieści lat temu można było posłuchać opowieści starych ludzi o czasach sprzed „wielkiej wojny”. Tamta epoka zapisała się w ich pamięci niejednoznacznie. Pamiętano narodowy ucisk, lekcje szkolne po rosyjsku, potajemnie czytane polskie książki, ale również stabilizację życia codziennego, smaczniejszą niż kiedykolwiek potem żywność, wesołe zabawy, stabilność prawa (w zaborze pruskim) lub kolorowe anegdoty o carskim domu (w zaborze rosyjskim).

Przejście od dość abstrakcyjnego marzenia o odrodzeniu państwa polskiego do praktycznego działania w tym kierunku było największym „skokiem” polskiej myśli politycznej w okresie między powstaniem styczniowym a wybuchem wojny światowej. Owi nieliczni „rewolucjoniści” byli traktowani przez przygniatającą większość jako fantaści albo i szaleńcy, gotowi zgubić nie tylko siebie, ale i innych. Musiało minąć kilkanaście lat od narodzin ruchu niepodległościowego na początku lat dziewięćdziesiątych, nim stał się on bardzo znaczącą orientacją polskiej polityki, wyznawaną zresztą raczej przez młodzież, i to często z niezamożnych domów, niż przez starszych i ustabilizowanych.

Polski ruch niepodległościowy, a więc zdążający do odbudowania państwa, potrzebował czasu, aby mit walki o państwo osadzić w realiach epoki i tamtego społeczeństwa z jego problemami socjalnymi, ekonomicznymi, narodowościowymi. Próba urealnienia mitu, a więc wskazania konkretnych dróg zmierzających do związania idei niepodległościowych z interesami określonych grup społecznych, zadecydowała o podziale niepodległościowych elit na nurt socjalistyczny, skupiony wokół PPS i kierowany przez Józefa Piłsudskiego, oraz nurt narodowy, organizowany przez Ligę Narodową i jej przywódcę Romana Dmowskiego.

Koncepcja Dmowskiego była jakby prostsza – zorganizować ponad granicami zaborów elitę narodową, skupić ją w jednym ruchu zdolnym do zorganizowanego działania i występowania wobec państw zaborczych. W konsekwencji Dmowski zmierzał do stworzenia powszechnego ruchu narodowego, a w przyszłości jego emanacji – państwa narodowego. Znane są słowa Dmowskiego, który mówił jednemu ze współpracowników, że chciałby być w wolnej Polsce policmajstrem warszawskim. Dawał w ten sposób do zrozumienia, że przyszła Polska nie będzie ideą, marzeniem, ale realnym państwem, w którym działają również nieprzyjemne instytucje, a za taką konspiratorzy raczej powszechnie uważają policję.

Piłsudski był większym od Dmowskiego marzycielem, ale też realistą, który nie miał złudzeń

Piłsudski był większym od Dmowskiego romantykiem i marzycielem, ale też realistą, który nie miał złudzeń, że możliwe jest zbudowanie jednej, powszechnej organizacji narodowej ponad istniejącymi podziałami ideowymi i klasowymi. Planował odrodzenie Polski sprawiedliwej społecznie (choć również z policją), o bliskich związkach z narodami kresowymi (z którymi Dmowski chciał walczyć), a drogę do odzyskania wolności widział najpierw w szczepieniu idei niepodległościowych wśród robotników, potem w odrodzeniu polskiego wojska. Wojsko miało być narzędziem działania jako zalążek siły państwowej, ale również promieniować na społeczeństwo swoistą magią polskiego munduru. Piłsudski wprost odwoływał się do niepodległościowej tradycji, hołubionej niemal w każdym patriotycznym domu – legendy Kościuszki, epopei napoleońskiej, nocy listopadowej i roku 1863.

Na drodze realizacji tych ideałów i zamierzeń obaj przywódcy i kierowane przez nich ruchy notowały sukcesy, ale więcej jeszcze rozczarowań i porażek. Z długiej perspektywy widzimy sukcesy, w tym największy – odbudowanie państwa. Śledząc drogę prowadzącą do 1918 roku, możemy widzieć, jak wiele po drodze było porażek, rozczarowań, gwałtownych konfliktów, a także jak wiele marzeń pękało w zetknięciu z rzeczywistością.

Polska odrodzona

Mówi się często, że Polacy Drugiej Rzeczypospolitej byli mocno przywiązani do swego państwa, że poczucie państwowe przeważało nad egoistycznymi interesami poszczególnych ludzi i warstw społecznych. Jest w tym wiele prawdy, ale trudno również nie zauważyć, że mamy dziś skłonność do idealizowania tamtego społeczeństwa. Wincenty Witos wspominał, jak w listopadzie 1918 r. pod Lublinem „natknęliśmy się na całe masy furmanek chłopskich, które uciekały z miasta co tylko konie mogły wyskoczyć. […] Zatrzymany przez oficera prawie gwałtem jeden z uciekających chłopów poinformował nas, że «Polacy przyszli do miasta i wybrali króla, wywiesili czerwone chorągwie, ludzi łapią do wojska, bo jakasi wojna ma się zaczynać»” (Wincenty Witos, „Moje wspomnienia”, t. II, Paryż 1964, s. 212). Ten sam Witos opisuje wręcz niesamowite swary, które towarzyszyły formowaniu ośrodków polskiej władzy (sam zresztą czynnie w nich uczestniczył).

Gdy otworzy się warszawskie gazety z dni listopadowych 1918 roku, łatwo zagubić się w opisach dziesiątków wymierzonych przeciw sobie wieców, manifestacji, wzajemnych ataków. Rodzeniu się państwa towarzyszył konflikt polityczny, przy którym nasze współczesne spory są rozmową angielskich dżentelmenów.

Zagrożenie chaosem wewnętrznym i groźba zewnętrzna konsolidowały rodzące się państwo

Co zatem konsolidowało rodzące się państwo? Zagrożenie chaosem wewnętrznym oraz groźba zewnętrzna – ze strony bolszewików, Ukraińców, a w Wielkopolsce Niemców. Najbardziej państwowotwórczą (zapomniane dziś słowo) instytucją było wojsko formowane w biegu, od pierwszych dni, głównie przez zaciąg ochotniczy. Z czasem wojsko i jego sprawność zadecydowały o utrzymaniu się niepodległego państwa. Bitwa warszawska 1920 roku była fundamentalnie ważnym aktem istnienia państwa. Setki tysięcy ludzi, którzy w niej uczestniczyli, miało poczucie, że państwo ostało się dzięki ich wysiłkowi i ofiarom. Na tej podstawie rozwijało się poczucie wierności dla państwa, a także wagi jego istnienia, splecione z przekonaniem, że niepodległość Polski nie jest oczywistością i może być zagrożona również w przyszłości.

Powstanie niepodległej Polski radykalnie zmieniało życie milionów. Bez paszportu i policyjnej kontroli można było pojechać z Warszawy do Krakowa, a nawet do Poznania. Dzieci w szkole uczyły się po polsku nie tylko w Galicji, wszędzie były polskie urzędy, polskie sądy, polscy policjanci. Polskość i upowszechnianie polskiej kultury przeszło ze sfery odświętnej i romantycznej w codzienność. Była to zmiana radykalna, zmiana na lepsze, mimo ekonomicznego niedostatku, nawet pogorszenia w porównaniu z czasami przedwojennymi. Dzięki tej zmianie w położeniu narodu, który znalazł się nareszcie u siebie, łatwiej było znosić niedostatki. Towarzyszyła im nadzieja, że gdy minie bezpośrednie zagrożenie zewnętrzne, gdy stworzymy aparat państwowy, przyjdzie czas budowania lepszego życia i rozwiązywania dramatycznych problemów społecznych.

Świadomość wielkich problemów społecznych była cały czas ogromna. Już w listopadzie 1918 roku Piłsudski był świadomy, że prócz wielkiej idei państwowej trzeba dać ludowi wymierne korzyści. Wprowadzono ośmiogodzinny dzień pracy, choć przedsiębiorcy i wtedy, i później dowodzili, że Polski na to nie stać. Wprowadzono ubezpieczenia społeczne, choć obciążały państwową kasę. Wkrótce potem wprowadzono ochronę lokatorów, mimo protestów właścicieli domów. Dla części te reformy były „socjalną demagogią”, dla innych zaledwie wstępem do głębszych przemian społecznych i ekonomicznych.

Ogromnym problemem była nędza wsi i chłopski głód ziemi. Wyliczenia ekonomistów, dowodzących, że ziemi dla wszystkich nie starczy, a majątki ziemskie mają swoje zalety, musiały ustąpić przed względami społecznymi. Uchwalona po wielu gwałtownych debatach w roku 1925 ustawa o reformie rolnej podważała prawo własności na rzecz zasady większej sprawiedliwości społecznej i wiązania ludności chłopskiej z państwem. Tak więc – prócz budowy instytucji państwowych oraz wojska – polityka społeczna była ważnym narzędziem tworzenia więzi między państwem a masami społeczeństwa. Nie dawało się tego zrealizować konsekwentnie, brakowało środków materialnych, a nieraz także woli politycznej, silny też był opór warstw posiadających.

Powstanie niepodległej Polski radykalnie zmieniało życie milionów

Przeto właśnie w warstwach najuboższych, ciężko doświadczanych nędzą i bezrobociem, więź z państwem była mniejsza. Z tych środowisk wychodziły próby buntu nie tyle przeciw państwu (poczucie, że jest ono dobrem, było ogromne i paraliżowało możliwość ekspansji ruchu komunistycznego, uważanego za narzędzie Rosji), ale przeciw establishmentowi państwa. Trzeba tu wspomnieć wielki bunt robotniczy w Krakowie w 1923 roku, falę strajków robotniczych w roku 1936 oraz strajk chłopski roku 1937. Wystąpienia te miały podłoże socjalne, ale i polityczne – przeciw rządzącym poza społeczną kontrolą, i to rządzącym źle. W tych buntach było obecne również rozczarowanie, że odrodzona Polska nie stała się sprawiedliwa dla wszystkich obywateli.

Twórcy Drugiej Rzeczypospolitej uważali, że rozwój gospodarczy jest jednym z ważnych narzędzi budowania siły państwa. Państwo ponosiło zatem bezpośrednią odpowiedzialność za to, co się dzieje w gospodarce, również jako właściciel i inwestor. Państwo odziedziczyło znaczny majątek po władzach zaborczych, a ponadto wprowadziło państwowe monopole (tytoniowy, spirytusowy, zapałczany, solny), które dawały względnie stały dochód do skromnego budżetu.

Słynna idea Stefana Żeromskiego zbudowania Polski szklanych domów była marzeniem, kolejnym wyrazem tęsknoty za Polską mityczną, ale oddawała w znacznym stopniu nadzieje wielu Polaków. Z takiego marzenia brała się decyzja zbudowania od zera wielkiego portu w Gdyni czy ogromnego kompleksu fabryk przemysłu ciężkiego w widłach Wisły i Sanu. Za te inwestycje odpowiedzialne było państwo jako twórca idei i główny inwestor. Państwo bowiem – wedle powszechnego mniemania – ponosiło odpowiedzialność za trwanie państwa i jego potencjał, również gospodarczy. Istniała jednak dysproporcja między pragnieniami a realnymi możliwościami raczej ubogiego kraju.

Pytania, czy państwo jest bezpieczne, dość sprawiedliwe, dość silne ekonomicznie, należały do najważniejszych, wokół których różnicowała się polska scena polityczna. Te pytania angażowały dziesiątki, jeśli nie setki tysięcy ludzi. Toteż w Drugiej Rzeczypospolitej działały ruchy polityczne potężne, sięgające do małych miasteczek i wsi, skupiające obok inteligentów także zwykłych robotników i mało wykształconych chłopów. Walcząc ze sobą – często nie tylko przy pomocy kartek wyborczych – wszystkie te ruchy wyrażały jakąś część troski o państwo i jego przyszłość. Można dziś nie akceptować radykalizmu socjalistów, ale trudno zaprzeczyć, że kierowali się pragnieniem mocniejszego związania mas robotniczych z państwem, żądali realizacji idei sprawiedliwości społecznej właśnie w imię budowania bardziej sprawiedliwego i lepszego państwa. Potępiając totalizm części nacjonalistycznej prawicy, nie możemy zapominać, że proponowane przez nią recepty miały wzmacniać siłę państwa (nie bez znaczenia była tu obserwacja rosnącej, właśnie dzięki totalizmowi, potęgi zarówno hitlerowskich Niemiec, jak i stalinowskiej Rosji).

Idea walki o odbudowę niepodległego państwa łączyła wszystkie odłamy konspiracji

Powstanie niepodległego państwa polskiego i jego istnienie przez dwadzieścia lat miało fundamentalne znaczenie dla uformowania się nowoczesnego narodu polskiego. Gdyby go nie było, w wieku dynamicznie rozwijającej się masowej kultury i oświaty zapewne postąpiłaby gwałtownie asymilacja Polaków do kultury rosyjskiej względnie niemieckiej. Tak właśnie się stało na terenach, które do II Rzeczypospolitej nie weszły.

Stworzenie polskiego, powszechnego systemu oświaty, obiegu kultury, informacji, przyczyniło się do integracji narodu wcześniej podzielonego między państwa zaborcze, a także ułatwiło integrację warstw ludowych. Służyła temu nie tylko szkoła, życie społeczne i polityczne, ale również wojsko, które dawało rekrutom zrąb wychowania państwowego. Pojęcie „wychowanie państwowe” brzmi dziś anachronicznie, jednak zwłaszcza w latach trzydziestych było niezwykle ważną częścią edukacji szkolnej, zajęć prowadzonych w wojsku, a także formuł propagandowych i państwowego rytuału. Święta narodowe obchodzono uroczyście i – jak się wydaje – te obchody były traktowane przez społeczeństwo z najwyższą powagą. Pamięć braku państwa była jeszcze świeża.

Okres wojny i okupacji przyniósł pozytywną weryfikację wysiłków zmierzających do ugruntowania w społeczeństwie poczucia wagi własnej państwowości i potrzeby walki o nią. Polskie państwo podziemne było kontynuacją przedwojennej państwowości i choć budowane przez ochotników gotowych ryzykować życiem, w swych rozmaitych strukturach ogarnęło około miliona Polaków. Można mówić o licznych konfliktach politycznych i ideowych w obrębie państwa podziemnego, ale idea walki o odbudowę niepodległego państwa łączyła wszystkie cokolwiek znaczące odłamy konspiracji.

PRL

W dawniejszych koncepcjach komunistycznych nie było miejsca na myślenie kategoriami państwa. Powszechna rewolucja miała zniszczyć odrębne państwowości i stworzyć coś w rodzaju ponadnarodowego społeczeństwa bez granic i władzy centralnej. Utopia ta legła w gruzach, gdy Związek Sowiecki przybrał kształt państwa, i to skrajnie centralistycznego. Dla polskich komunistów ZSRR był jedynym państwem proletariackim i tylko on budził uczucie państwowej solidarności. „Burżuazyjna” Polska była skazana na likwidację, w jej miejsce miała powstać Polska Republika Rad. Jeszcze w czasie II wojny światowej wielu polskich komunistów myślało takimi kategoriami.

Jednak właśnie w czasie wojny rodziła się wizja Polski komunistycznej wprawdzie, ale posiadającej państwową odrębność i nie ignorującej całkowicie kategorii interesu narodowego. Wydaje się, że taką koncepcję wymyślił sam Stalin, który ze względu na grę prowadzoną z sojusznikami zachodnimi nie mógł stawiać programu wchłonięcia Polski przez ZSRR.

Zamierzenia Stalina wobec Polski w ciągu lat 1941-1945 przechodziły znaczną ewolucję, o której trudno w tym miejscu pisać. Zauważyć jednak trzeba, że istniało w tym stalinowskim myśleniu o Polsce kilka elementów stałych: miała być odrębnym państwem, choć zależnym od ZSRR; miała możliwie najbardziej przypominać autentyczne państwo polskie (stąd patriotyczne nazwy komunistycznych struktur organizacyjnych, wojskowe rogatywki, orzeł piastowski, przywoływanie bohaterów walk niepodległościowych z Kościuszką na czele); miała być okrojona od wschodu do linii Bugu, w zamian jednak miała otrzymać duże nabytki terytorialne na zachodzie.

Dla polskich komunistów ZSRR był jedynym państwem proletariackim

Tę ogólną koncepcję bardziej szczegółowymi treściami wypełniali polscy komuniści. Dla części z nich reorientacja na „własne państwo” była nie tylko grą taktyczną, ale pewnym kierunkiem rozwoju własnej myśli politycznej. Ideę komunistycznego państwa polskiego w „piastowskich granicach” rozwijali zwłaszcza Alfred Lampe w ZSRR oraz Władysław Gomułka w kraju. Akceptując, bo jakże inaczej, ramy podawane przez Stalina, szukali formuł, które łączyły komunistyczny projekt ustrojowy z narodowym programem państwowym.

Koncepcja powrotu państwa polskiego do Wrocławia i Szczecina była niezwykle radykalna, ale mogła liczyć na uznanie pewnej części społeczeństwa. Postulat taki stawiano także w nacjonalistycznym podziemiu, choć oficjalne władze polskie w Londynie i w okupowanym kraju opowiadały się za znacznie skromniejszymi nabytkami terytorialnymi.

Polska powojenna, od 1952 roku nosząca oficjalną nazwę PRL, była państwem stworzonym przez Stalina, pozbawionym niepodległości i wewnętrznej suwerenności. U jej narodzin była zbrodnia – niszczenie przez NKWD i UB struktur Polski Podziemnej, co umożliwiało zainstalowanie nowej, narzuconej władzy, a także wiele oszustw, wśród nich sfałszowanie wyników referendum. Nie możemy zatem PRL uznać za kolejną Rzeczpospolitą, bezpośredniego następcę Polski odrodzonej w 1918 roku. Rządzący w PRL przez długie lata podkreślali zresztą różnicę, dystans i brak ciągłości z „sanacyjną” Polską. Jeszcze w 1966 roku podczas obchodów tysiąclecia państwa nawiązywano do różnych tradycji dawnej Polski, ale nie do Polski przedwojennej. Dopiero w latach siedemdziesiątych ekipa Gierka zaczęła stawiać tezę o ciągłości państwowej obejmującej także II Rzeczpospolitą.

Polska powojenna była państwem stworzonym przez Stalina

Musimy jednak pamiętać o potocznej świadomości Polaków tamtego czasu. Instalacja nowego państwa przychodziła jako następstwo strasznych klęsk – września 1939 roku i okupacji, która przyniosła bezprecedensowe w dziejach zagrożenie biologicznego bytu narodu, wreszcie zdrady zachodnich sojuszników, jak oceniano osamotnienie Powstania Warszawskiego i wyrok jałtański, polegający na odcięciu kresów wschodnich ze Lwowem i Wilnem oraz wpisaniu Polski do sowieckiej strefy wpływów.

Powstające państwo, jakiekolwiek by było, przynosiło kres masowej eksterminacji i dawało jakąś nadzieję na przyszłość, z pewnością nie wszystkim, ale większości zwykłych obywateli. Stawało się jedynie realnie istniejącym państwem, które budziło sprzeciw i wolę oporu wobec panującego w nim systemu, ale zarazem było jakąś formą życia zbiorowego, w której Polacy mogli układać swoją egzystencję.

Sprzeciw budziły zwłaszcza zależność państwa od ZSRR, której symbolem byli sowieccy generałowie na czele armii polskiej oraz brak wolności demokratycznych, niszczenie elit niepodległościowych, narzucanie komunistycznej indoktrynacji. Te cechy powojennego państwa decydowały o tym, że było ono zaprzeczeniem Polski niepodległej. Po roku 1956 zaszły jednak poważne zmiany – wyraźnie poszerzył się zakres suwerenności państwa, przestało ono być czymś w rodzaju protektoratu, stało się państwem zależnym o pewnym zakresie autonomii. Jedną z cech tej zależności była sowiecka gwarancja dla utrzymania ustroju, w którym komuniści posiadają monopol władzy. Elementem autonomii było jednak pozostawienie polskim komunistom znacznie większej swobody w kształtowaniu wewnętrznych stosunków w kraju. Nastąpiło poszerzenie marginesu wolności w sferze kultury i religii, zaniechano kolektywizacji wsi. Odstąpiono od programu wyniszczenia dawnych elit, ograniczono do minimum ingerencję w prywatność i pozwolono ludziom żyć codziennością, pod warunkiem, że nie występują przeciw władzom.

Z dzisiejszej perspektywy te zmiany wyglądają bardzo skromnie, ale w kondycji wtedy żyjących Polaków była to zmiana jakościową. Zbudowany na tej podstawie program małej stabilizacji i przystosowania był raczej powszechnie akceptowany, a PRL została uznana za państwo ułomne, w wielu funkcjach anachroniczne, rządzone arbitralnie bez pytania o opinię obywateli, zależne od potężnej Moskwy, ale mimo wszystko dające szansę układania w tych ramach swoich prywatnych losów.

Nie możemy PRL uznać za kolejną Rzeczpospolitą

Nie tylko zresztą prywatnych. Przed powojenną państwowością, nawet w jej najgorszym okresie, stanęły zadania, które wiązały z nią miliony Polaków – przede wszystkim odbudowa kraju ze zniszczeń wojennych. Było to najważniejsze zadanie, co uznawali także zdecydowani przeciwnicy władzy komunistycznej.

Odbudową kraju musiałby pokierować każdy rząd, ale realnie dokonywał tego rząd komunistyczny. Powstawało więc rozległe pole współpracy między społeczeństwem a państwem, takim jakie ono było.

Kolejnym zadaniem była integracja Ziem Zachodnich z resztą kraju. Połączenie nowych ziem licznymi więzami administracyjnymi, gospodarczymi, kulturalnymi było traktowane jako ogólnonarodowe wyzwanie, a komuniści pozyskali do współpracy wielu ludzi nawet bardzo ideowo od komunizmu odległych. Co więcej, wobec niechęci mocarstw zachodnich do zaakceptowania granicy na Odrze i Nysie, przed długie lata jej jedynym gwarantem był Związek Sowiecki. Ten stan rzeczy wybitnie ułatwiał utrzymywanie się obaw przez Niemcami, nakazywał cenić stabilizację stosunków w Europie i zmniejszał sprzeciw Polaków wobec pozostawania Polski w bloku sowieckim.

PRL legitymizowały również nierozwiązane problemy Polski międzywojennej, zwłaszcza nędza wsi. Najpierw reforma rolna, potem uruchomienie procesu przenoszenia setek tysięcy ludzi zbędnych na wsi do zawodów miejskich oraz towarzyszący temu postęp oświatowy, niosły z sobą zmiany cywilizacyjne zauważane także przez przeciwników komunizmu. Wielu ludziom powojenny system przyniósł radykalną poprawę warunków ich codziennej egzystencji, wiązał ich życie i kariery (nieraz bardzo skromne) z tym państwem i jego systemem polityczno-ekonomicznym. PRL rozwinął również wielki program inwestycyjny, budowy przemysłu, modernizacji kraju. Był on jakby kontynuacją przedwojennych projektów, które również zmierzały do zbudowania wysiłkiem państwa przemysłu ciężkiego i infrastruktury. To, że wiele fabryk PRL było kolosami na glinianych nogach, miało się okazać dopiero z czasem. W chwili, gdy powstawały, mogły budzić poczucie sukcesu, że kraj, choć jest również ojczyzną wielu absurdów, jednak się rozwija. Dynamicznie rozwija.

PRL przyniosła także znaczną rozbudowę funkcji socjalnych państwa, co było odczuwane jako wyraźny postęp w porównaniu z okresem międzywojennym. Nie była to opieka społeczna na wysokim poziomie, ale za to powszechna. Opiekuńcze zadania państwa wobec obywateli były uznawane za jedną z jego powinności jeszcze przed wojną, choć brakowało środków i możliwości dla urzeczywistnienia tego programu. Został on zrealizowany w PRL, co chyba powszechnie było uznawane za wielkie osiągnięcie, zwłaszcza do czasu gdy Polacy porównywali przedwojenny i powojenny etap swego życiorysu, nie zaś sytuację w PRL z warunkami w państwach zachodniej Europy.

Jednocześnie państwowość PRL przez cały czas niszczyła to, co nazywamy kulturą państwową. System polityczny nastawiony był nie na budowanie współodpowiedzialności za państwo, jego instytucje i życie społeczne, ale na premiowanie prostackiego lojalizmu wobec każdej władzy, konformizm, bierność, ćwiczenie absurdalnych formułek propagandowych. Niszczono kulturę prawną, gdyż prawo miało spełniać każdorazowe zapotrzebowania rządzących. Niszczono zdolność do krytycznej refleksji w jakiejkolwiek dziedzinie życia państwowego. Trenowano społeczeństwo w gestach lojalności, którymi były kolejne bezalternatywne wybory, obchody świąt państwowych, rozliczne wiece i manifestacje organizowane dla poparcia różnych działań rządzącej partii. Państwo zrośnięte z jedną partią przestawało być wartością autonomiczną i naczelną, było „rozliczane” przez obywateli jedynie na podstawie „świadczeń”, które realizowało.

PRL niszczyła to, co nazywamy kulturą państwową

Pogorszenie poziomu tych „świadczeń” stało się odczuwalne pod koniec lat sześćdziesiątych. Ekipa Gierka próbowała nabrać nowej dynamiki rozwoju gospodarczego, a jej naczelne hasła odwoływały się do tego, co Polacy od dziesięcioleci zwykli uważać za powinności państwa. Obiecywała zatem dynamiczny rozwój gospodarczy oraz poprawę warunków życia, poszerzenie „świadczeń” dla obywateli. Załamanie się tego programu, widoczne w drugiej połowie siódmej dekady, stało się najważniejszą przyczyną kryzysu systemu. Polacy stracili wiarę, że to państwo i ten system potrafią zapewnić rozwój kraju i dać obywatelom satysfakcjonujące ich warunki życia materialnego.

System ideologiczny i mechanizmy oddziaływania na społeczeństwo w czasie trwania PRL ulegały istotnym przemianom. Były one związane z wieloma czynnikami, także natury międzynarodowej, ale bodaj najistotniejszym było zmaganie się z państwem opornego społeczeństwa.

Opór ten miewał charakter spektakularny – podczas takich wydarzeń jak bunty społeczne 1956, 1968, 1970, 1976 roku, ale także trwał na wielu polach codziennej aktywności różnych grup obywateli. Przywiązanie do wiary i Kościoła, starania o poszerzanie ram wolności wypowiedzi i druku, „targi” twórców z cenzurą, powszechne słuchanie zagranicznych radiostacji, podtrzymywanie tradycji skazanych na zapomnienie i wiele innych, bardzo zróżnicowanych przejawów tego oporu powodowało stopniowe ustępstwa władz, swoiste manewry odwilży i przymrozków, w trakcie których zmieniały się granice „cenzuralności”, formuły lansowanej ideologii itp. W trakcie tych zmagań PRL starała się wchłaniać i przekształcać na swój sposób coraz szerszy zakres narodowej i państwowej tradycji.

Przeciętny Polak lat siedemdziesiątych mógł nie akceptować metod sprawowania władzy, bizantyjskiej obrzędowości, manifestacji przyjaźni dla ZSRR, czuł się często upokorzony kłamstwami propagandy i lekceważeniem jego poczucia obywatelskości, ale jednocześnie uważał PRL za Polskę, państwo własne, które trzeba naprawić, uczynić bardziej autentycznym i demokratycznym.

Patrząc na epokę „Solidarności” widzimy głównie wątek walki o prawa obywatelskie, o złamanie systemu dyktatury i tworzenie podstaw społeczeństwa obywatelskiego. Był to ruch zmierzający do „zawłaszczenia” państwa przez zorganizowane społeczeństwo. Naczelne hasło programowe samorządnej Rzeczypospolitej oznaczało dążenie do państwa, które wszystkie najistotniejsze funkcje powierza samorządom, aby wola obywateli była ściśle respektowana w życiu politycznym, społecznym, ekonomicznym. Być może było to hasło utopijne, ale w tamtym czasie stanowiło potężny czynnik mobilizacji do walki z dyktaturą. Nie mniej istotna była nadzieja na realizowanie dzięki „Solidarności” i samorządności opiekuńczych funkcji państwa wobec obywateli w sposób lepszy, niż czyniły to władze PRL. Chodziło o lepsze warunki materialne, lepsze zaopatrzenie, lepszą i powszechną służbę zdrowia, oświatę, a także godność człowieka w miejscu pracy i zamieszkania. Te nadzieje, słabnące jesienią roku 1981, zostały definitywnie zawiedzione 13 grudnia 1981.

Przeciętny Polak lat siedemdziesiątych uważał PRL za państwo własne

Generałowie, którzy wprowadzili stan wojenny, posługiwali się w swoich wizjach propagandowych koncepcją „państwa porządku”, powszechnego bezpieczeństwa, przeciwstawianych „anarchii” solidarnościowej. Liczyli, że społeczeństwo zadowoli się poprawą świadczeń, która okaże się ważniejsza od aspiracji do samorządności. Program ten załamał się. Nie udało się poprawić warunków materialnych, system świadczeń był coraz bardziej nieefektywny, niesprawność systemu mógł odczuć każdy.

Tłem Okrągłego Stołu i wyborów czerwcowych był wielki kryzys gospodarczy. Rządząca ekipa pod koniec ósmej dekady wiedziała już, że nie jest w stanie przezwyciężyć coraz głębszego kryzysu, a tym samym spełnić nadziei na względnie przyzwoity poziom opiekuńczych funkcji państwa. Chciała się zatem podzielić władzą, by osłabić frustrację i nacisk społeczny. Ostatecznie oddała władzę, a stary system został zdemontowany.

III Rzeczpospolita

Można chyba uznać, że większość Polaków liczyła na to, że zmiana 1989 roku otwiera drogę do zrealizowania dawnego programu „Solidarności” – szerokiej samorządności (jej częścią była wolność polityczna i wybory) oraz wielkiego remontu gospodarki, by państwo mogło spełniać swoje główne funkcje wobec społeczeństwa – zapewnić rozwój, postęp materialny i porównywalny z zachodnioeuropejskim poziom świadczeń społecznych. Liberalna kuracja Balcerowicza była akceptowana jako ostra terapia, po której miało przyjść ozdrowienie. Okazało się jednak najpierw, że kuracja jest niezwykle bolesna dla wielu grup społeczeństwa, potem zaś, że przemiany prowadzą do zupełnie innych warunków, innej gospodarki, innego społeczeństwa, niż to sobie wyobrażano.

Od tego momentu – jak się wydaje – relacje między państwem a społeczeństwem zaczęły się kształtować jakby od nowa, w coraz większym oderwaniu od poprzednich doświadczeń. Liberalna wizja gospodarki i funkcjonującej w niej jednostki była nowością nie zakorzenioną w polskiej tradycji, także antykomunistycznej, przedwojennej, czy opozycyjnej (a także emigracyjnej). Okazało się więc, że nie tylko dawne programy, ale także idee polityczne i społeczne słabo pasują do najżywiej odczuwanych problemów. Scena polityczna zaczęła się kształtować od nowa, podobnie jak charakter wykonywanej pracy, style życia, odpoczynku, kontaktu z kulturą oraz hierarchie wartości. Wielkie przemiany społeczne, cywilizacyjne i kulturalne zmieniły także sposób postrzegania państwa.

Tłem Okrągłego Stołu i wyborów czerwcowych był wielki kryzys gospodarczy

Można powiedzieć, że społeczeństwo w ciągu ostatniej dekady podzieliło się niezwykle głęboko. Istnieją w nim różne grupy różniące się położeniem materialnym, oceną dokonywanych przemian i wynikającym z tego zróżnicowanym stosunkiem do państwa. Jest ono wprawdzie uznawane za wartość, ale już brak porozumienia, czym powinno być. „Stróżem nocnym” zgodnie ze starymi koncepcjami liberalnych leseferystów, czy przeciwnie – aktywnym organizatorem życia społecznego, redystrybutorem dochodu narodowego i organizacją świadczącą na rzecz obywateli. Winno ustalać ramy prawne dla różnych inicjatyw obywatelskich oraz aktywności niezależnych fundacji i stowarzyszeń, czy kontrolować, a także zastępować aktywność oddolną, zwłaszcza tam, gdzie jej brak.

Uważam, że w przekształceniach ekonomicznych lat dziewięćdziesiątych tkwi źródło kłopotów w relacjach między państwem a obywatelami. Część społeczeństwa znalazła swoje miejsce w nowym systemie, ale innym przyniósł on ogromną frustrację i poczucie wielkiej niesprawiedliwości.

Gwałtowne rozwarstwienie dochodów złamało poczucie solidarności społeczeństwa. Podważyło także wiarę w doskonałość instytucji demokratycznych oraz samorządowych, skoro stały się one jakże często źródłem osiągania lukratywnych dochodów, a jednocześnie wykazywały małą wrażliwość na los tych, którym przemiany przynosiły zdecydowane pogorszenie warunków życia. Koncepcja państwa, które pozbywa się odpowiedzialności za ogromny zakres świadczeń na rzecz obywateli, jest mało zrozumiała, budzi silny sprzeciw i uzasadniony na ogół strach przed dniem jutrzejszym. Z punktu widzenia obywatela przyzwyczajonego do pewnych świadczeń ze strony państwa (przedszkola, kolonie dla dzieci, wczasy, bezpłatna opieka medyczna itd.) przemiany ostatniego dziesięciolecia są regresem. Po wycofaniu się państwa z tych świadczeń powstaje pustka, której nie wypełnia nikt lub w niewielkim stopniu i w sposób bardzo ułomny samorząd. Doświadczenia z systemem opieki zdrowotnej po ich przejęciu kasy chorych są fatalne i rodzą wręcz tęsknotę za nieefektywnym systemem opieki społecznej w PRL.

Wielki formułowany niegdyś przez „Solidarność” postulat godności człowieka w miejscu pracy jest tak skompromitowany, że nikt nawet nie ośmiela się go przypominać. Nie mogą mieć poczucia godności ludzie zwalniani na bezrobocie, ale także ci, którym udało się „na niepewne” utrzymać pracę. Nie mogą mieć poczucia godności pracownicy całkowicie zależni od zupełnie arbitralnego w swych decyzjach pracodawcy, jak dzieje się to np. w hipermarketach. Nie ma poczucia godności rolnik, któremu za produkt jego pracy płacą grosze, i to z dużym opóźnieniem. Wściekły jest inżynier, gdy widzi, jak upada fabryka, której rozwojowi poświęcił lata swego życia, a także nauczyciel akademicki, którego głupimi zarządzeniami zmusza się do pokierowania pracami magisterskimi stu studentów. W wielu dziedzinach tworzy się fikcja zobowiązań i uprawnień, a także powinności, również wobec państwa. Wartości takie, jak służba na rzecz dobra państwa i społeczeństwa, zdają się propagandowym ornamentem, który osłania znacznie powszechniejszy egoizm i chciwość.

W przekształceniach ekonomicznych lat 90. tkwi źródło kłopotów w relacjach między państwem a obywatelami

Pretensje za te wszystkie uciążliwości, niesprawiedliwości, absurdy i choroby życia zbiorowego kierowane są ostatecznie pod adresem elit politycznych, a zatem państwa, gdyż to na najwyższym szczeblu tworzone jest prawo i szczegółowe zarządzenia, które określają życie codzienne polskiego obywatela.

Bardzo wielu Polaków nie godzi się na koncepcję państwa, które tylko w najogólniejszym stopniu odpowiada za warunki życia gospodarczego. Uważają oni, że powinnością władzy jest dbałość o rozwój poszczególnych dziedzin gospodarki, wytyczanie kierunków tego rozwoju.

W potocznej świadomości istnieje pojęcie majątku narodowego, w którego skład wchodzą również fabryki, kopalnie, stocznie. Zamykanie nierentownych zakładów lub wyprzedawanie ich w ręce zagranicznych konkurentów budzi sprzeciw jako pomniejszanie narodowego majątku. Cel prywatyzacji, zwłaszcza zakładów dobrze prosperujących, jest niezrozumiały i bardzo często słyszymy opinię, że prywatyzacja jest „rozkradaniem” państwowego majątku. Wizja państwa, które nie posiada własnego majątku produkcyjnego, jest niezrozumiała dla przeciętnego obywatela i radykalnie sprzeczna nie tylko z doświadczeniem PRL, ale także Drugiej Rzeczypospolitej. Budzi się strach przed Polską zamienioną w rezerwuar taniej i nieskomplikowanej siły roboczej, pozbawioną istotnego przemysłu. Nie są to obawy wymyślone przez piszącego te słowa, ale streszczenie dziesiątków rozmów z tzw. szarymi obywatelami III RP. Potwierdzeniem siły takich obaw są wyniki ostatnich wyborów.

W toku tych wszystkich przemian upadły wielkie autorytety polityczne i ruch „Solidarności”, który w znacznym stopniu symbolizował odrodzoną państwowość. O przyczynach tego upadku można by długo pisać i zapewne dyskutować, ale jedno wydaje się niesporne –  poprzedziło go szerokie przekonanie o wyobcowaniu się dawnych przywódców demokratycznych elit, o zerwaniu przez nie kontaktu ze społeczeństwem, utracie zdolności porozumiewania się z nim.

Współczesny Polak patrzy na swoje państwo jako na instytucję poniekąd utylitarną, która ma mu ułatwiać życie. Nie myśli o państwie wielkimi kategoriami, gdyż nie ma poczucia zagrożenia bytu państwa – rok 1989 jest nieporównywalny z rokiem 1918. Brak także wielkich wyzwań, które byłyby uzasadnieniem dla poświęceń na rzecz kraju, jak kiedyś odbudowa Polski po wieku państwowego niebytu, dźwiganie kraju ze zniszczeń wojennych czy integracja Ziem Zachodnich. Wielka modernizacja i postęp cywilizacyjny, które dokonały się w ostatniej dekadzie, mogą być oceniane różnie, zależnie od osobistej sytuacji pytanego. Wydaje się, że we współczesnym państwie obywatel – niezależnie od miejsca zajmowanego w społecznej hierarchii – widzi organizatora lub koordynatora codziennego życia zbiorowego. Tymczasem III Rzeczpospolita z zadań tych wywiązuje się w sposób mocno niedoskonały – w warstwie systemu prawnego, podatkowego, świadczeń społecznych, działania urzędów, kultury, w tym kultury życia publicznego.

Rok 1989 jest nieporównywalny z rokiem 1918

Wesprzyj Więź

W tych warunkach mniej liczą się (bo może po prostu brakuje wyobraźni) ogromne przecież sukcesy minionej dekady – zbudowanie systemu demokratycznego, odbywający się w skali ogólnopolskiej postęp materialny i cywilizacyjny (doceniają to przybysze zza wschodniej granicy), prestiż międzynarodowy, wejście do sojuszu obronnego NATO, postępująca integracja z Europą Zachodnią, konstruktywne stosunki ze wszystkimi sąsiadami Polski, brak napięć na granicach, co jest w historii Polski osiągnięciem doprawdy niezwykłym. Te wartości nadrzędne przyjmowane są bez poczucia wyjątkowości, zasługi, historycznego znaczenia. Zapewne zostaną one docenione z dłuższej perspektywy, jak to nie raz w historii Polski bywało. Bo przecież niepodległa i demokratyczna Polska wcale powstać nie musiała –  mogło być zupełnie inaczej.

Nietrudno wyobrazić sobie całkiem inny scenariusz: trwania PRL pogrążonej w kryzysie ekonomicznym i wstrząsanej tłumionymi buntami społecznymi, utrzymywanej jednak przez Moskwę w posłuszeństwie jako wysunięta za zachód flanka sowieckiego imperium.

Tekst ukazał się w miesięczniku „Więź” nr 11/2001 pod tytułem: „Między marzeniem a rozczarowaniem”.

Podziel się

Wiadomość

PRL niszczyła to, co nazywamy kulturą państwową,,,Rok 1989 jest nieporównywalny z rokiem 1918 PRL niszczyła to, co nazywamy kulturą państwową POWIEM TAK PRL TO JEDYNY OKRES W DZIEJACH 1000 letniej historii ze POLSKA BYŁA BEZPIECZNA CZŁOWIEK BYŁ PODMIOTEM NIE PRZEDMIOTEM >>ZNIESIONO PODZIAŁY KLASOWE POWODEM BUNTY społeczne 1956, 1968, 1970, 1976 r były sterowane przez KLER obce słuzby oraz jasniepanstwo co parło za wszelka cene o powrót do władzy z okresu II RP