rE-medium | Tygodnik Powszechny

Wiosna 2024, nr 1

Zamów

Sposób na życie naprawdę

Dla mnie humanistyka to poszukiwanie prawdy, przy czym w tym szukaniu niekoniecznie musi być obecna nadzieja na jej odkrycie – mówiła prof. Barbara Skarga w 2001 roku w dyskusji na temat kondycji humanistyki.

O humanizmie i humanistyce z prof. Jadwigą Puzyniną (językoznawcą), z prof. Barbarą Skargą (filozofem) i prof. Andrzejem Borowskim (historykiem literatury) rozmawiała Anna Karoń-Ostrowska. Zapis rozmowy ukazał się w miesięczniku „Więź”, nr 1/2001.

Anna Karoń-Ostrowska: Tematem naszej rozmowy ma być stan polskiej humanistyki. Nie można jednak pytać o humanistykę nie pytając o humanizm. Czym jest współczesny humanizm i czy można go jakoś zdefiniować na progu XXI wieku, po Kołymie i po Oświęcimiu, po totalitaryzmach, z których słynął nasz mijający wiek?

Prof. Andrzej Borowski: Warto przypomnieć, że pojęcie „humanizmu” liczy sobie około stu kilkudziesięciu lat. Pojawiło się w literaturze europejskiej, w języku niemieckim, około 1807 roku i oznaczało coś zupełnie innego niż my dzisiaj z tym terminem wiążemy. „Humanizm” oznaczał szkolny program edukacji klasycznej w szkole średniej. Składał się nań zespół przedmiotów klasycznych. Sądzono, że chłopak – program ten nie obejmował jeszcze wówczas dziewcząt – który nauczy się po grecku i po łacinie, pozna historię starożytną, elementy starożytnej filozofii oraz historii sztuki starożytnej, będzie dobrym oficerem albo urzędnikiem, będzie po prostu dobrym „kółkiem w maszynie” struktury państwowej.

Historycznie zaś rzecz ujmując, humanizm to jest paideia, to pewien program antropologiczno-filozoficzny, który został opisany w Helladzie przez poetów i za pośrednictwem poezji był rozpowszechniany. Nie był to od razu program filozoficzny, obecna w nim była jednak pewna koncepcja człowieczeństwa.

Ciąg dalszy to rzymska humanitas znów – co jest bardzo istotne – przenoszona przez poetów i przez mówców. Humanizm średniowieczny nie był faktycznie humanizmem, ponieważ wówczas sztuki wyzwolone były podporządkowane teologii. Myślę natomiast, że doniosłym wynalazkiem Renesansu był humanizm chrześcijański to znaczy chrześcijańska antropologia filozoficzna, która w Chrystusie, Bogu-Człowieku, w tym „uczłowieczeniu się” Boga, dostrzegła nowy wzorzec kultury. Imitatio Christi – ta średniowieczna idea człowieczeństwa Tomasza a Kempis została wpisana w tradycję grecko-rzymską.

Widać tu wyraźnie współoddziaływanie idei humanitas – wolę ten termin od humanizmu – z tradycją chrześcijańską. Ta próba pojednania humanizmu pogańskiego z chrześcijańskim rodzi we mnie nadzieję, że może Opatrzność pozwoli i nam porozumieć się co do humanizmu. Potrzeba tu oczywiście ogromnej delikatności, wzajemnego wsłuchania się w siebie i rozumienia zwolenników każdego z „humanizmów”.

Prof. Barbara Skarga: Profesor Borowski przypomniał nam, że „humanizm” jest terminem XIX wieku. Nie zapominajmy jednak o tym, że już w XIV wieku organizowano w Uniwersytetach studia humanitatis lub humaniora, których ważną częścią była nie tylko retoryka czy historia, lecz także filozofia moralna. Nie chodzi tu jednak o nazwę, lecz rzeczywiście o pewien program, pewną ideę człowieczeństwa, a także społecznego świata –ideę zrodzoną w Grecji. Nie myślę jednak, by była ona dziełem tylko poetów. Byli jeszcze filozofowie, choćby Sokrates i Platon.

Humaniści epoki Odrodzenia czerpali przede wszystkim z filozofii greckiej, wyzwalając się z więzów teologii. Ich humanizm koncentrował się nie na Bogu, lecz na człowieku, choć były oczywiście próby pogodzenia religii z odkrywaną na nowo filozoficzną wiedzą, o czym Pan profesor wspomniał. W naszych dziejach było zresztą tych „humanizmów” wiele, każdy inaczej nieco akcentował rolę wartości i miejsce człowieka w świecie. Dziś o humanizmie mówi się tak ogólnie i w sposób tak nieprecyzyjny, że zupełnie nie wiadomo, o co chodzi.

Prof. Jadwiga Puzynina: Dzieje się tak chyba również dlatego, że słowa oznaczające ważne dla człowieka wartości zmieniają znaczenia – przykłady tego stanu rzeczy przytoczył przed chwilą profesor Borowski. Te znaczenia są m.in. zależne od poszczególnych epok i kultur, w których funkcjonują.

Charakterystyczną cechą naszej epoki jest wielki pluralizm w rozumieniu wielu podstawowych nazw wartości, takich jak: wolność, miłość, prawda – a także humanizm. I tak na przykład istnieje humanizm chrześcijański (w różnych wersjach), dla którego charakterystyczne jest spojrzenie na człowieka jako istotę obdarzoną duchowością i skłonną do przekraczania myślą i uczuciem granic świata materialnego, swojej doczesności. Tak pojęty/pojmowany człowiek dostrzega możliwości realizacji we własnym świecie ideałów ewangelicznych i te możliwości traktuje jako swoje najważniejsze wyzwanie życiowe.

Z drugiej strony – na przykład w czytanej przeze mnie książce „W poszukiwaniu filozofii humanistycznej” Włodzimierz Lorenc referuje poglądy Richarda Rortyego, który – jak wielu innych filozofów – zupełnie odrzuca pojęcie humanizmu chrześcijańskiego oraz poszukiwanie jakiegokolwiek Absolutu w człowieku czy też poza nim. Twierdzi on, że człowiek tak mocno zanurzony jest w pewnej próżni poznawczej, iż stać go jedynie na poszukiwania, bez żadnej możliwości znalezienia rzeczywistej prawdy. To jest smutny humanizm postmodernistów.

Kiedy z kolei zerknęłam przed naszą rozmową do „Słownika” Doroszewskiego z początków lat sześćdziesiątych, znalazłam tam definicję humanizmu charakterystyczną dla marksizmu. Jest on tam określony jako społeczno-kulturowy prąd okresu Odrodzenia, który przeciwstawiał się feudalizmowi i dążył do wyzwolenia umysłu ludzkiego z więzów średniowiecznego dogmatyzmu.

Jak zatem wobec tej wielości i ogólności opisać dzisiaj humanizm? Czy w ogóle można zdefiniować, co oznacza dzisiaj, czym jest?

J.P.: Humanizm odsyła do człowieka, jego wartości duchowych i tego, co z nich wynika dla jego wytworów psychofizycznych. Wartości duchowe to wartości poznawcze, estetyczne i moralne niewątpliwie istotne dla każdego humanisty – i wierzącego, i niewierzącego. Tu – wydaje mi się – można nakreślić płaszczyznę porozumienia. Wartości transcendentne, sakralne są również wartościami humanistycznymi. Odgrywają one najistotniejszą rolę dla wierzących, ale one są tylko ich wartościami.

Za podstawę humanizmu uznałabym więc wcześniej wymienione trzy grupy wartości. Obawiam się jednak, że duża część współczesnego świata nie uważa ich za podstawowe. Dzisiaj stajemy wobec pytania, czy humanizmem nazwiemy zainteresowanie człowiekiem i jego kondycją duchową? Czy też będziemy pojmować humanizm jako zainteresowanie szczęściem człowieka, opierającym się na wartościach hedonistycznych, tak wyraźnie wysuwanych na pierwszy plan przez cywilizację współczesną.

B.S.: Trudno jest określić, czym jest lub czym powinien być współczesny humanizm. Niektórzy w ogóle to pojęcie odrzucają. Mówi się też wiele o jego zagrożeniach, zwłaszcza tych, które niesie z sobą współczesna technika i w ogóle technika jako taka.

To Heidegger głosił, że technicyzacja świata przynosi klęskę człowiekowi i jego kulturze. Pogląd to przesadny i wątpię, byśmy chcieli się dziś wyzbyć telefonu lub łazienki. Zresztą jeżeli by humanizm określić – tak, jak to już robiono – że nic, co ludzkie, nie jest człowiekowi obce, to będziemy musieli uznać istnienie humanistycznych wartości również w polityce, ekonomii czy technice. Istnieje na pewno technika, która nie niszczy wartości humanistycznych – można powiedzieć, że je wręcz wzbogaca. Istnieje natomiast zawsze problem, gdzie i do jakich granic technicyzacja sprzyja człowiekowi. Wyznaczenie tych granic jest bardzo trudne i nie można ich ustalić arbitralnie.

To, co dziś tu nas obchodzi, to pewien zespół wartości, który jakoś ostał się w kulturze, przesiany przez sito czasów. Jest to zespół wartości prostych, w moim przekonaniu, najprostszych. Zgadzam się w zasadzie z definicją humanizmu sformułowaną wcześniej przez profesor Puzyninę. W gruncie rzeczy chodzi w niej o takie stare wartości jak prawda, dobro i piękno. Może tylko należałoby wyraźnie dodać, że nie chodzi tu jedynie o wyznawanie tych szczytnych ideałów, lecz tworzenie, działanie w ich kierunku. Humanizm to nie retoryka lecz etyka.

Podstawową wartością jest zawsze człowiek, godność ludzka. A skoro tak, to rzecz w tym, aby w drugim, a nie w sobie, widzieć przede wszystkim osobę. Nie myśleć o swoim zbawieniu i o swojej tożsamości, tylko zwrócić się ku innemu, w nim widząc wartość. Jest to inne postawienie sprawy, inna filozofia niż ta, która dominowała przez tysiąc lat. Zmierza ona nie tylko w kierunku dialogu, nie tylko walczy z egoizmem. Ma wymiar społeczny i polityczny. Walczy bowiem ze wszystkimi nacjonalizmami, z wszelką ksenofobią, z zamykaniem się we własnym środowisku, we własnej grupie, rodzinie. Podjęcie tej próby otwarcia na zewnątrz, wydaje mi się właśnie ideą na wskroś humanistyczną.

Za pierwszą podstawową wartością idą inne, które nierzadko ze sobą kolidują, niektóre są nawet sprzeczne. Dla wielu na przykład wartością jest sprawiedliwość, dla innych – równość. I już pojawia się problem, bo niestety sprawiedliwość z równością pogodzić się nie da. Dla jeszcze innych nie ma humanizmu bez Boga, w moim skromnym przekonaniu – jest.

A.B.: Trudno nam dziś mówić o tym, czym jest współczesny humanizm, bo mamy za sobą wyrwę czterdziestu lat tzw. humanizmu socjalistycznego, który jako ideologia niszczył faktycznie humanistykę. Nie było wtedy dialogu, nie było społeczeństwa obywatelskiego. Polska szkoła jest w opłakanym stanie. Egzaminuję studentów literatury, przyszłych nauczycieli i patrzę z trwogą na „porażenie” języka, na nierozumienie tego, o czym mówią. Mam poczucie, że jesteśmy w jakimś punkcie zerowym, że trzeba wszystkiego uczyć się od podstaw – począwszy od łaciny i greki w liceum, a na percepcji Heideggera kończąc. To jest według mnie podstawowy problem polskiej humanistyki – wychowanie, edukacja.

W moim odczuciu mamy dzisiaj do czynienia nie z kryzysem, ale z katastrofą kultury, nie humanistyki, lecz kultury. Objawia się ta zapaść przede wszystkim bylejakością wykształcenia, na której niestety zbyt często się poprzestaje i na którą się przyzwala, zastępowaniem rozmowy bełkotem i zanikiem dialogu.

Profesor Skarga przeciwstawia retorykę etyce. No to ja chciałbym, żeby pamiętano jednak o Kwintylianie, o jego fundamentalnym dla szkoły europejskiej powiązaniu retoryki właśnie z etyką: mówca rzeczywiście skuteczny to człowiek uczciwy biegły w mowievir bonus dicendi peritus.

J.P.: Zgadzam się z Panem, że jest to wielki problem szkoły, martwię się o nią i o jej przyszłość. Zauważam, że we współczesnej szkole nie kładzie się wystarczającego nacisku na wartości humanistyczne. Dostrzegam w nauczaniu silne tendencje do instrumentalizowania humanistyki, szczególnie nauki o języku. Liczy się przede wszystkim praktyczna skuteczność komunikacji, a nie jej etyczność i walory estetyczne, nie wiedza o języku jako o ważnym elemencie kultury.

Może więc na przełomie wieków i tysiąclecia możemy mówić o kryzysie humanizmu? Czy epoka „transformacji”, w której żyjemy nie jest także na naszym polskim gruncie czasem kryzysu, czy nawet zapaści wartości humanistycznych?

B.S.: Każda przemiana jest swoistym kryzysem. Przypomnijmy sobie, co działo się w dziewiętnastym wieku przed nadejściem dwudziestego, cóż to był za kryzys – koniec wieku, dekadencja wszystko się kończyło. Kryzysy były zawsze, to jest taki wieczny ludzki niepokój, który przeżywamy ze zdwojoną siłą, kiedy zbliża się jakaś okrągła data – jesteśmy kalendarzowcami.

Kryzys to był Oświęcim, Gułag. W rzeczywistości, w której żyliśmy, działo się wówczas coś strasznego. To była katastrofa. Lecz czy można mówić o katastrofie kultury w Europie, w której od pięćdziesięciu dopiero lat realizuje się wielkie idee zjednoczenia narodów, działają instytucje, które bronią praw człowieka nie tylko słowem, lecz także czynem, instytucje, o których kiedyś można było tylko śnić?

Nie podzielam tej katastroficznej wizji i nie podzielam też opinii, która traktuje czterdzieści lat socjalizmu jako pustynię. Przeciwnie. Podziwiam tę społeczność, która nie posiadając żadnych obywatelskich praw, represjonowana, tak dzielnie broniła się przed naciskami. To wówczas powstała Biblioteka Klasyków Filozofii – pomnikowe wydawnictwo, liczące/obejmujące do 1990 roku ponad sto tomów, dziś borykające się z finansowymi trudnościami. To wówczas przyjeżdżały do Filharmonii najlepsze orkiestry i soliści, tworzyli: Lutosławski, Penderecki, Kilar, a film polski zdobył międzynarodową sławę. Mimo cenzury powstała niejedna dobra książka. Społeczeństwo okazało się żywsze i inteligentniejsze niż decydenci i ich ideologiczna płaska polityka. Szkoła na pewno nie była dobra, ale i tu pojawiały się wyjątki. Byli nauczyciele, którym udawało się przemycać humanistyczne wartości i wykształcić świetnych ludzi.

Jaka jest dziś szkoła? Nie wiem. Boję się, że marna, choć już nie cierpi na ideologiczne ograniczenia. Z drugiej jednak strony, kiedy patrzę dziś na studentów, którzy z tych szkół wyszli, to aż dusza rośnie. Jak wielu ich jest i jak się garną do nauki. Kiedy widzę młodych ludzi, którzy z małego miasteczka jadą do Oksfordu, żeby zdawać brytyjską maturę i pokazać swe świetne wykształcenie, trudno mi mówić o kryzysie. Oczywiście nie mamy możliwości, żeby tego rodzaju rzeczy działy się masowo, ale pęd do wiedzy, który budzi się w młodym pokoleniu, jest nadzwyczajny.

Jeśli chodzi o nauki humanistyczne, na przykład filozofię, właśnie wśród młodych widzę wiele wspaniale rozwijających się talentów. Michał Paweł Markowski, Cezary Wodziński, Tadeusz Gadacz – cóż to za świetni ludzie! Jeżeli chodzi o literaturę, mamy znakomity esej, publicystykę. Jednym słowem, nie widzę ani upadku humanistyki, ani humanizmu jako takiego.

J.P.: Mówi Pani wciąż o kulturze elitarnej, natomiast zupełnie inaczej rysuje się sytuacja w pozostałej części społeczeństwa. Tutaj widoczne jest zdecydowanie pogorszenie. W przypadku szkoły z wartościami humanistycznymi jest często – co paradoksalne – gorzej niż w okresie socjalizmu.

Jeżeli mówimy o kryzysie pewnego pojęcia humanizmu, popatrzmy szerzej, na całe społeczeństwo. Przed rokiem korzystałam z badań CBOS-u, przeprowadzonych wśród młodego pokolenia. Pytanie dotyczyło tego, które wartości uznają młodzi za ważne i chcieliby przekazać w przyszłości swoim dzieciom. Zaledwie 2 proc. wskazało wartości moralne, drugie 2 proc. wartości religijne. Reszta mówiła o pieniądzu, sukcesie zawodowym, sprawności i skuteczności. Mam do czynienia ze studentami polonistyki, a zwłaszcza ze słuchaczami studiów zaocznych. To są często smutne dla mnie spotkania. W ich zainteresowaniach poznawczych bardzo wyraźnie widać erozję wartości duchowych. Byłoby nawet dziwne, gdyby było inaczej przy tak ogromnym zalewie kultury masowej, telewizji i reklam.

Studentów jest dziś niewątpliwie więcej niż dawniej. Tylko czy ta ilość przechodzi w jakość? Czy nauka jest przede wszystkim pędem do wiedzy, do poszukiwania prawdy, czy stała się przede wszystkim wartością rynkową – bez studiów nie ma dobrej pracy.

A.B.: Czy zdaniem Pani to źle ? Mnie się wydaje, że my często mówimy nadal o humanizmie w sposób ideologiczny, że jest to tak zwana „nadbudowa”, że ktoś ma jakieś intelektualne fanaberie zamiast przyzwoicie pracować. Przecież motywacje ludzkie są zawsze takie same. Nie odłączałbym pragnienia zdobywania wiedzy, czyli tej, powiedzmy, motywacji szlachetnej od tej – nazwijmy ją – pragmatycznej, czyli od tego, że taki młody człowiek liczy również na dobrą pracę, na jakieś pieniądze, na to że trochę pozna, zobaczy świat, że będzie mu się lepiej powodziło. Człowiek jest całością. Jedno i drugie jest jego prawdą, jest prawdą o nim.

Na koniec chciałabym zdać Państwu pytanie bardzo osobiste: co oznacza dla Państwa bycie humanistą? Czy odczuwają Państwo jakieś poczucie misji, czy – mówiąc skromniej – odpowiedzialności z racji uprawiania tej dziedziny wiedzy?

A.B.: Humanistyka nie gorzej niż inne nauki nadaje się do tego, żeby pomóc w szukaniu odpowiedzi na pytania o prawdę, cierpienie i ludzką nadzieję. Jako humanista, muszę się liczyć z tym, że przyjdzie do mnie student i zada mi pytania podstawowe, egzystencjalne. Odpowiadam na nie językiem poety, nie językiem filozofa i teologa, a przecież ta odpowiedź poety ma swoistą wartość, ma swoją prawdę.

J.P.: Istotne dla humanistyki jest to, że zadaje ona pytania podstawowe, pytania o sens świata, o istotę człowieka. Humanistyka uprawniona jest do pytania o całość ludzkiej egzystencji, a nie tylko o cząstkowe, szczegółowe zagadnienia. W tym jest jej wielka siła, ale w tej ogólności może kryć się również pewna słabość.

 A.B.: Boję się, żebyśmy nie zaczęli stawiać humanistyce kapliczek. Nie jest przecież wygodnie we współczesnym świecie i we współczesnej kulturze być humanistą. Niejeden humanista ciągle jeszcze chodzi w dziurawych butach. Dlatego może spróbowałbym zapytać inaczej: czy to dobrze, czy źle jest być humanistą? Czy jesteśmy szczęśliwi jako humaniści? Dlaczego? Czy mamy poczucie służebności?

J.P.: Wszyscy jesteśmy ludźmi z pasjami, trudno więc chyba, żeby odpowiedź była negatywna. Coraz bardziej zdaję sobie sprawę z tego, że humanistyka jest dziedziną pracy poznawczej, której wyników często nie da się weryfikować, że jest to nieustanna interpretacja.

Tym, co w humanistyce szczególnie sobie cenię jest życie w dialogu, w dialogu bezpośrednim i w dialogu pośrednim – z myślami ludzi różnych epok, utrwalonymi w ich dziełach. Cieszę się więc, że jestem humanistką, ponieważ dzięki temu mogę obcować na co dzień z problemami rzeczywiście dla mnie ważnymi, zajmować interpretacją tego, co jest według mnie w ludzkiej egzystencji naprawdę istotne – i mogę to czynić w ciągłym, szeroko pojętym dialogu z innymi.

A.B.: W moim pojęciu humanistyka to nie tylko formuła intymnej wizji świata, z której nie chciałbym się zwierzyć. Dla mnie humanistyka, którą uprawiam jako nauczyciel akademicki, stanowi próbę na pewno niedoskonałego i niepełnego, ale jednak kształtowania i wprowadzania porządku w świat pojęć. Ufam, że pomoc w tworzeniu tego porządku ułatwia porozumienie między ludźmi, że w ten sposób uwidacznia się jakaś bardziej przejrzysta struktura, coś lepiej funkcjonuje. To właśnie znaczy słowo humanior, czyli „bliższe człowiekowi”. Humanistyka to sztuka budowania rzeczywistości „bardziej ludzkiej”, to także sztuka budowania człowieczeństwa, sztuka wychowywania – przede wszystkim samego siebie. I dlatego muszę dawać swoim życiem świadectwo tego, czego uczę.

B.S.: Może nie używajmy zbyt wielkich słów. Nie odważyłabym się udzielać komukolwiek rad na temat lepszego życia, czy odpowiadać tak wprost na podstawowe pytania. Dla mnie humanistyka, a w niej filozofia, to poszukiwanie prawdy, przy czym w tym szukaniu niekoniecznie musi być obecna nadzieja na jej odkrycie. Samo to poszukiwanie coś daje, zmusza, by inaczej żyć. Zresztą nie wiem, czy to co robię, jest uprawianiem filozofii – to po prostu mój sposób na życie naprawdę.

Opracowała Anna Karoń-Ostrowska. Rozmowa ukazała się w miesięczniku „Więź”, nr 1/2001.

Wesprzyj Więź

 Jadwiga Puzynina – ur. 1928, polska językoznawczyni i badaczka literatury, profesor nauk humanistycznych, autorka podręczników do nauki języka polskiego w szkołach średnich, Odznaczona Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski.

Barbara Skarga – ur. 1919, zm. 2009, polska profesor filozofii PAN, autorka książek takich jak „Tożsamość i różnica. Eseje metafizyczne” (1997) i „Kwintet metafizyczny” (2005).

Andrzej Borowski – ur. 1945, literaturoznawca, teoretyk i historyk literatury, profesor, kierownik Katedry Historii Literatury Staropolskiej Wydziału Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego, wiceprezes Polskiej Akademii Umiejętności.

Podziel się

Wiadomość